Na swoim biurku Montalbano znalazł górę papierów, które powinien podpisać albo natychmiast wywalić do kosza. Czyżby to zemsta podwładnych?
Ni stąd, ni zowąd bomba wybuchła o pierwszej, w chwili gdy komisarz, czując, że już zdrętwiała mu ręka, zastanawiał się, dokąd by tak pójść na obiad.
– Komisarzu, dzwoni jakaś pani Anna Tropeano. Chce z panem rozmawiać. Chyba jest zdenerwowana – powiedział Grasso, pełniący rano dyżur przy telefonie.
– Mój Boże, Salvo! Oglądasz telewizję? Widziałeś? Mówią, że Maurizio został zabity!
W komisariacie nie było telewizora, więc Montalbano czmychnął z gabinetu do pobliskiego baru „Italia”. W drzwiach zatrzymał go Fazio.
– Co jest, komisarzu?
– Zabili Maurizia Di Blasi.
Właściciel baru, Gelsomino, i dwaj klienci gapili się z otwartymi ustami w telewizor, wsłuchani w głos dziennikarza Televigaty, który relacjonował wydarzenie.
– …i podczas tego długiego nocnego przesłuchania inżyniera Aurelia Di Blasi szef oddziałów specjalnych w Montelusie, komisarz Ernesto Panzacchi, nabrał podejrzeń, iż syn przesłuchiwanego, Maurizio, na którym ciążyły zarzuty o zabójstwo Micheli Licalzi, mógł ukryć się w domu na wsi, na terytorium Raffadali, które należy do rodziny Di Blasi. Inżynier utrzymywał jednak, że to niemożliwe, ponieważ on sam poprzedniego dnia szukał go tam bez skutku. Dzisiaj, około dziesiątej rano, komisarz Panzacchi z sześcioma funkcjonariuszami udał się do Raffadali i rozpoczął rewizję dużego, mówiąc nawiasem, domu. W pewnej chwili jeden z funkcjonariuszy zauważył mężczyznę biegnącego zboczem wzgórza, które znajduje się niemal tuż za domem. Podczas pościgu komisarz Panzacchi i jego ludzie zobaczyli grotę, w której się ukrył Di Blasi. Komisarz Panzacchi kazał swoim ludziom otoczyć teren i wezwał uciekiniera, by wyszedł z podniesionymi rękami. I Di Blasi wyszedł, wołając: „Ukarzcie mnie, ukarzcie!”, i groźnie wymachując bronią. Jeden z funkcjonariuszy zdążył jednak przytomnie oddać strzał i młody Maurizio Di Blasi upadł, śmiertelnie rażony serią z karabinu maszynowego w klatkę piersiową. Wołanie młodzieńca, który domagał się kary dla siebie, to nie tylko reminiscencja z Dostojewskiego, lecz również dobitny akt przyznania się do winy. Inżynier Aurelio Di Blasi został poproszony o wyznaczenie obrońcy. Ciąży na nim oskarżenie o współudział w zorganizowaniu ucieczki syna, która zakończyła się tak tragicznie.
Kiedy pojawiło się zdjęcie, a na nim źrebięca twarz biednego chłopca, Montalbano wyszedł z baru i wrócił do komisariatu.
– Gdyby kwestor nie odebrał ci śledztwa, ten biedak na pewno by żył! – warknął wściekle Mimi.
Montalbano nie odpowiedział, wszedł do gabinetu i zamknął drzwi. W relacji dziennikarza była rażąca, sprzeczność. Jeżeli Maurizio Di Blasi chciał zostać ukarany, jeżeli tak bardzo sam pragnął dla siebie kary, to dlaczego miał przy sobie broń, którą groził policjantom? Uzbrojony człowiek, kierujący pistolet w stronę tych, którzy próbują go aresztować, nie pragnie kary, tylko chce uniknąć aresztowania, uciec.
– To ja, Fazio. Mogę wejść?
Komisarz stwierdził ze zdumieniem, że razem z Faziem wchodzą również Augello, Germana, Gallo, Galluzzo, Giallombardo, Tortorella, a nawet Grasso.
– Fazio rozmawiał ze swoim przyjacielem z oddziałów specjalnych z Montelusy – powiedział Mimi Augello i dał Paziowi znak, żeby mówił dalej.
– Czy pan wie, jaką bronią chłopak groził komisarzowi Panzacchiemu i jego ludziom?
– Nie.
– To był but. Prawy but. Zanim upadł, zdążył jeszcze rzucić nim w Panzacchiego.
– Anna? Mówi Montalbano. Teraz już słyszałem.
– Salvo, to nie mógł być on! Jestem pewna! To jakieś tragiczne nieporozumienie! Musisz coś zrobić!
– Nie po to do ciebie dzwonię. Czy znasz panią Di Blasi?
– Tak, rozmawiałam z nią kilka razy.
– Jedź do niej, i to szybko. Niepokoję się o nią. Nie chciałbym, żeby została sama, gdy mąż w więzieniu, a syn właśnie został zabity.
– Już lecę.
– Komisarzu, czy mogę coś powiedzieć? Znów dzwonił ten mój przyjaciel z Montelusy.
– I powiedział, że jeśli chodzi o ten but, to tylko żartował, wszystko zmyślił?
– Dokładnie. A zatem to prawda.
– Słuchaj, pojadę teraz do domu. Dzisiaj już chyba nie ruszę się z Marinelli. Jeśli będę potrzebny, dzwońcie.
– Musi pan coś zrobić, komisarzu.
– A odpierdolcie się wszyscy ode mnie!
Za mostem pojechał prosto; nie miał ochoty usłyszeć po raz kolejny, i to od Anny, że koniecznie musi coś zrobić. A niby dlaczego? Znaleźli sobie rycerza bez skazy! Robin Hooda i Zorro w jednej osobie: Salva Montalbana!
Głód, który odczuwał o pierwszej, już minął. Komisarz nasypał sobie na spodek czarnych i zielonych oliwek, ukroił kromkę chleba i urywając po kawałku, zadzwonił do Nicolo Zito.
– Nicolo? Mówi Montalbano. Czy kwestor zwołał konferencję prasową?
– Tak, na piątą.
– Będziesz tam?
– Pewnie.
– To musisz mi wyświadczyć przysługę. Zagadnij Panzacchiego, jaką broń miał przy sobie Maurizio Di Blasi. A kiedy już ci odpowie, spytaj, czy może ją pokazać.
– Co się pod tym kryje?
– Powiem ci, kiedy będę mógł.
– Salvo, czy mogę coś powiedzieć? Tutaj wszyscy jesteśmy przekonani, że gdybyś to ty prowadził śledztwo, Maurizio Di Blasi by żył.
A więc Nicolo śpiewał w jednym chórze z Augellem.
– Spadaj do kibla!
– Dziękuję, bardzo mi się to przyda, od wczoraj jakoś nie mogę. Aha, konferencję transmitujemy na żywo.
Wyszedł na werandę i usiadł z książką Deneviego. Wciąż nie dawała mu spokoju ta sama myśl, która poderwała go wczoraj w nocy: co dziwnego, niezwykłego zobaczył albo usłyszał, kiedy był w willi z doktorem?
Konferencja prasowa rozpoczęła się dokładnie o piątej – Bonetti-Alderighi miał świra na punkcie punktualności.
(„Punktualność jest cnotą królów” – powtarzał przy byle okazji; szlacheckie pochodzenie wyraźnie uderzyło mu do głowy i kiedy przeglądał się w lustrze, pewnie widział na swojej głowie koronę).
Za stołem, przykrytym zielonym suknem, siedziało ich trzech: kwestor w środku, po prawej Panzacchi, po lewej wicekwestor Mlekko. Za nimi stało sześciu funkcjonariuszy, którzy brali udział w akcji. Podczas gdy twarze funkcjonariuszy były poważne i spięte, twarze trzech przełożonych wyrażały umiarkowane zadowolenie. Umiarkowane, ponieważ morderca zmarł, a zatem jednak wymknął im się z rąk.
Kwestor zabrał głos pierwszy, wychwalając Ernesta Panzacchiego („człowieka skazanego na błyskotliwą karierę”) i przemycając krótkie słowa uznania pod własnym adresem za to, iż postanowił powierzyć zadanie szefowi oddziałów specjalnych, który „potrafił rozwiązać sprawę w dwadzieścia cztery godziny, podczas gdy zwolennicy przestarzałych metod strwoniliby na nią Bóg wie ile czasu”.
Montalbano, który siedział przed telewizorem, przełknął to gładko, nawet niczego złego sobie nie pomyślał.
Następnie głos zabrał Ernesto Panzacchi, który powtórzył dokładnie to samo, co komisarz usłyszał już z Televigaty. Nie wdawał się w szczegóły, wyraźnie dążył do szybkiego zakończenia konferencji.
– Czy mają państwo jakieś pytania? – spytał Mlekko.
Ktoś podniósł rękę.
– Czy to pewne, że chłopiec krzyczał „ukarzcie mnie!”?
– Oczywiście. Krzyknął dwukrotnie, słyszeliśmy to wszyscy wyraźnie.
I popatrzył w kierunku funkcjonariuszy, który potwierdzili równoczesnym skinieniem głowy: wyglądali jak marionetki pociągane za sznurki.
Читать дальше