Rafał Dębski - Labirynt Von Brauna

Здесь есть возможность читать онлайн «Rafał Dębski - Labirynt Von Brauna» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Labirynt Von Brauna: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Labirynt Von Brauna»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jaki związek ma wojenne i przedwojenne niemieckie upodobanie do prac pod ziemią z osobą współczesnego polskiego policjanta? Oleśnica, powiatowe miasto w pobliżu Wrocławia. Miejscowa policja próbuje rozwikłać zagadkę serii tajemniczych zgonów. Komisarz Wroński zostaje uwikłany w intrygę, której zasięg znacznie przekracza kompetencje zwyczajnego gliny. W mieście toczy się bowiem prawdziwa cicha wojna. Wojna, która nie skończyła się w ’45 roku. Bowiem kiedy milkną działa, do walki przystępują służby specjalne.

Labirynt Von Brauna — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Labirynt Von Brauna», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
* * *

– Wezwałem pana tutaj – zaczął burmistrz, wskazując Wrońskiemu krzesło – w pewnej sprawie.

– Poprosił mnie pan tutaj – odparował Michał – żeby coś wyjaśnić.

– Tak – uśmiechnął się burmistrz – poprosiłem. Wezwać mogę podległego pracownika, prawda? A policja mi nie podlega. To chciał pan dać mi do zrozumienia?

– Panie burmistrzu. Z całym szacunkiem. Ale tak właśnie. Wzywać pan może kogoś, komu daje pan pracę. A ja jestem obywatelem płacącym podatki i to w mojej osobie i mnie podobnych ma pan pracodawców.

– Czy nadejdzie kiedyś chwila, kiedy nie usłyszę z pana ust podobnych złośliwości?

– Nie wiem. Szczerze mówiąc, wątpię. To chyba silniejsze ode mnie.

– Sprawia to panu taką przyjemność, tak mnie pannie lubi?

– Nie w tym rzecz. Ale parę razy widziałem, jak różni włażą panu w tyłek. To ich nie lubię, nie pana. Brzydzi mnie to. Wiem z własnego doświadczenia i obserwacji, że takie postawy wbijają przełożonych w nadmierne poczucie własnej ważności. Pan jest dla mnie takim samym człowiekiem, jak inni. Na stanowisku, ale moim zdaniem to raczej zobowiązuje niż rozgrzesza ze słabości.

W tej chwili weszła sekretarka, ładna kobieta pod czterdziestka. Uśmiechnęła się przelotnie do Wrońskiego. To była jedna z niewielu osób w ratuszu, które naprawdę znały się na swojej pracy.

– Przepraszam, że przeszkadzam. Ale są te dyplomy do podpisania. Gdyby pan mógł. Dyrektor szkoły podobno bardzo na to czeka.

– Pan wybaczy.

Michał kiwnął głową. Dyplomy, tak. Burmistrz podpisuje osobiście takie duperele.

Dyrektor szkoły pilnie czekana te parę świstków, wygląda ich jak kania dżdżu. Pewnie ma się odbyć uroczysty apel; z okazji albo ku czci, który zostanie uświetniony rozdaniem dyplomów uznania podpisanych przez pierwszego po Bogu w mieście. Apel, o którym nie tylko wszyscy natychmiast zapomną, ale przede wszystkim mało kto się dowie. No cóż, jak i zakres władzy, takie problemy.

Burmistrz na pewno ma ten cały cyrk gdzieś, bo dla niego ważna jest nowa uliczka gdzieś na granicy miasta albo kłopoty z miejscowymi biznesmenami. Poczuł nagle, że dusi się w tym grajdole, w tych układach, wśród ludzi, którzy znają wszystkich i czują się w mętnych wodach małej polityki jak przydenne ryby.

– Dobrze – burmistrz podjął rozmowę, zanim jeszcze sekretarka wyszła. – Poprosiłem pana w pewnej sprawie. Domyśla się pan, w jakiej?

– Redaktorek się poskarżył – bardziej stwierdził niż spytał Wroński.

– To też. Podobno prowadzi pan prywatną wojnę z naszą gazetą.

– Nie prowadzę żadnej wojny. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

– To dlaczego utrudnia pan pracę dziennikarzom?

– Tak powiedział? – Wroński uniósł brwi. – Powinien się cieszyć, nie został oskarżony o utrudnianie pracy policji. Gdzie się tylko coś wydarzy, ten szakal natychmiast jest.

– To jego zawód. Traktuje go jako powołanie.

– Naprawdę? Jakoś nie przyjechał, kiedy złapano jego kumpla, Pana radnego, prowadzącego samochód po pijanemu. Jakoś go nie było, gdy syn prezesa Gronia potrącił bezdomnego. Wybiórczo traktuje swoje powołanie. Jego pisemko z lubością opisze proces człowieka, który ukradł przyczepę styropianu, ale o rozprawie sądowej w sprawie nadużyć i przestępstw dokonanych przez dyrektora dużego ośrodka ani słowa.

Burmistrz zabębnił palcami w blat biurka. Ta rozmowa była nieprzyjemna i do niczego niepotrzebna. Ale obiecał ustawić komisarza i musiał to zrobić. Nie chodziło zresztą o Niwę, on był tylko pretekstem.

– Groził mu pan przemocą fizyczną, kąpielą w ścieku.

– Po pierwsze nie groziłem, ale napomknąłem o takiej możliwości, a po drugie ma pan na to tylko jego słowo. A co ono jest warte nie muszę mówić.

– Chciałbym, żeby pan doszedł do porozumienia z lokalną prasą. Takie zgrzyty na linii trzeciej i czwartej władzy są zbędne. Pan ma coś osobiście do naczelnego?

– Osobiście? Osobiście nie mam przyjemności się z nim kontaktować. To zwyczajna gnida, panie burmistrzu. Ścierwo dziennikarskie najgorszego chowu. W dodatku z prawdziwego pismaka ma tylko metody pracy, bo z językiem artykułów jest znacznie gorzej.

– Pan jest krytykiem literackim, komisarzu?

– Niepotrzebna ironia. Niech pan weźmie pierwszy z brzegu artykuł w profesjonalnej gazecie i porówna z wypocinami naszego redaktora.

– Zostawmy to – westchnął burmistrz. Nic z tego nie będzie, Wroński i Niwa nie znoszą się wprost organicznie. – To nie wszystko. Podobno twierdzi pan, jakoby w naszym mieście miała miejsce seria morderstw.

– Zabójstw, panie burmistrzu. W języku policyjnym mówimy o zabójstwach.

– Nieważne, jak to nazwiemy. Ale bardzo proszę nie upowszechniać takich informacji. To szkodzi wizerunkowi miasta. Wie pan, ile mnie kosztowało wyperswadowanie panu Niwie publikacji na ten temat?

– I udało się go przekonać? Ma pan wielki dar. Ale to nie ja upowszechniam takie plotki, może mi pan wierzyć. Jeśli ktoś to robi. Trzeba go szukać właśnie wśród dziennikarzy. A ich informatorem nie jestem z pewnością ja. Pewnie ten gość ma jakiegoś życzliwego na utrzymaniu w komendzie. I zapewniam o jednym. Jeśli się dowiem kto to jest, osobiście skieruję sprawę na drogę służbową.

– Cóż, w takim razie dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że nasze następne spotkanie będzie dotyczyło spraw bardziej przyjemnych.

Wroński takiej nadziei raczej nie miał, ale kiwnął na zgodę. Wstał. Kiedy położył rękę na klamce, zatrzymał go jeszcze głos burmistrza.

– Panie Michale – powiedział tamten cicho. – Niech pan na siebie uważa.

* * *

– Sprytne, komisarzu, bardzo sprytne – powiedział Baliński mierząc Michała zimnym spojrzeniem. – Sprytne, ale zupełnie niepotrzebne. Tę analizę położyłem dzisiaj rano na pana biurku.

Wroński wzruszył ramionami. Cholera cię wie. Dzisiaj ją przyniosłeś, bo wiedziałeś, że i tak znam wyniki. Ale gdyby nie to, może zamierzałeś ją gdzieś zadołować.

– Komendant od samego rana chodzi i pyta wszystkich po kolei, dlaczegóż to jakieś gryzipiórki wydzwaniają do niego z żądaniem przesłania tajemniczego pisma do sekretariatu komendy wojewódzkiej. Nie poinformowałem go o pana wybryku, żeby panu jeszcze nie dokładać.

– Podziękowałbym za dobre serce, ale przecież zrobiłem to z powodu pańskich działań, a nie dla własnej przyjemności. Więc chyba nie ma za co.

Inspektor skrzywił się niechętnie. Ten Wroński to naprawdę przykry typ. Niedość, że bezczelny, to jeszcze inteligentny. A przecież jego szef twierdził, jakoby był przeciętnym gliną jednym z tych, którzy nie lubią się przepracowywać, wypełniają obowiązki, ale tylko w godzinach pracy, a resztę mają gdzieś.

– Proszę mi powiedzieć, co pan sądzi o sprawie?

– Której? Morderstwa Ramiszewskiego czy tego zastrzelonego?

– Proszę nie udawać! O tajemniczych trupach. Na pewno ma pan swoje przemyślenia.

– Przecież nie ma żadnej sprawy niezidentyfikowanych zwłok! – dodał Michał z udawanym zdumieniem – Za głupie uwagi na ten temat zebrałem niezły opieprz!

– Chociaż przez chwilę porozmawiajmy poważnie. Oczywiście, że te wszystkie sprawy się łączą. Mogę panu nawet zdradzić kilka informacji, które do was nie dotarły w całości. Na sześć ciał dwa miały skręcony kark, jedno ślad po wkłuciu, dwa nie nosiły znaków ingerencji zewnętrznej, poza czymś, o czym powiem na końcu. Jednemu denatowi przebito igłą rdzeń kręgowy, a właściwie pień mózgu. No i jeden trup został zastrzelony, wie pan już, że z amerykańskiej pompki. I pistoletu bądź rewolweru. A wszystkie ciała, poza tym zastrzelonym, miały we krwi pozostałości szybko rozkładającej się trucizny.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Labirynt Von Brauna»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Labirynt Von Brauna» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Benno von Bormann - Das Hospital
Benno von Bormann
Andre von Bern - Dämmerungen
Andre von Bern
E. K. Busch - Einer von Zweien
E. K. Busch
Veronika Beci - Nur von draußen
Veronika Beci
Alexandre Dumas d.Ä. - Isabelle von Bayern
Alexandre Dumas d.Ä.
Marion Döbert - Das Wunder von Bern
Marion Döbert
Ekkehard von Braunmühl - Liebe ohne Hiebe
Ekkehard von Braunmühl
Alexandre Dumas - Isabelle von Bayern
Alexandre Dumas
Отзывы о книге «Labirynt Von Brauna»

Обсуждение, отзывы о книге «Labirynt Von Brauna» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x