W zasadzie do domu nie miał po co wracać, bo żona zmarła kilkanaście lat wcześniej, a dzieci wyjechały na stałe do Australii. W ogóle na prawdę spora część młodych mieszkańców Oleśnicy wybierała właśnie tamten kierunek emigracji.
Tego dnia emerytowany policjant siedział przy stoliku na zewnątrz, jak zawsze nie rzucając się w oczy, schowany w dalekim kącie. Sączył piwo, wpatrzony gdzieś w przestrzeń zamyślonym wzrokiem. Myliłby się jednak ktoś, kto by posądzał starego o brak czujności. Mimo pozornego odrętwienia widział wszystko i rejestrował każdy ruch, każdą pojawiającą się twarz.
Kiedyś ta właśnie ukryta czujność pozwoliła na schwytanie trzech rabusiów, którzy zabrali całodniowy utarg grożąc barmance nożami. Tylko Bednarz potrafił szczegółowo opisać napastników. Reszta gości i przerażona dziewczyna byli bowiem zbyt zszokowani niezwykłym wydarzeniem, żeby myśleć logicznie. Od tamtej pory właściciel knajpy sponsorował mu jedno piwo dziennie.
Wrońskiego też od razu zauważył. Nie dał najmniejszego znaku, nie drgnął najmniejszy mięsień na pomarszczonej, opalonej twarzy. Przypominał wiekowego Indianina z opowieści Karola Maya albo Alfreda Szklarskiego, nieporuszonego wodza Sjuksów czy Dakotów. Tylko oczy błysnęły pod krzaczastymi brwiami. Wroński to nad wyraz rzadki gość. Albo mu żona dopiekła do żywego, albo ma jakiś interes.
Michał rozejrzał się, dostrzegł starego, podniósł rękę. Bednarz uczynił zapraszający gest. Wroński jednak nie podszedł od razu. Najpierw wszedł do środka lokalu, wyniósł stamtąd dwa piwa.
– Wiesz, jak się zachować, młody – mruknął z uznaniem stary policjant. Pociągnął łyk, na twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia. – O! Masz pojęcie, co dobre! Niezły fikołek – Znów zanurzył wargi w płynie – Nawet więcej niż niezły. Najlepsze jest piwko z tequilą ale przy tutejszych cenach to tylko marzenie. Poza tym nie mają w tej spelunie porządnej siwuchy z kaktusów, tylko jakąś tanią podróbę.
– Nieźle wyglądasz – Michał usiadł na przeciwko.
– Co chcesz. Porządny, przedwojenny materiał. Wtedy robili mocniejszych ludzi. Nie to, co dzisiaj. Wszystko wyrośnięte niby świerki, a chorowite niczym brzoza – Przez jakiś czas Bednarz był strażnikiem leśnym. Lubił porównania wyniesione z tamtej pracy. – A te alergie. Za moich czasów spaliśmy na sianie, żarliśmy byle co z byle czym i nie bywało tego wszystkiego.
– Zaraz powiesz, że przeżywali najsilniejsi, a to jest klucz do zdrowego społeczeństwa.
– Żebyś wiedział, młody. Święta prawda! To się nazywa darwinizm stosowany. Dobra – przechylił kufel, przymykając z zadowolenia oczy – mów, co cię sprowadza.
– A jeśli powiem, że chciałem się z tobą tylko spotkać i pogadać, uwierzysz?
– Nie – odpowiedź była krótka i zdecydowana niby strzał z bata. – Takich bajek próbuj na swojej starej. A przy okazji, co u niej słychać? Dalej taka szprycha jak kiedyś? Dawno jej nie widziałem.
– Widziałbyś, gdybyś kursował na innych trasach niż mieszkanie-piwopój.
– O przepraszam! Jest jeszcze sklep spożywczy.
– Nie liczy się, bo masz go po drodze.
– Powiedz lepiej jak twoja żonka. Miała najładniejsze nogi, jakie w życiu widziałem.
– Żyje.
– Że też taka ładna kobieta wybrała ciebie. Tylu po świecie chodzi miłych, przystojnych facetów.
– Jak chociażby ty – wpadł mu w słowo Michał.
– Jak chociażby ja. Nie myśl sobie! Swoje lata mam, ale nie tylko piwo potrafię wypić. Poza przełykiem reszta też jeszcze funkcjonuje całkiem, całkiem.
– Pogratulować. Samopoczucie w każdym razie masz niezłe.
– Ujdzie. Mów wreszcie, co cię sprowadza – Spoważniał Bednarz.
– Dawne sprawy. W policji pracowałeś od lat pięćdziesiątych, prawda?
– W milicji, młody. Wtedy to się nazywało milicja.
– Nieważne. Przejęzyczyłem się. Pracowałeś.
– Jasne. Od pięćdziesiątego trzeciego roku. Przyjęli mnie w dzień śmierci Stalina. Kadrowa jak raz zdążyła przystawić pieczątkę, a za chwilę wpadł naczelnik z płaczem, że wielki ojciec nie żyje. Wtedy…
– Dobrze! – Wroński podniósł głos. – Z nam tę historię na pamięć. To było pytanie retoryczne! Dopiero teraz będzie właściwe. Chcę się od ciebie dowiedzieć, czy nie było w tamtym czasie sprawy niewyjaśnionych zgonów. Serii niewyjaśnionych zgonów – uściślił.
Bednarz zamyślił się. Opróżnił kufel, zastukał palcami po stole. Michał natychmiast podsunął drugie naczynie. Stary mruknął z uznaniem, wypił tęgi łyk. Zapatrzył się w przestrzeń, wertując w głowie karty wspomnień.
– Tak. – powiedział w końcu. – Było coś. Ale ja wtedy chodziłem po ulicach jako zwykły krawężnik, nie miałem dostępu do ważnych akt. Jednak na komendzie aż huczało od plotek. Nawet taki młodziak jak ja coś załapał. W okolicach zamku i parku znajdowano trupy. Bez śladów przemocy, bez dokumentów, w dodatku samych obcych, których nikt nie potrafił rozpoznać.
– Kiedy to było?
– W drugiej połowie lat pięćdziesiątych. Ale nie żądaj dokładnych dat. Zdaje się, że już za Gomółki, ale głowy bym nie dał.
– O czym plotkowaliście wtedy?
– Jak zawsze, młody. Kto ile zarabia, jak dożyć do pierwszego i o dupach.
– Nie oto pytam – zirytował się Wroński. – O czym?
– O meczach – ciągnął uparcie Bednarz – i o tym, że można wypić dużo piwa, a jak się trochę człowiek nagada to nawet jeszcze więcej.
– Aluzju poniał – Michał podniósł się, skierował do baru.
– A weź jedno z tą ich poronioną kaktusówką! – zawołał zanim Bednarz. – Zawsze to coś.
Po chwili komisarz wrócił z kolejnymi dwoma kuflami.
– To rozumiem – sapnął emeryt, przechylając szkło.
Michał patrzył z podziwem. Jemu po takiej dawce mieszanki język by się już nieźle plątał.
– Teraz mogę mówić.
Otarł usta z piany, odetchnął głębiej.
– Patrz, jak ten świat zwariował – wskazał chłopaka przejeżdżającego za ogrodzeniem na rolkach. – Buty z kółkami jak łyżwy, w uszach słuchawki i posuwa taki na podryw w kasku. Za naszych czasów ubierałeś się porządnie, kupowałeś kwiatki i wino. A i wtedy nie zawsze szło panienkę zaliczyć. Teraz młodziak wytnie dwa numery na tych rolkach i każda jego. Dziewuchy nie certolą się jak kiedyś. Szkoda, że wtedy tak nie było.
– Możemy wrócić do tematu? – Michał z niepokojem obserwował błyskawicznie obniżający się poziom płynu. Stary zaraz weźmie się już za drugi kufel. Ta rozmowa kosztowała już sporo. Szczególnie tequila powodowała poważny wzrost kosztów. – Nie mam zbyt wiele czasu.
– A o co pytałeś? Aha,o czym się rozmawiało przy okazji tych trupów! Sam wiesz, jakie to były czasy. We wszystkim węszono spisek antypaństwowy, nawet jeśli rzecz szła o zwykłą bimbrownię. Od razu zjawili się ubecy z województwa, żeby nadzorować postępy. Zaraz pojawiły się brednie o obcych wywiadach, wszyscy byli podejrzani. Ale potem przyjechał ktoś z samej góry, wziął się za to i po kilku tygodniach wszystko ucichło. Tyle wiem.
– To wszystko? – Wroński był rozczarowany.
– A co? Informacje niewarte poniesionych kosztów? Bywa tak w naszej robocie.
– Daj spokój – Michał machnął ręką. – Miałem po prostu nadzieli że powiesz coś więcej.
– Gdybym wtedy pracował w pionie kryminalnym, wiedziałbym pewnie wszystko. Ale zaczynałem dopiero milicyjną karierę – zamyślił się. – I dobrze. Bo to były wprawdzie okropne czasy, ale przedtem działo się jeszcze gorzej.
Читать дальше