Jim tylko przez mgnienie oka widział wykrzywione bólem oblicze Ducha Deszczu, a potem cała jego postać eksplodowała parą. Ludzie wokół nich obejrzeli się, zaintrygowani dziwnymi odgłosami, ale ujrzeli jedynie rozwiewający się szybko obłok pary.
Deszcz jednak nie ustawał, jakby niebiosa opłakiwały utratę swego pana, który władał nimi przez stulecia.
Psi Brat założył okulary i powiedział do Jima:
– Żaden duch nie jest w stanie mnie pokonać. Żaden człowiek nie jest w stanie mnie zabić. Teraz zademonstruję ci, do czego jest zdolny rozzłoszczony Coyote. – Odwrócił się do Catherine i położył dłoń na jej ramieniu.
– Nie – odezwał się Henry Czarny Orzeł. – Zostaw ją w spokoju.
– Ona nie należy już do ciebie, starcze – oświadczył Psi Brat. – Jest moja, i moja pozostanie. Catherine, przekonajmy się, ile cierpienia jesteś w stanie zadać drużynie pana Rooka. Powiedziałaś mi, że nigdy jeszcze nie wygrali meczu. Cóż, zobaczymy, jak ciężką porażką zakończy się to spotkanie.
– Catherine, nie! – krzyknął Jim.
Ale wokół jej głowy zaczęły się już zbierać cienie, przygarbiła ramiona, a w jej oczach pojawił się purpurowy poblask.
– Nie! – zawołał ponownie, usiłując złapać ją za ramiona, jednak odepchnęła go na bok. Poczuł pod palcami twardą szczecinę.
Henry Czarny Orzeł nie potrafił dostrzec przemiany Catherine, ale wiedział, co się z nią dzieje. Wspiął się po trybunie do Psiego Brata, próbując chwycić go za płaszcz.
– Nie możesz tego zrobić! – zawołał. – To jeszcze dziecko! Nie może się przemieniać na oczach ludzi! Daj jej spokój!
– Kiedy ja przy niej jestem, może się przemienić, gdy tylko tego zapragnę. A tego właśnie teraz chcę. – Psi Brat chwycił Henry’ego Czarnego Orła za klapy kurtki i strącił go w dół po schodach. Rozległy się krzyki wystraszonych ludzi. George Babouris zawołał do Jima:
– Co się do cholery dzieje, Jim? Co jest grane?
– Wezwij karetkę i policję! – polecił mu Jim. – Przerwij mecz! Wyprowadź stąd wszystkich!
– Chcę wiedzieć, co się dzieje!
– Zrób to, George, tylko o to cię proszę! Zrób to!
Psi Brat zbiegł po stopniach, złapał Jima za ramię i uderzył go otwartą dłonią w twarz. Jim próbował mu oddać, ale nie udało mu się. Psi Brat uderzył go ponownie.
Za jego plecami Catherine urosła i zmroczniała, była teraz „szczeciniasta”, tak jak określił to dziadek Jima. Jej pazury przypominały czarne półksiężyce, w paszczy błyszczały rzędy zakrzywionych zębów.
– Oto moja zemsta, biały człowieku – oznajmił Psi Brat. – Tak właśnie kończą ludzie, którzy wchodzą mi w drogę. Catherine Biały Ptak należy do mnie. Zawsze tak było i zawsze tak będzie, nawet kiedy urodzi mi już dziecko, a sama pozostanie jedynie potworem.
George wybiegł na boisko, wymachując ramionami. Ben Thunkus krzyczał na niego, trener Asuzy również. Ubłoceni gracze zatrzymali się, a ludzie zaczęli odsuwać się od Jima i Psiego Brata. Gdyby byli w stanie dostrzec potwora, w jakiego powoli przeistaczała się Catherine, odsuwaliby się jeszcze szybciej.
– Teraz wymorduję twoje dzieci – powiedział Psi Brat. – Wymorduję twoje dzieci tak, jak biali ludzie wymordowali moje.
Skinął dłonią i Niedźwiedzia Panna ruszyła po schodach w dół. Wszyscy inni widzieli jedynie Catherine – może tylko idącą nieco sztywnym krokiem i z przygarbionymi ramionami, ale Jim widział potężną czarną istotę, zdolną zamordować wszystkich ludzi na boisku i rozerwać ich ciała na strzępy.
– Catherine! – ryknął. – Catherine, posłuchaj mnie!
Psi Brat uśmiechał się coraz szerzej.
– To nic nie da, panie Rook. Pora rozlać trochę krwi.
– Catherine – powtórzył bezradnie Jim. – Catherine, to stworzenie nie jest tobą. To tylko iluzja. Magia, oszustwo, nic więcej. Wciąż tu jesteś, Catherine, wolna i sama mogąca decydować o sobie.
– Nie zdoła jej pan już powstrzymać, panie Rook – oświadczył Psi Brat. – Może pan sobie usiądzie i poogląda całe to przedstawienie? Będzie jeszcze zabawniej niż na rzymskich igrzyskach.
– Catherine – błagał Jim. – Nigdy nie chciałaś wrócić do rezerwatu, prawda? Nigdy nie chciałaś zostać żoną Psiego Brata. Catherine, posłuchaj mnie. Musisz się uwolnić. Musisz stać się na powrót sobą!
Przerwał, by nabrać powietrza w płuca, a potem wyrecytował:
Tak oto w zimie stoi samotne drzewo
I rzec nie może, jakie miłości przeszły;
Wiem tylko, że lato grało w mojej duszy
Przez krótką chwilę, muzyką ucichła.
Potwór z cienia obejrzał się, w jego oczach zamigotał ból.
– Ruszaj! – rozkazał Psi Brat. – Ruszaj i wypruj im płuca! Odgryź im głowy!
Ale Niedźwiedzia Panna nie poruszyła się. Po chwili wahania podeszła do Psiego Brata. Deszcz spływał strugami po jej futrze.
– Zabij ich – powtórzył Psi Brat bez przekonania. Jednak Niedźwiedzia Panna nadal stała w miejscu, pochylając się nad nim.
– Zabij! – krzyknął Psi Brat. – Zabij tych skurwieli, zanim ja zabiję ciebie!
Niedźwiedzia Panna zatopiła pazury w ramieniu Psiego Brata. Kiedy usiłował wyrwać się z jej uścisku, uniosła go w górę.
– Puść mnie! – zawołał. – Puść mnie!
Był w połowie człowiekiem, więc nie dysponował dostateczną siłą, by się uwolnić. A chociaż zabić go mógł tylko inny mieszkaniec zaświatów, ona również była po części duchem – i o tym właśnie Psi Brat zapomniał.
Z jej gardła dobył się ryk, który przyprawił Jima o dreszcz. Potem rozpruła klatkę piersiową Psiego Brata jednym potwornym ciosem, przebijając się przez skórę, mięśnie i żebra, i wyrwała jeszcze bijące serce. Uniosła je w skrwawionej łapie i ponownie ryknęła.
Wokół Jima rozległy się wrzaski przerażonych ludzi. Tłum musiał sądzić, że to Catherine wydarła serce Psiemu Bratu z piersi. Krew tryskała na wszystkie strony. Psi Brat zatoczył się, potknął i upadł na trybuny, przyciskając dłonie do piersi.
Wyciągnął rękę do Niedźwiedziej Panny, prosząc ją, by zwróciła mu serce, ale ona cofnęła się w dół, jeden krok, a potem następny. Za każdym krokiem otaczający ją cień topniał, szczecina kurczyła się, pazury skracały, a oczy opuszczał ogień. Po siódmym kroku znowu stała się Catherine, o trupio bladej, zszokowanej twarzy, z sercem Psiego Brata w dłoni, ale jednak Catherine.
Psi Brat dźwignął się na kolana i złapał za metalową poręcz.
– Catherine, oddaj mi moje serce – powiedział.
Ale ona stała nieruchomo, trzymając serce nad głową. Krew i deszcz spływały po rękawie jej kurtki. Odwróciła się do Jima i spojrzała na niego z rozpaczą.
– Proszę cię, Catherine, oddaj mi moje serce – powtórzył Psi Brat.
– Nie – odezwał się Jim.
Psi Brat powoli zaczął schodzić na dół. Jego skrwawione dłonie przesuwały się po poręczy cal za calem.
– Proszę, Catherine… błagam cię – wymamrotał.
Catherine znowu cofnęła się o krok dalej. Psi Brat rzucił się w jej kierunku, potknął i przewrócił u jej stóp. Leżał z rozrzuconymi ramionami w poprzek ławek, wierzgając konwulsyjnie nogami, a potem znieruchomiał. Krew skapywała ze schodów na trawę. Henry Czarny Orzeł podszedł do Catherine, objął ją ramieniem i przytulił.
– Wybacz mi – powiedział. – Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo mi przykro.
– Czy on nie żyje? – zapytała Catherine.
– Jest na wpół człowiekiem, ale i na wpół duchem. Potrafi przeżyć jakiś czas bez serca.
Читать дальше