Jim wynajął pontiaka kombi, którym przejechali z Window Rock do Gallup, gdzie zatrzymali się na cheeseburgery, a potem ruszyli do Albuquerque. Dojechali w samą porę, by złapać bezpośredni samolot American Airlines do Los Angeles i wkrótce wystartowali wprost w słońce. Sharon i Mark przespali większą część lotu. Jim również był bardzo zmęczony, ale nie otrząsnął się jeszcze do końca z przebytego szoku i nie chciał zamykać oczu w obawie przed tym, co mógłby ujrzeć.
Wyciągnął z kieszeni srebrny gwizdek otrzymany od Henry’ego Czarnego Orła. Nie miał szczególnej ochoty w niego dmuchać, jednak zastanawiało go jego właściwe przeznaczenie. Catherine ostrzegła go, że jego użycie zwróci na nich uwagę Coyote i zdradzi ich położenie, lecz Jim nie widział w tym większego sensu. Wyrwał przecież Catherine z jej transu kiedy opadali na las Obola, choć Jim nie pojmował, jakim sposobem. Miał przygotowaną całą listę pytań dla Henry’ego Czarnego Orła i zamierzał mu je zadać zaraz po powrocie do Los Angeles
Kiedy odwiózł Marka i Sharon do domu, na dworze było już ciemno.
– Posłuchajcie, lepiej nie opowiadajcie rodzicom o tym, co się wydarzyło w Fort Defiance – powiedział. – Będą chcieli powiadomić policję, a z tym przypadkiem policja na pewno nie da sobie rady. Jeżeli wytropi Catherine, a ona wpadnie w szał, tak jak w rezerwacie Navajo cóż, resztę sami możecie sobie wyobrazić.
– W porządku. Do zobaczenia jutro w klasie, panie Rook – odparła Sharon i nieoczekiwanie pocałowała go w policzek. – Dziękujemy za wyciągnięcie nas z kłopotów.
– Przede wszystkim nie powinienem był was w nie pakować.
– Hej, co jest warte życie bez paru nerwowych chwil! – zapytał Mark – W życiu się tak nie bawiłem. To znacznie lepsze od siedzenia na tyłku przed telewizorem.
– Nie myślałeś tak, kiedy spadaliśmy na te drzewa – zauważyła Sharon.
– Przynajmniej się nie sfajdałem.
– Gdybyś to zrobił, pierwsza bym wysiadła z tego samolotu, że spadochronem czy bez.
– Słuchajcie – przerwał im Jim – jutro nie musicie pokazywać się w szkole. Chyba przydałoby się wam trochę odpoczynku.
– Niech pan spróbuje nas powstrzymać, panie Rook Niech pan spróbuje nas powstrzymać.
Jim pojechał do domu George’a Babounsa. George siedział na ganku szarpiąc struny bouzouki.
– Już wróciłeś? – zawołał. – Co powiesz na szklankę retsiny? Musisz posłuchać piosenki, którą właśnie skomponowałem. Zatytułowałem ją: „Gdy tańczyliśmy w Aspropirgos”.
– Tytuł wpada w ucho – stwierdził Jim. – Mogę zostać u ciebie na noc? Dozorca powinien już uporządkować moje mieszkanie, ale nie jestem pewien, czy potrafię tam wrócić, nie dzisiaj.
– Oczywiście, że możesz Jesteś głodny? Zrobiłem wczoraj faszerowaną paprykę, potrzeba jej jedynie paru minut w mikrofalówce.
– Wystarczy mi na razie coś do picia – odparł Jim.
George wprowadził go do środka. Trzeba przyznać, że od ostatniej wizyty Jima trochę posprzątał. Złote rybki nadal pływały w ciemnoturkusowym mroku, za kanapę wciśnięte były stare skarpetki, lecz wyrzucił większą część makulatury i puste puszki po piwie, a na stole pojawiła się nawet misa z pomarańczami.
– Czyżbyś się zakochał? – zdziwił się Jim
– No niezupełnie – mruknął zmieszany George – Ale mam przyjaciółkę i jak na razie jest nam ze sobą całkiem dobrze. Chyba ją nawet znasz, a przynajmniej powinieneś ją znać. Mieszka w twoim domu.
– Kto to? – zapytał Jim podejrzliwym głosem, stawiając torbę na podłogę.
– Zostawiłeś mój numer swojemu dozorcy, na wypadek gdyby miał jakieś pytania, no nie? Więc kiedy zadzwonił i powiedział, że nie może znaleźć dokładnie takich samych drzwi do szafek kuchennych i czy te drugie byłyby w porządku, zajrzałem tam. Były w porządku, to znaczy te drzwi. Zupełnie jak dawne, tyle że lepszej jakości. I przy okazji poznałem twoją sąsiadkę z dołu, tę kobietę.
– Masz na myśli pannę Neagle?
– Właśnie, Valerię. I coś ci powiem, Jim, żadna para nie rozumie się lepiej od nas. Ta spontaniczność! To takie wspaniałe! I do tego szaleje za grecką muzyką kawiarnianą!
– Cóż, George, nie bardzo wiem, co powiedzieć. Ale bardzo się cieszę z waszego szczęścia.
– Wybieram się do niej dziś wieczorem. Może byś pojechał ze mną? Mógłbyś obejrzeć swoje mieszkanie.
– Sam nie wiem. Nie chcę wam przeszkadzać.
George otworzył lodówkę i wyjął z niej dwie puszki pabsta.
– Nie będziesz. A jak było na czerwonej ziemi? Udało ci się wszystko uporządkować?
– Prawdę mówiąc, nie. Kompletne fiasko
– Jak to możliwe? Myślałem, że cieszysz się na ten wyjazd. Jim Rook w roli indiańskiego doradcy małżeńskiego. Fajki pokoju, tańce wokół plemiennych totemów i te sprawy.
– Henry Czarny Orzeł okłamywał mnie od samego początku. Wcale nie chodziło mu o zerwanie zaręczyn Catherine. Chciał jedynie, żebym odegrał rolę przyzwoitki, upewnił się, że bezpiecznie dojedzie na miejsce i wyjdzie za tamtego faceta. Zawarł pakt z diabłem, George, a potem przekonał się, że nie może się z niego wycofać.
– Co masz na myśli?
– Właśnie diabła Demona, złego ducha, nazwij go jak chcesz. Człowiek, za którego ma wyjść Catherine, potrafi przywołać najgorszego z nich, zwanego Coyote. To Psi Brat. Potrafi zamieniać ludzi w potwory.
– Potrafi zamieniać ludzi w potwory? – powtórzył George, unosząc czarną krzaczastą brew.
– Wiem, że nie brzmi to szczególnie wiarygodnie, ale we wszystkich kręgach kulturowych znane są opowieści o demonach zamieniających ludzi w zwierzęta. W Irlandii znany był ponoć zazdrosny duch, który zamieniał ludzi w psy. W Afryce żyje demon, który przeobraża kobiety w małpy. Nie wiem, czy któryś z tych mitów znajduje potwierdzenie w faktach, ale tu, w Ameryce, mamy ducha potrafiącego zamienić młodą dziewczynę taką jak Catherine w wielką czarną istotę podobną do niedźwiedzia. To właśnie ona zdemolowała nasze szatnie. To ona obróciła w perzynę moje mieszkanie i zamordowała Martina Amato. Co gorsza, zabiła jeszcze dwoje ludzi.
– Zaczynam się trochę gubić – mruknął George. – Kogo?
– Johna Trzy Imiona, indiańskiego przewodnika, który zawiózł nas do przyszłego małżonka Catherine. Rozdarła go na strzępy A drugą ofiarą była – urwał i po chwili dokończył z trudem – Susan. Susan Randall.
– Susan? Żartujesz sobie chyba?
W oczach Jima pojawiły się łzy. Po raz pierwszy od chwili śmierci Susan pozwolił sobie na okazanie uczuć.
– Ten potwór po prostu rzucił się na nią, George. Oderwał jej głowę. Rozpruł jej ciało Krzyczałem, chciałem ją ostrzec, ale byłem bezsilny.
– I jak gdzie to się stało?
– W Window Rock na tyłach naszego motelu. Spaliliśmy jej ciało w ognisku.
George przycisnął swoją puszkę pabsta do czoła.
– Catherine zamieniła się w potwora i zabiła Susan, a ty spaliłeś jej ciało w ognisku?
– Przysięgam na rany Chrystusa, George, że to prawda. Wszystko to jest prawda – odparł Jim.
– A co z tym Johnem Trzy Imiona?
– Zabiła go w przyczepie Psiego Brata. Próbowałem ją stamtąd wyprowadzić, ale wtedy w jednej sekundzie przemieniła się ze ślicznej dziewczyny w rozwścieczone czarne stworzenie, zdolne wybijać dziury w stali.
– Jezu Chryste, Jim. Co zamierzasz zrobić?
– Mogę zrobić tylko jedno. Jestem odpowiedzialny wobec Catherine za to, co zrobiłem, za to, że zabrałem ją z powrotem do rezerwatu. Co prawda wprowadzono mnie w błąd, nie wiedziałem, w co ją pakuję, ale ona nie jest niczemu winna, George, a ja przyczyniłem się do tego, że znalazła się na powrót w świecie, którego nie chce, i z mężczyzną, którego nie kocha.
Читать дальше