– Dalszy opór nie miał sensu, Jim. Kiedy zginął twój uczeń, a o jego zabójstwo oskarżono Paula i Szarą Chmurę, Henry zrozumiał, że nie ma innego wyjścia.
– Więc wcale nie przysłał mnie tutaj, bym uwolnił Catherine? Miałem jedynie dostarczyć ją temu upierzonemu dzikusowi?
– Jim! Oni nie chcieli, żeby jeszcze ktoś zginął!
– To dlaczego nie przyjechali tutaj i nie wydali go gliniarzom?
– A kto by im uwierzył? Nawet gliniarze Navajo by ich wyśmiali.
Psi Brat nadal trzymał Catherine za rękę, uśmiechając się szeroko. Sądząc z wyglądu jego zębów, przegryzienie mahoniowego blatu grubości trzech cali nie sprawiłoby mu większego kłopotu.
– John Trzy Imiona ma rację. Nikt nie uwierzy, że widziałeś Niedźwiedzią Pannę. Ci sami ludzie, do których zwrócisz się o pomoc, zamkną cię i dla pewności wyrzucą klucz przez okno.
– Nie chcesz pieniędzy? – zapytał Jim.
– Przyjmę je z radością, jeżeli Henry Czarny Orzeł pragnie mi je podarować.
– Ale nie uwolnisz Catherine?.
– Oczywiście, że nie. Zostanie moją żoną i urodzi mi dzieci. Będzie mnie karmić, kąpać i wielbić. Będzie wylizywać pot spomiędzy palców moich stóp.
Catherine spoglądała na niego w napięciu. Wokół niej kłębiła się ciemność. John Trzy Imiona najwyraźniej tego nie widział, lecz zachowanie Psiego Brata w stosunku do dziewczyny nasunęło Jimowi podejrzenie, że być może on to widzi, a przynajmniej wyczuwa.
– Nie chcę za ciebie wychodzić! – krzyknęła nagle Catherine. – Nigdy za ciebie nie wyjdę!
– Wyjdziesz, wyjdziesz, pokochasz mnie tak bardzo, że będziesz płakać za każdym razem, kiedy mnie przy tobie nie będzie.
– Nigdy! Nienawidzę cię! – krzyknęła znowu. Ciemność zaczęła podrygiwać i tańczyć, zagęszczając się wokół jej ramion w utworzone z cienia, przygarbione sploty.
– Psi Bracie, uwolnij ją – nie ustępował Jim.
– Ty biały gnojku! – prychnął Psi Brat. – Ostrzegano cię, prawda? Dzisiejszy dzień jest twoim ostatnim!
– Jak na jeden tydzień słyszałem to aż za często – stwierdził Jim. Wzbierała w nim złość, zmęczenie i frustracja. – Musisz uwolnić ją od przysięgi, a wtedy będziemy mogli zacząć negocjacje.
– Myślisz, że przysłano cię na negocjacje? – zapytał Psi Brat kpiąco. – Zostałeś wysłany tu wyłącznie z dwóch powodów by przywieźć do mnie Catherine Biały Ptak oraz by sprawdzić, czy Niedźwiedzia Panna odesłana została w zaświaty, ponieważ jedynie ty potrafisz to zobaczyć. Henry Czarny Orzeł postawił tylko ten jeden warunek. Nie mogłem mu odmówić.
– John, czy to prawda? – zapytał Jim.
John Trzy Imiona skinął głową.
– Wierz mi, nie zachwycało mnie wprowadzanie cię w błąd, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Psi Brat i Catherine powinni wymienić przysięgi małżeńskie, a kiedy to zrobią, ty masz być świadkiem odejścia Niedźwiedziej Panny z powrotem do świata duchów.
– Czyli okłamywałeś mnie od samego początku, tak?
– To niezupełnie były kłamstwa, panie Rook – uśmiechnął się Psi Brat. – Ich celem było ściągnięcie pana do Arizony i sprawienie, by Catherine również tu przyjechała. Widział pan tę bestię. Widział pan, do czego jest zdolna. Nawet ja nie zawsze jestem w stanie ją kontrolować.
– O tak, widziałem ją, piękne dzięki, i widziałem, co potrafi. Zamordowała obiecującego młodego człowieka, zrujnowała moje mieszkanie i zabiła mojego kota. Obróciła szatnię w West Grove w ruinę, a wczoraj znowu zabiła… zabiła kobietę, na której mi bardzo zależało.
– Więc powinieneś chcieć zobaczyć, jak na zawsze opuszcza nasz świat – oświadczył John Trzy Imiona.
– Żarty sobie ze mnie stroisz?
– Nic podobnego. Pozwólmy Psiemu Bratu poślubić Catherine i skończmy z tym raz na zawsze.
– A co z Paulem i Szarą Chmurą?
– Możesz wrócić do Los Angeles i zeznać pod przysięgą, co widziałeś.
– Pewnie. Przysięgli z miejsca mi uwierzą.
– Możesz poddać się testowi na wykrywaczu kłamstw.
– Jego wyniki nie stanowią dopuszczalnego materiału dowodowego. Sam o tym wiesz.
– A jeśli ktoś inny zostanie zamordowany w ten sam sposób, setki mil od Los Angeles, gdy Paul i Szara Chmura będą przebywać w areszcie?
Jim zmierzył go ponurym wzrokiem.
– Mówisz o Susan?
– Nie, bo nie ma ciała. Ale sam rozumiesz, stanowiła niezbędną ofiarę dla Coyote. Nie wchodzi się na terytorium władcy, nie składając mu należytego hołdu.
– Susan była ofiarą dla Coyote?
– Dlatego rozpaliłem to ognisko – John Trzy Imiona wzruszył ramionami. – Przypuszczałem, że wyjdzie z motelu, by szukać Catherine, ale nie spodziewałem się ciebie. Niemniej jednak okazałeś się bardzo pomocny. Tylko szkoda koca.
– Więc to ty wezwałeś potwora, by Susan mogła zostać zamordowana i spalona?
– Coyote zawsze lubił zapach ludzkiego ciała, palonego ku jego czci – wtrącił Psi Brat. – To nastraja go bardziej przyjaźnie do ludzkiej rasy. Za dawnych czasów palono dziewice i bizony, i to żywcem.
– Chwileczkę – przerwał mu Jim. – Skoro mówiąc o kolejnej ofierze zamordowanej dokładnie w ten sam sposób nie macie na myśli Susan, to o kogo wam chodzi?
– Przywiozłeś przecież ze sobą paru przyjaciół, tak jak zasugerował ci Henry Czarny Orzeł – zauważył Psi Brat.
– Nawet nie myślcie o tym! – krzyknął Jim. – Psi Bracie, mówiłeś o obietnicach? Ja złożyłem trzy, kiedy zgodziłem się na wyjazd do Arizony. Obiecałem Henry’emu Czarnemu Orłowi, że spróbuję uzyskać drogą negocjacji zwolnienie Catherine z umowy małżeńskiej. Obiecałem moim uczniom, że się nimi zaopiekuję. I obiecałem sobie samemu, że nie stracę tu życia. Przynajmniej nie dzisiaj.
– Trudno ci będzie ich dotrzymać – oświadczył Psi Brat, podchodząc do niego tak blisko, że Jim mógł bez trudu policzyć czarne pory na jego nosie. – Zabieram Catherine i zamierzam dostarczyć Henry’emu Czarnemu Orłowi dowody niezbędne do zwolnienia jego synów z aresztu. Jeśli temu przeszkodzisz, daję słowo, że będę cię ścigać przez resztę twego życia i zniszczę wszystko, co przedstawia dla ciebie jakąkolwiek wartość… zabiję wszystkich, których kochasz. Na tym polega prawdziwa śmierć, mój przyjacielu. To właśnie uczynili z nami biali ludzie. Spalili nasze domy i nasze pola, wybili nasze bydło. Nasze kobiety i dzieci głodowały, ale co to was obchodziło? Pluliście na nasze groby. Więc dzisiaj umrzesz – powtórzył Psi Brat. – I jutro także. Będziesz umierać każdego dnia, przez resztę twego życia.
Jim patrzył na niego, myśląc: Chryste, co mam robić? Zerknął w bok na Johna Trzy Imiona, ale Indianin odwrócił głowę. Potem skierował wzrok na Catherine. Na jej twarzy malowało się oszołomienie i strach.
– Zgoda – odezwał się wreszcie. – Skoro pragniesz Catherine, możesz ją sobie zatrzymać. Czego jeszcze ode mnie oczekujecie?
– Tak już lepiej – na twarz Psiego Brata powoli wypłynął nieprzyjemny uśmiech. – Lubię realistów. Którego z twoich uczniów nam oddasz? A może weźmiemy oboje?
Bezwzględność Psiego Brata zmroziła Jima. Jak mógłbym poświęcić któregokolwiek z nich? – pomyślał z rozpaczą. Sharon, która zamierzała działać w opiece społecznej i walczyć o prawa czarnych, czy Marka, któremu poczucie humoru i poetycka wrażliwość być może pozwoli na lepszy start?
– Może powinienem powiedzieć im, żeby rzucili monetą? – zasugerował podstępnie – Nie muszą wiedzieć, w jakim celu.
Psiemu Bratu wyraźnie spodobał się ten pomysł
Читать дальше