– Pewnie ucieszy was wiadomość, że nasza wycieczka do Arizony była okropnie uciążliwa – zaczął Jim. – Niewiele straciliście, może jedynie trochę efektownych widoków i wyjątkowo ohydne jedzenie. Ale dowiedzieliśmy się wiele o legendach Navajo i bardzo jestem ciekaw, co wam udało się odkryć na miejscu. Niestety Catherine Biały Ptak postanowiła pozostać trochę dłużej w Arizonie, aby… aby odwiedzić paru znajomych, tak więc nie poznamy jej opinii na ten temat. Również pani Randall nie wróciła razem z nami, bo pragnęła… – zawahał się widząc, jak Mark i Sharon spoglądają na niego marszcząc brwi. Nie lubił kłamać, ale wiedział, że nie ma innego wyjścia, przynajmniej dopóty, dopóki Niedźwiedzia Panna nie zostanie przepędzona raz na zawsze. -…zbadać parę zabytkowych map. Sami wiecie, że ma na ich punkcie bzika.
Beattie McCordic podniosła rękę i zapytała:
– Jak wygląda sytuacja kobiet Navajo? Czy są tak samo równouprawnione jak my, w Kalifornii?
– Nikt nie jest równiejszy od ciebie, Beattie! – stwierdził Seymour Williams.
– Doskonałe nawiązanie do literatury – pochwalił go Jim. – Z czego to jest, Seymour?
– Co takiego? – zapytał zdziwiony Seymour.
– „Folwark zwierzęcy” George’a Orwella. „Wszystkie zwierzęta są równe, ale są też równiejsze”.
– Ach, racja – odparł Seymour z głupim uśmiechem, co cała klasa skwitowała gwizdami i tupaniem.
– Wracając do twojego pytania, Beattie – podjął Jim – z moich obserwacji wynika, że pozycja indiańskiej kobiety w rodzinie jest zupełnie inna. Mężczyźni Navajo nadal sądzą, że tylko ich głos się liczy. To zgodne z tradycją i historią tego ludu. Ale panuje tam takie bezrobocie, że to właśnie kobieta stanowi ogniwo spajające rodzinę… i ona codziennie musi podejmować najważniejsze decyzje.
– Może i tak – odezwał się Mark. – Ale musi pan przyznać, że trudno być wielkim wojownikiem i myśliwym, kiedy nie ma z kim się bić i na co polować. No bo co niby teraz mogą robić ich mężczyźni, rabować sklepy spożywcze?
– Na razie wróćmy do poprzedniego tematu i porozmawiajmy o historii i legendach Navajo – powiedział Jim. – Niektórzy Indianie utrzymują, że to odejście dawnej magii doprowadziło do ich obecnego katastrofalnego położenia. Czy komuś udało się zebrać informacje na temat jakiejś legendy?
– Ja znalazłam podanie o gigantycznym demonie, którego nazywano Wielkim Potworem – odparła Sue-Robin. – Był o połowę niższy od najwyższego świerku, miał odrażającą twarz w niebieskie i czarne pasy i zawsze był ubrany w zbroję z odłamków krzemienia powiązanych jelitami i ścięgnami zabitych przez niego ludzi.
– Ohyda – wzdrygnęła się Amanda.
– To tylko opowieść – uspokoił ją Jim, jednocześnie przypominając sobie, jak z rozdartego ciała Johna Trzy Imiona wnętrzności wylewały się na podłogę.
– Wielkiego Potwora dopadło w końcu dwóch dzielnych bogów Bliźniaków – ciągnęła Sue-Robin. – Próbowali podkraść się do niego, kiedy zaspokajał pragnienie całą wodą z wielkiego jeziora, lecz on dostrzegł ich odbicie w ostatnich kroplach. Wystrzelił w ich kierunku dwie olbrzymie strzały, ale oni schwycili tęczę i użyli jej jako tarczy. Wielki Potwór zaczął ich gonić, jednak kiedy prawie już do nich dobiegał, zabił go nagły piorun. Bliźniacy obcięli mu głowę i odrzucili ją na wschód. Tam wypuściła korzenie i pozostaje w tym samym miejscu aż do dzisiaj. To Cabezon Peak.
– Ja też znalazłem trochę informacji o Wielkim Potworze – oświadczył Titus podnosząc rękę. – Jest taka internetowa strona poświęcona mitom Indian. Wyczytałem tam, że piorun nie wyrządziłby Wielkiemu Potworowi żadnej krzywdy, gdyby inny demon nie obciął mu wcześniej wszystkich włosów, pozbawiając jego głowę osłony. Ten drugi demon nazywał się… mam to tu gdzieś zapisane… Coyote.
Jim poczuł nagłe mrowienie na karku, jakby spacerował po nim jakiś owad.
– Coyote, tak? Czy ktoś jeszcze ma coś na temat tego Coyote?
– Ja mam – odezwał się John Ng. – Był dla mnie jednym z najciekawszych indiańskich demonów, bo w Japonii i Wietnamie są demony bardzo do niego podobne. Był bardzo sprytny i podstępny i lubił ludzkie kobiety. Jest taka legenda Navajo… – Zaczął czytać: – „Pewnego dnia na górskiej przełęczy Coyote spotkał młodą kobietę. – Co masz w swoim tobołku? – zapytała. – Rybie jajka. – Dasz mi trochę? – Tak, jeżeli zamkniesz oczy i zadrzesz spódnicę. – Zrobiła, jak jej kazał. – Wyżej – powiedział Coyote, wyskakując ze spodni. – Nie ruszaj się – przykazał. – Nie mogę, coś pełznie między moimi nogami – odparła. – Nie martw się, to pszczoła. Złapię ją. – Kobieta opuściła spódnicę. – Nie byłeś wystarczająco szybki, użądliła mnie – powiedziała”.
– Typowy samiec – stwierdziła Beattie. – Nawet demon nie potrafi utrzymać łap przy sobie.
– Zmień płytę – burknął Ricky Herman.
– Mów dalej, John – przerwał im Jim. – Czego jeszcze dowiedziałeś się o Coyote?
– Cóż, od innych duchów różnił się tym, że posiadał władzę nad śmiercią. A to dlatego, że zakochał się w pewnej kobiecie i zgodził się dla niej umrzeć. Ale zakopał swoje płuca, serce, krew i oddech w ziemi, aby móc je na powrót odkopać. Cztery razy umierał dla tej kobiety i za każdym razem powracał do życia, i w końcu duchy świata zmarłych stwierdziły, że należy do świata żywych.
– Więc wobec tego pewnie wciąż pozostaje wśród żywych?
– Jeżeli wierzy pan w duchy, to chyba tak. Ale w „Legendach Navajo” mówi się, że po nadejściu białego człowieka udało mu się przeżyć jedynie dzięki związkowi z ludzką kobietą. W każdym nowym pokoleniu wynajduje sobie najpiękniejszą kobietę Navajo i daje jej syna. Syn jest również częścią niego, więc gdy Coyote umiera, żyje dalej. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno? Zanim stał się półczłowiekiem, jego wygląd był tak przerażający, że okrywał się skórą kojota, i właśnie dlatego otrzymał imię Coyote. Dawniej Navajo nazywali go Pierwszym, Który Użył Słów Mocy. Teraz wyglądem przypomina zwykłego człowieka, tyle że musi nosić żółte okulary, by ludzie nie widzieli jego żółtych psich oczu.
Przed oczyma Jima pojawił się nagle Psi Brat, siedzący w swojej przyczepie. Pióra, skórzane spodnie, żółte okulary… John Trzy Imiona okłamał go, bo musiał wiedzieć, że gdyby tylko domyślił się prawdy, za żadne skarby nie zabrałby ze sobą Catherine.
Psi Brat wcale nie jest człowiekiem. A raczej jest nim tylko częściowo, pomyślał. Nie potrzebował szamana, by rzucić klątwę na Catherine. Nie musiał wzywać Coyote, bo sam był Coyote.
Zauważył nagle, że John zamilkł i spogląda na niego.
– Mów dalej, John, słucham cię uważnie.
– Coyote podobno wybiera swoje żony w ich piętnaste urodziny – podjął John. – Nacina swoją dłoń i jej dłoń, a potem mieszają swoją krew.
– Czy on nie słyszał o HIV? – zapytał Seymour.
– To tylko legenda, na miłość boską – jęknął Ray. – Legendy nie chorują.
– Superman choruje w zetknięciu z kryptonitem – zaoponował Ricky.
– Tak, ale Superman to postać z komiksu, nie legenda. Poza tym on nie złapałby HIV-a, bo nie jest gejem.
– Wygląda jak gej.
– Ty też, jednak nikt nie poświęca temu osobnej lekcji.
– Dość tego – uciął Jim. – John, dokończ swoją opowieść.
– No więc, kiedy krew Coyote krąży już w żyłach tej kobiety, może ją kontrolować, gdziekolwiek by była, nawet gdyby spróbowała od niego uciec.
Читать дальше