– Zgadza się, dziadku. Panna Neagle kupiła jej mieszkanie wraz z jej duchem.
Dziadek Jima powoli podszedł do panny Neagle i stanął przed nią. Uniósł lewą rękę i zatrzymał ją o cal od jej czoła. Wyglądało na to, że próbował jej dotknąć, lecz nie potrafił.
– Widzę ją – powiedział.- Naprawdę ją widzę. Jakby stały tu dwie kobiety, jedna we wnętrzu drugiej.
Do oczu panny Neagle napłynęły łzy.
– Odkąd umarłam, po raz pierwszy ktoś mnie zauważył – powiedziała. – Zaczynałam już podejrzewać, że jestem niewidzialna dla wszystkich, nawet dla innych duchów.
– Nie powinnaś się tym przejmować – pocieszył ją dziadek Jima. – Ja cię widzę… widzę cię doskonale.
– W takim razie jak wyglądam? – zapytała panna Neagle kokieteryjnie, zupełnie tak, jak uczyniłaby to pani Vaizey.
– Jesteś szczupła, bardzo szczupła, jak tancerka. Zupełnie niepodobna do tej pani. I jesteś bardzo atrakcyjną kobietą.
– Cóż, dzięki – oświadczyła panna Neagle. – Nawet gdybyśmy się więcej nie spotkali.
Dziadek Jima uśmiechnął się do niej i posłał jej całusa. Jim mruknął zdumiony.
– Własnym oczom nie wierzę, dziadku. Przyszedłeś tu, aby mnie ostrzec, a teraz flirtujesz z duchem kobiety, która kiedyś mieszkała piętro niżej.
– To nie jest flirt, Jim. Po śmierci ludzie potrzebują pociechy bardziej niż kiedykolwiek za życia. Dla kobiety starość i brzydota, które powodują, że nikt nie zwraca na nią uwagi za życia, są wystarczająco bolesne. Jak myślisz, jak to jest, kiedy się umiera i od nikogo nie można już spodziewać się żadnej reakcji? Stajesz się niczym, bo jesteś niewidzialny. Nie wiesz nawet, jakim jestem szczęściarzem mając wnuka, który potrafi mnie dostrzec – urwał i dodał po chwili. – Posłuchaj, Jim, to „coś” pragnie twojej krwi i pozostały ci tylko dwa wyjścia albo spakujesz swoje manatki i wyniesiesz się stąd jak najdalej, albo będziesz musiał znaleźć sposób pokonania tej bestii.
– Dzisiaj przecież miałeś umrzeć, Jim – dorzuciła panna Neagle. – A jednak wciąż żyjesz, prawda? Powinno ci to dodać trochę pewności siebie.
– Jestem już martwy – odparł Jim. – Tak długo, jak długo ta bestia pozostaje w naszym świecie, będzie mnie szukać.
– Więc uciekaj – powiedział dziadek. – To jedyne rozwiązanie. Uciekaj.
Jim zrozumiał nagle, dlaczego dziadek uważał się za nieudacznika. On rzeczywiście był nieudacznikiem. Kiedy na horyzoncie zamajaczyło jakiekolwiek wyzwanie, zwykle podwijał ogon pod siebie i pospiesznie oddalał się w przeciwnym kierunku. Ale on sam taki nie był – był nieodrodnym synem swojej matki, a matka zawsze nieustępliwie egzekwowała swoje prawa. Odmówiła pomocy ojcu, gdy ten rozkręcał swoją morską firmę ubezpieczeniową, i zamiast tego nauczyła się grać na pianinie. „Jeżeli nie wzbogacisz się własną pracą, nie zasługujesz na to, by być bogatym – powiedziała. – A ty zasługujesz, i będziesz bogaty, więc czego będą słuchać twoi bogaci przyjaciele, kiedy będziemy podejmować ich obiadem?”
– Nie, dziadku – oświadczył Jim. – Zamierzam zostać. Indianie zawsze dużo mówią o honorze plemienia. Catherine jest moją uczennicą i należy do drugiej klasy specjalnej, która jest jakby moim plemieniem. Muszę bronić jego honoru.
Dziadek patrzył na niego przez długą chwilę, a potem pokiwał głową.
– Odważne słowa, Jim. Wygląda na to, że mogę jedynie życzyć ci szczęścia przyda ci się tutaj, a po stokroć bardziej w zaświatach.
– Do widzenia, dziadku – powiedział Jim – Nie zapomnę o tym, obiecuję.
Dziadek podszedł do otwartych drzwi balkonu i odszedł w ciemność. Jim odprowadzał go wzrokiem, gdy dziadek szedł wzdłuż balustrady. Jego postać bladła stopniowo, a kiedy dotarł do schodów, światło ulicznych lamp przechodziło przez niego na wskroś. Zatrzymał się na moment, odwrócił i obejrzał na Jima, machając mu na pożegnanie. Zanim zdążył zrobić choćby jeden krok po schodach, zniknął wśród nocy wypełnionej blaskiem lamp, warkotem samochodów i czyimś śmiechem.
– Jim – odezwała się panna Neagle – chodź do nas na piwo.
– To nie jest najlepszy pomysł, Valerie. Jestem już trochę zmęczony.
– Ale George w pojedynkę nie da rady odtańczyć tych wszystkich greckich tańców…
– No dobrze – ustąpił Jim. Uznał, że wszystko będzie lepsze od przewracania się na kanapie George’a i wsłuchiwania przez całą noc w mruczenie lodówki.
Panna Neagle objęła go.
– Zawsze byłam podejrzliwa w kontaktach z Grekami, wiesz? Ale kiedy poznałam George’a, pomyślałam sobie: „Co było dobre dla Jackie, może być dobre i dla mnie”. Nie wiesz przypadkiem, jak po grecku mówi się „Uwielbiam twoją brodę”?
Następnego ranka przed pójściem do szkoły Jim zadzwonił do brata Susan, Bruce’a, scenarzysty mieszkającego w Sherman Oaks.
– Susan zostaje jeszcze na parę dni w Arizonie – poinformował go.
– Ach tak?
– Cóż… pomyślałem, że lepiej dam ci znać, żebyś się nie niepokoił.
– A czemu miałbym się niepokoić? Jest już pełnoletnia.
– W takim razie wszystko w porządku. Po prostu pomyślałem, że dam ci znać, to wszystko.
Po chwili milczenia Bruce zapytał:
– Nie stało się nic złego, prawda?
– Co przez to rozumiesz?
– Wiesz, Susan i ja prawie ze sobą nie rozmawiamy. Zupełnie inaczej podchodzimy do życia, jeżeli rozumiesz, o co mi chodzi. Ona uważa, że jestem materialistą, a ja myślę, że powinna spróbować objechać świat dookoła używając jednej z tych swoich zabytkowych map i przekonać się, jak daleko zajedzie.
– Rozumiem… – mruknął Jim.
Kiedy jechał do szkoły, czul się dziwnie. Wszystko wokół było takie normalne i znajome. Poranny smog jeszcze się nie rozwiał i dzień opatulony był w delikatną mgiełkę, jak na obrazach impresjonistów. Jim zaparkował na parkingu dla nauczycieli, czekając na pożegnalny strzał z tłumika, który jednak nie nastąpił. Wygramolił się zza kierownicy i był już przy głównym wejściu, kiedy od strony samochodu rozległa się potężna detonacja, odbijająca się echem między budynkami.
Wszyscy obecni w pokoju nauczycielskim z niecierpliwością czekali na jego relację z wycieczki do rezerwatu, ale mówienie o tym przychodziło Jimowi z trudem. Powtarzał tylko:
– Pewnie, było wspaniale. Fascynujące miejsce. Susan była tak zachwycona, że postanowiła zostać tam jeszcze przez parę dni.
Richard Bercovici, wykładający nauki społeczne, podszedł do niego, rozsiewając wokół zapach tytoniu fajkowego.
– Zetknąłeś się może z przejawami alkoholizmu wśród Navajo? Czytałem, że pijaństwo stanowi plagę w rezerwatach.
– Myślę, Richard, że gdybyś widział to, co ja tam widziałem, też chciałbyś się czegoś napić – odparł Jim.
Kiedy nadeszła pora pierwszej lekcji, z ulgą przeszedł korytarzem do drugiej klasy specjalnej. Prawie wszyscy byli obecni, z wyjątkiem Jane Firman, która zawsze ciężko przechodziła okres, więc Jim uznał, że nawet nie wypada pytać, gdzie jest. Sue-Robin kończyła malować paznokcie na perłowy odcień różu, a Sherma szukała czegoś w wielkiej brązowej torbie na zakupy, głośno szeleszcząc.
– Sherma…? Pozwolisz nam posłuchać naszych myśli?
– Przepraszam, panie Rook, ale dzisiaj mam piec z panią Evers ciastka z musem jabłkowym i chyba zapomniałam o rodzynkach.
Mark siedział za Davidem Littwinem, blady i wyciszony – ku wielkiemu zmartwieniu swego najlepszego kumpla, Ricky!ego, który próbował rozruszać go głupimi żartami w rodzaju: „Panie doktorze, wydaje mi się, że jestem spanielem. – Proszę położyć się na kanapie. – Nie mogę, właściciel mi nie pozwala”. Sharon założyła obcisłą czarną suknię i naszyjniki z gagatu, a we włosy wplotła czarne wstążki. Kiedy tylko Jim wszedł do klasy, Sharon i Mark spojrzeli na niego.
Читать дальше