– Słyszysz, co on mówi, mój przyjacielu? Mówi, że zabrałeś jego córce wszystko, nie dając nic w zamian. Mówi, że powinieneś wstydzić się za siebie i swojego brata, za to, co jej zrobiliście, i jeszcze, że gdyby nie było to wbrew przykazaniom Boga, to wypatroszyłby cię i rzucił twoje wnętrzności psom na pożarcie.
– Powiedz mu, że jest usprawiedliwiony w swoim gniewie – powiedział Barney.
Jan Bloem przetłumaczył. Ojciec Mooi Klip uważnie go wysłuchał, po czym uniósł w górę drżący palec i powtórnie eksplodował długą retoryczną przemową.
– Jest bardzo zmartwiony – wyjaśnił Jan Bloem. – Chce wiedzieć, co zamierzasz zrobić.
– Zabieram mojego brata do Durban, żeby spróbować uratować mu życie – powiedział Barney zmęczonym głosem. – Następnie wrócę i ożenię się z jego córką.
– On ci nie wierzy – powiedział Jan Bloem. – Mówi, że jesteś łajdakiem.
– Powiedz mu, że kocham Natalię.
– Mówi, że skoro ją kochasz, to dlaczego tak źle traktujesz?
– Powiedz mu, że wydarzyła się seria tragicznych wypadków i że nie musi cały czas na mnie wrzeszczeć, bo już dosyć wycierpiałem. Kocham jego córkę, chociaż ją utraciłem. Kocham mojego brata, a on skrzywdził jedyną kobietę, którą uwielbiam. Powiedz mu, żeby spojrzał mi w twarz i powiedział, co w niej widzi.
Kiedy Jan Bloem tłumaczył jego słowa, ojciec Mooi Klip nie odzywał się. Po chwili pochylił się do przodu, oparł ręce na kolanach i z odległości pięciu albo sześciu cali zaczął wpatrywać się w twarz Barneya. Jego czarne agatowe oczy penetrowały każdy milimetr skóry na twarzy Barneya z bolesnym skupieniem. Barney przypomniał sobie, że kiedyś tak samo wpatrywał się w surowe diamenty, które wydobywał z kopalni. W końcu ojciec Mooi Klip wyprostował się i wystudiowanym ruchem strzepnął pyłek z rękawa swojego płaszcza.
– No i co? – zapytał Barney. – Wkrótce muszę wyruszyć, jeżeli mam pokonać trochę drogi przed zmierzchem.
– Mówi, że w dalszym ciągu uważa cię za łajdaka – uśmiechnął się Jan Bloem. – Wierzy jednak, że ją kochasz. Kiedy twój brat wydobrzeje, musisz przyjechać do Klipdrift, żeby z nim porozmawiać. Mówi, że tak łatwo ci jej nie odda, o ile nie udowodnisz, że masz dobre intencje.
– Rozumiem – powiedział Barney i ukłonił się po przyjacielsku ojcu Mooi Klip. Kiedy to robił, poczuł ból w karku, jak gdyby przespał całą noc, mając głowę ułożoną pod niewłaściwym kątem.
– Powiedział coś jeszcze. Powiedział, że przywiózł tobie prezent i chce, żebyś go przyjął bez względu na to, co tutaj się wydarzyło. Mówi, że nie jest zamożnym człowiekiem, ale to dobry prezent i ma nadzieję, że go przyjmiesz.
– Powiedz mu, że przyjmę go z zadowoleniem.
Ojciec Mooi Klip oddalił się, żeby przynieść prezent, a Jan Bloem założył na oko monokl i patrzył na Barneya z figlarnym uśmiechem.
– Wiesz, dlaczego nalegał, żebyś przyjął jego prezent? – zapytał.
– Nie mam zielonego pojęcia – odpowiedział Barney.
– A więc nie jesteś taki bystry, jak myślałem. – Chce, żebyś go przyjął i poczuł się zobowiązany do powrotu i poślubienia jego córki. Ale nie masz mu tego za złe, prawda?
– Skądże – powiedział Barney. – Gdybym miał kontrolę nad wypadkami, to jeszcze dzisiaj odbyłby się nasz ślub.
Jan Bloem uśmiechnął się do niego współczująco.
– Rozmawiałem z Natalią – powiedział. – Nie powinieneś mieć do niej pretensji.
– Mam pretensje do siebie.
– To również bez sensu. Naucz się szukać winy tam, gdzie ona rzeczywiście się znajduje. Nie rób z siebie męczennika. Oto moje motto.
– Masz ich wiele i na wiele okazji.
– To lepsze niż być przemądrzałym.
Zza rogu chaty wyszedł ojciec Mooi Klip, ciągnąc za sobą na postrzępionej lince wyliniałego konia z łękowatym grzbietem. Barney popatrzył na zwierzę, a potem szybko odwrócił wzrok i spojrzał z desperacją na Jana Bloema. Jan Bloem przyjaźnie się uśmiechał, ale z wrażenia spadł mu monokl i zaczął dyndać na czarnym jedwabnym sznurku. Barney był bliski wybuchnięcia śmiechem.
– To dla ciebie – przetłumaczył Jan Bloem, podczas gdy ojciec Mooi Klip obserwował go 7. natężeniem. – Nazywa się Alsjeblieft.
– Alsjeblieft? – zdziwił się Barney. – To znaczy „proszę", prawda?
– Tak – skrzywił się Jan Bloem. – Za każdym razem, kiedy będziesz chciał, żeby ten koń coś dla ciebie zrobił, musisz powiedzieć Alsjeblieft.
Ojciec Mooi Klip wyciągnął rękę, w której trzymał koniec linki. Barney zawahał się przez chwilę, po czym wziął ją. Koń prychnął, zarżał i obrócił głowę.
Barney powiedział:
– Proszę, podziękuj ojcu Mooi Klip i powiedz mu, że jestem zachwycony podarunkiem i kiedy wrócę, to zaproszę go do siebie na drinka. Ale teraz niech postara się zrozumieć, że muszę wyruszyć w drogę.
– On to rozumie – odparł Jan Bloem. – Mówi, że ten koń należał do pewnego starego kopje walloper'a, do jednego z tych facetów, którzy jeżdżą po okolicy między Klipdrift i Dutoitspan, skupując diamenty od górników. W swoim czasie to był dobry koń.
Barney pokiwał głową i uśmiechnął się do ojca Mooi Klip. Ojciec Mooi Klip z poważną miną odwzajemnił ukłon. Następnie wyrzucił z siebie kilka niezrozumiałych afrykańskich słów, kończąc emfatycznym „huh!", jak gdyby chciał powiedzieć „tak jest!"
– Co on powiedział? – zapytał Barney Jana Bloema.
– Powiedział, że możesz sobie myśleć o tym koniu, co tylko ci się żywnie podoba, ale on zapłacił za niego 27 funtów i 10 szylingów.
Barney, zmęczony, uśmiechnął się ponownie.
– Powiedz mu, że jestem dozgonnie wdzięczny.
Nareszcie rodzice Mooi Klip zaczęli zbierać się do wyjazdu. Mooi Klip wrzuciła torbę na wóz, a sama usiadła między ojcem i matką. Siedziała sztywno i była biała jak marmur. Jej matka skinęła w kierunku Barneya ręką w znaczącym geście i Barney zrozumiał, że Mooi Klip musiała wszystko jej wyjaśnić.
– Pozwól jedno słowo – powiedział Jan Bloem, zanim wspiął się na swój własny wóz zaprzęgnięty w woły.
– Co tym razem? Nie licz kurcząt, dopóki jaja nie zostaną zniesione?
– Nie, tym razem to nie motto. – Czarną, wypielęgnowaną ręką złapał Barneya za ramię. – Chcę ci tylko powiedzieć, że jeśli naprawdę interesuje cię los Natalii, to wracaj tak szybko, jak to jest możliwe, i bierz z nią ślub. Ale jeżeli nie, to zostaw ją w spokoju. Jest ładna, z czasem znajdzie sobie kogoś innego. Najprawdopodobniej jednego z naszych i kimkolwiek by on był, będzie troszczyć się o twoje dziecko jak o swoje własne. Ale już więcej jej nie krzywdź.
Barney położył swoją dłoń na dłoni Jana Bloema.
– Dzięki za radę. Ale jedynie ja i Natalia możemy zadecydować o naszym życiu. Nie ty i nie jej rodzice. Nikt poza nami.
– Cóż, w takim razie życzę powodzenia. Jak ty to mówisz? Mazel tov!
– Powiesz mi mazel tov, kiedy ze zdrowym bratem wrócę z Durban – powiedział Barney. Koń o imieniu Al-sjeblieft zaparskał i szarpnął linką. Wyczuł, że Jan Bloem i rodzina Mooi Klip zamierzają odjechać, i był zdenerwowany, że go zostawiają.
Mooi Klip odwróciła się tylko raz, kiedy jej ojciec cmoknął na woły i skierował wóz na obrzeża kopalni w Kimber-ley. Barney zobaczył, jak jej usta wypowiadają bezgłośnie „do widzenia", ale nie był pewien, czy to nie złudzenie. Podszedł do niego Edward Nork i powiedział:
– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Musi być dobrze. Czy chcesz, żebym zaopiekował się tym pokracznym koniem, kiedy wyjedziesz?
Читать дальше