– Rozpoczynam sesję sądu Republiki Poszukiwaczy Diamentów.
Tłum zafalował i zamruczał, a Stafford Parker uderzył młotkiem w stół na znak protestu.
– Proszę o spokój. Stowarzyszenie Ochrony Interesów Poszukiwaczy Diamentów oraz Republika Poszukiwaczy Diamentów utworzone zostały, żeby zapanował porządek. Udowodnijmy to dzisiaj.
Sinobrody doradca Stafforda Parkera wstał i ogłosił:
– Rozpatrzymy dzisiaj sprawę pana Joela Havemanna, właściciela działki numer 172 na terenie kopalni w Kimberley, który wniósł apelację od wyroku rozciągnięcia, jaki zapadł w ubiegłym tygodniu za kradzież diamentów. Pan Havemann został uwolniony przez przyjaciół – niezgodnie z obowiązującym prawem – ale dzisiaj reprezentowany jest przez pana Knighta, który zapewnia, że pan Havemann potrafi wytłumaczyć okoliczności towarzyszące jego ucieczce oraz udowodnić, że został niesłusznie skazany.
Powstało zamieszanie i ludzie zaczęli kłócić się między sobą. Stafford Parker walnął młotkiem w stół, jak gdyby chciał wyprostować pogięty arkusz złotej blachy, i wrzasnął:
– Postanowiłem, że sprawa zostanie ponownie rozpatrzona, to i zostanie rozpatrzona!
Powoli ludzie się uspokajali. Przysięgli, którzy siedzieli na dwóch ławkach naprzeciwko Joela i Barneya, zachowywali się tak samo jak inni uczestnicy rozprawy i kiedy Barney przyjrzał się im, to zrozumiał, dlaczego Stafford Parker mógł sobie pozwolić, żeby udawać praworządnego człowieka, który zgodził się ponownie rozpatrzyć sprawę i do tego publicznie, chociaż był przekonany, że wyrok będzie po jego myśli. Dwunastu sprawiedliwych było purpurowymi na gębach Anglosasami i wszyscy z nich pokończyli w Anglii jakieś mało liczące się szkoły publiczne. Byli plantatorami, kupcami oraz agentami Korony. Gdyby nie fakt, że los jego brata zależał od tych zapamiętałych bigotów z małpią inteligencją, to Barney już od razu popadłby w czarną rozpacz. Siedzieli na swoich ławkach, jak gdyby pozowali do szkolnej fotografii – otyli od alkoholu, z udami jak balerony, zadowoleni z siebie, nie mający pojęcia o prawie i życiu.
– Panie Knight – powiedział Stafford Parker donośnym głosem. – Czy zechciałby pan powiedzieć kilka słów w imieniu swojego klienta?
Pan Knight odwrócił się do Barneya, uśmiechnął się kwaśno, zebrał do kupy kartki i wstał. Poranne spotkanie nie przebiegło w zbyt przyjaznej atmosferze. Joel od razu przyznał się do winy i to w bardzo agresywny sposób. Kiedy pan Knight próbował pochlebstwami przekonać go, żeby uwierzył, że mógł się mylić, że cała awantura warta była funta kłaków, biedny Joel – niewątpliwie w wyniku upału i zbyt dużej ilości wypitej taniej whisky – nazwał go shtun-kietn i chociaż pan Knight tego słowa nie zrozumiał, poczuł się do głębi urażony.
– Shtunk – powtórzył z ostrym brytyjskim akcentem. – Shtunk. A więc tym jestem dla pana?
Barney wziął Joela na stronę i tłumaczył mu przez pięć minut, próbując przekonać go, że pan Knight jest jego jedyną nadzieją i jedynym człowiekiem, który może mu pomóc odzyskać działkę diamentową. W końcu, mrucząc pod nosem, Joel zgodził się na współpracę. Ale postawił sprawę jasno i powiedział swojemu młodszemu bratu, który mieszał się w jego sprawy:
– Jestem już dorosłym mężczyzną, Barney. Sam sobie poradzę ze swoimi sprawami. Wdepnąłem w gówno z własnej winy i sam z niego wyjdę.
– A więc duma nie daje ci spokoju? – zapytał Barney.
– Być może – przyznał Joel. A potem splunął na trawę. Barney nigdy jeszcze nie widział brata plującego.
Pan Knight stanął przed stołem Stafforda Parkera, rękę założył na plecy, wypiął pierś, a klapy jego surduta sterczały jak kogucie piórka. Przez chwilę milczał dla efektu i Barney wyobraził go sobie, jak w tej samej teatralnej pozie przechadzał się przed ławami przysięgłych w Anglii i Kapsztadzie. Na sali sądowej w Londynie jego poza mogła nie wydawać się szczególnie oryginalna, czy robiąca wrażenie, ale tutaj, w oczach pstrokatej gawiedzi, była rzeczywiście imponująca.
– Oto przed wami stoi człowiek, który wyrwany został z objęć śmierci… człowiek, który patrzył w oczy swojemu Stwórcy i nagle został przywrócony do życia. Joel Have-mann, Żyd – przyznaję – ale prawy i prostolinijny przedstawiciel swojej rasy, który został skazany przez Republikę Poszukiwaczy Diamentów za kradzież kilku diamentów z kopalni w Kimberley. Mówi się, że przekupił czarnuchów z British Diamond Mining Company, żeby przynosili mu kamienie, które potajemnie sprzedawał nielegalnie działającym handlarzom, kręcącym się przy kopalniach… Mówi się również, że jego własna działka nie przynosiła żadnych dochodów i że postanowił zbić fortunę na kradzionych diamentach… Ale niech mi będzie wolno zapytać! – wykrzyknął pan Knight, obracając się niespodziewanie na pięcie i podnosząc do góry wyprostowany palec. – Niech mi będzie wolno zapytać, czy ktokolwiek tu obecny znał Joela Havemanna jako bogacza, człowieka garściami wydającego pieniądze? Niech mi będzie wolno zapytać, czy znacie chociaż jeden czyn Joela Havemanna, czyn, który byłby sprzeczny z obowiązującym prawem? Joel Havemann harował na swojej działce i wystarczy, żeby ktokolwiek z was poszedł na tę działkę, a zobaczy, jak głęboko Joel Havemann kopał, ile w to włożył wysiłku. Czy nieuczciwy człowiek mógłby tak ciężko pracować? Gdyby zamierzał żyć z kradzieży, znosząc się pokątnie z paserami – to dlaczego zaharowywałby się na śmierć? Dlaczego nie czatował na czarnuchów z British Diamond Mining Company, kiedy byli w drodze do swoich szałasów, i tam nie odbierał od nich ukradzionych diamentów? Teraz pan Knight opuścił głowę i oparł brodę na kołnierzyku, kontynuując przemówienie tonem obrażonego uczciwego człowieka.
– Daleki jestem od tego, żeby sugerować, że British Diamond Mining Company chciwym okiem patrzyła na działkę pana Havemanna, która graniczyła z jej własną i tworzyła wyłom w bloku działek posiadanych przez wspomnianą przeze mnie spółkę. Daleki jestem od tego! I daleki jestem od tego, żeby sugerować, że czarni robotnicy, którzy obciążali zeznaniami mojego klienta w zeszłym tygodniu, podczas tak zwanej rozprawy sądowej, byli winni krzywoprzysięstwa. Jeżeli spojrzycie na mapę działek w kopalni Kimberley, z łatwością zauważycie, że działka pana Have-manna była solą w oku British Diamond Mining Company: i czy nie zastanowił was nigdy fakt, że jeżeli mówi się, iż pan Havemann przekupił czarnuchów, to równie dobrze mogła to zrobić British Diamond Mining Company, zainteresowana stroną finansową całej tej sprawy? Pieniądze – powiedział pan Knight, mrużąc oczy. – A im więcej pieniędzy, tym mniej prawdy.
Barney zauważył, że przysięgli byli zainteresowani, ale nie całkowicie przekonani. Jeden albo dwóch siedziało z założonymi rękami i zaciśniętymi szczękami, chcąc wszystkim pokazać, że żadne sprytne argumenty i pochlebstwa nie są w stanie zmienić ich opinii o Żydach, którzy z gruntu byli nieuczciwi, i że Joel, jako Żyd, był kłamcą i złodziejem. Dochodziła trzecia i żar lał się jak z pieca. W drugim i trzecim rzędzie krzeseł panie zaczęły energicznie wachlować się wachlarzami. Barney zauważył Agnes, która uśmiechnęła się do niego spod parasolki.
Pan Knight mówił dalej.
– Jestem pewien, że obecny tu przedstawiciel British Diamond Mining Company zaraz skoczy na równe nogi i powie, że pan Havemann był dla spółki niczym więcej jak tylko sąsiadem przedsiębiorcą i gdyby nawet działka pana Havemanna była niekorzystnie dla spółki położona, to i tak akceptowali powstały stan rzeczy ze spokojem i godnością. Ale przedstawiciel spółki mógłby nie dodać, że British Diamond Mining Company pierwsza zgłosiła chęć kupna działki numer 176, krótko po tym, jak pan Havemann został skazany.
Читать дальше