Choć prawdopodobnie nie trwało to więcej jak dziesięć minut, miał wrażenie, że minęła godzina, zanim zjawił się ambulans. Słońce tak mocno prażyło, że rozlana na chodniku krew parowała. Usłyszał wycie syreny, zaraz potem trzasnęły drzwi samochodu i zagrzechotały kółka noszy. Ktoś pomógł mu wstać.
Podeszła do niego jedna z ratowniczek i przyjrzała mu się uważnie.
– Jest pan ranny? Proszę pozwolić mi się zbadać.
– Dobra wiadomość jest taka, że jest HIV-negatywna, Frank – powiedział doktor Gathering.
Frank stał przy oknie w swoim gabinecie, który znajdował się na dwudziestym szóstym piętrze budynku szpitala Sisters of Jerusalem, i patrzył w dół, na Zachodnią Trzydziestą Szóstą. Samochody migotały w słońcu, a tłum w dole, składający się z ludzi ubranych głównie na czerwono, żółto i zielono, wyglądał jak rozrzucone żelki.
– A zła wiadomość?
George Gathering otworzył plastikową teczkę, którą trzymał w ręku, i wyjął trzy kartki, na których zapisane były wyniki badań laboratoryjnych.
– Powiedziałbym, że raczej zdumiewająca. Musiała zwymiotować ponad dwa litry krwi, nie licząc tego, co z niej wyleciało, zanim dotarł do niej ambulans. Powinna nie żyć.
– Wyglądało to na pęknięty wrzód żołądka.
– Z początku też tak sądziłem, ale nie stwierdziliśmy żadnego poważnego uszkodzenia błony śluzowej żołądka, choć moim zdaniem warto zrobić jeszcze jedno prześwietlenie. Nie znaleźliśmy też żylaków przełyku. Wątroba również jest zdrowa.
– Więc skąd ta krew?
– Jeszcze nie jesteśmy pewni, ale sam najlepiej wiesz, jak wrzody umieją się chować.
– Chyba się zgodzisz, że mimo wszystko to bardzo niezwykłe. Zazwyczaj, jeśli pacjent zwymiotuje taką ilość krwi, rzadko udaje się zatrzymać krwawienie.
– Jak powiedziałem, chcę zrobić jeszcze jedno prześwietlenie. Są jednak jeszcze inne niezwykłe objawy.
– Tak? Na przykład?
– Jak na kobietę w jej wieku, ma poważnie zaburzoną chemię trawienia. Jej błona śluzowa żołądka wydziela mniej mukoproteiny niż u osiemdziesięciolatki. Co oczywiście oznacza, że nie wchłania witaminy B dwanaście.
– Więc ma anemię?
– Zgadza się, ale to nie wszystko. Jest też, może właśnie z tego powodu, nadwrażliwa na światło dzienne. Zmyliśmy z niej tę srebrną farbę i kiedy chcieliśmy ją położyć w normalnej sali przy oknie, zaczęła tak wrzeszczeć, że musieliśmy ją przenieść do izolatki i zasłonić wszystkie okna.
– Co mówi o sobie?
– Powiedziała, że nazywa się Susan Fireman, ma dwadzieścia trzy lata i jest na trzecim roku w Beekman College of Art and Design. Mieszka przy Wschodniej Dwudziestej Szóstej z dwiema koleżankami i chłopakiem jednej z nich. Pantomima jest ponoć jedynie zajęciem dodatkowym. Jej dokumentację medyczną ma lekarz rodzinny z New Rochelle, gdzie mieszkają jej rodzice. Próbujemy się z nimi skontaktować. Poza zwykłymi chorobami wieku dziecięcego podała tylko bolesne miesiączki i alergię na szybkowary.
– Rozmawiałeś z jej rodzicami?
– Jeszcze nie. Prosiła, żeby tego nie robić. Twierdzi, że ojciec jest poważnie chory na serce i nie chce go martwić.
– Rozumiem. Była ostatnio za granicą?
George zajrzał do swoich notatek.
– W październiku pojechała do Meksyku… była przez jedenaście dni w Cancun.
– Czy ktoś z jej przyjaciół albo znajomych na coś chorował?
– Nic o tym nie wie. Jest jednak jeszcze jedno: ma powtarzający się koszmarny sen.
– Koszmarny sen? Od nocnych koszmarów nie wymiotuje się krwią.
– Oczywiście, ale panna Fireman z jakiegoś powodu uważa, że to ważne. Ten sen pojawia się każdej nocy od ponad miesiąca. Za każdym razem jest taki sam.
– Mów.
– Wydaje jej się, że znajduje się na jakimś statku, gdzieś pośrodku oceanu. Jest zamknięta w skrzyni i nie może się wydostać.
– To wszystko?
George zamknął teczkę.
– Wszystko. Ale twierdzi, że jest to tak realistyczne, że woli w ogóle nie spać.
– Rozumiem – mruknął Frank. Przypomniał mu się dzień, w którym ojciec zabrał go po raz pierwszy do cyrku – miał wtedy jakieś pięć lat – a tam podszedł do niego klaun i wydarł mu się prosto w twarz. – Miewałem podobne koszmarne sny.
Dał swojej asystentce Marjorie wolny dzień, aby mogła odwiedzić swoją starzejącą się matkę w Paramus. Założył okulary od Armaniego, aby sprawdzić w komputerze pocztę, choć w większości był to spam z firm farmaceutycznych. Potem zaczął przeglądać zwykłe listy, odrzucając ulotki reklamowe i rozrywając te, które wyglądały tak, jakby mógł się w nich znajdować czek. Zadzwonił na pediatrię, aby sprawdzić, kiedy ma tam dziś przyjść na konsultację (okazało się, że za piętnaście czwarta, na piętnastym piętrze), potem poszedł do automatu, z którego wziął podwójnie mocne espresso, i zjechał na dziesiąte piętro, by odwiedzić Susan Fireman.
– Modlę się, aby ten upał wreszcie zelżał – powiedziała siostra Dominica, z którą spotkał się w windzie. – Musiałam dziś rano jechać metrem i jestem głęboko przekonana, że nasz Pan chciał mi pokazać, jak wygląda piekło… na wypadek gdybym miała ochotę zgrzeszyć.
Siostra Dominica ważyła ponad dziewięćdziesiąt kilogramów, a jej blada twarz przypominała gruzłowaty ziemniak z Idaho. Kiedy drzwi windy się otworzyły i do środka wcisnęli się kolejni ludzie, Frank pomyślał, że może i miałaby ochotę pogrzeszyć, tylko gdzie miałaby znaleźć kogoś, z kim mogłaby to robić?
Poszedł jasnym korytarzem do pokoju numer piętnaście sześćdziesiąt sześć. Drzwi były uchylone, a Susan wyglądała na głęboko uśpioną, więc bez pukania wszedł cicho do środka. Żaluzje były opuszczone, ale na ścianie trzepotała plama światła w kształcie ćmy, oświetlając postać stojącego nad jeziorem Genezaret Jezusa. Klimatyzacja została tak ustawiona, że było tu zimno jak na Alasce i Frank nie mógł powstrzymać dreszczy – podobnie jak Susan Fireman na szczycie swojej wyimaginowanej drabiny.
Podszedł do boku łóżka i popatrzył na chorą. Oddychała równomiernie, w czym pomagał jej podawany przez rurkę donosową tlen. Była tak blada, że skóra niemal przeświecała i twarz przypominała odlaną z białej stearyny pośmiertną maskę, sprawiała jednak wrażenie spokojnej. Pielęgniarki wy-czesały prawie całą srebrną farbę z jej krótkich ciemnych włosów, ale były wysuszone i poplątane.
Odstawił kubek z kawą na jasnoczerwoną szafkę i popatrzył na zawieszony nad łóżkiem monitor. Ciśnienie krwi było nieco zbyt niskie, a puls za szybki, nie było jednak oznak arytmii. Musnął palcem odpowiednie miejsce na dotykowym ekranie, by sprawdzić poziom dwutlenku węgla we krwi i inne dane, ale nagle uświadomił sobie, że dziewczyna ma otwarte oczy i patrzy na niego.
– O, nie śpi pani… – powiedział, uśmiechając się. – Jak samopoczucie?
– Kiepskie – szepnęła.
– Więc pani mówi?
Kiwnęła głową.
– Tak, ale tylko wtedy, kiedy muszę.
– Nie bardzo rozumiem…
– Jeśli się milczy, nie można kłamać, prawda? No i nikt nie może człowieka źle zacytować.
Skończył sprawdzać parametry.
– Gdybym miał wszystko robić bez słów, chybabym się długo nie utrzymał w swoim zawodzie.
– O, nawet pan sobie nic zdaje sprawy, jakie to trudne…
– Ale jest pani w tym bardzo dobra – pochwalił Frank. – W innym przypadku nic zatrzymałbym się, by panią oglądać.
– Nie lubi pan mimów?
– Hmm… obawiam się, że wąchanie nieistniejących stokrotek i opieranie się o nieistniejące mury nie bardzo do mnie przemawia.
Читать дальше