• Пожаловаться

Leopold Tyrmand: Zły

Здесь есть возможность читать онлайн «Leopold Tyrmand: Zły» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Криминальный детектив / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Leopold Tyrmand Zły

Zły: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zły»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Leopold Tyrmand: другие книги автора


Кто написал Zły? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Zły — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zły», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kiedy i jak to się stało, tego nie potrafiłaby w pierwszej chwili powiedzieć. W tej samej sekundzie oczy wypełniły jej się łzami i gryzący żal zalał jej serce. „Tyle trudu, tyle starań, takie potrzebne, takie strasznie potrzebne.” — kłuły szpilki bezsilnej goryczy. Obydwa flakony leżały rozbite na bruku; z jednego sączył się płyn, z drugiego bielały zmieszane z błotem tabletki.

To była pierwsza reakcja. Następną była wściekłość, a w chwilę potem przerażenie.

— Spokojnie, kochana. Złość piękności szkodzi. — seplenił wysoki wyrostek, zataczający się z lekka. Miał tłuste blond włosy, spoconą twarz i rozpiętą na szyi barchanową koszulę. To on gwałtownym ruchem wytrącił jej flakony z ręki. Przypadek, zaczepka czy nieuwaga, której winna jest pogoda, błoto, pośpiech? Jedno nie ulegało wątpliwości — facet był pijany. I nie był sam. Obok zaśmiewał się niski, gruzłowaty chłopak w letnim płaszczu.

— Zwariował pan!.. Jak pan chodzi?… Proszę się odsunąć!.. — zawołała Marta. Wysoki usiłował ją objąć.

— Po co ten krzyk, koleżanko?… „Pozbiera się, oczyści. he, he, he! — zaśmiewał się gruzłowaty, wgniatając butem tabletki w brudnoczarną maź.

Z pobliskiego ogonka do 116 zaczęli się odwracać ludzie. Paru przechodniów przystanęło w pewnej odległości.

— Co pan zrobił z lekarstwem?!.. Milicja!.. — zaczęła krzyczeć Marta. Żal, złość i obawa dygotały w jej głosie. Czuła woń nic mytego ciała i brudnego ubrania napierającego na nią wyrostka.

Od oddalonego o trzy kroki zaledwie kiosku „Ruchu” oderwała się jakaś postać. Był bez czapki, nosił welwetową, rozpiętą kurtkę. Jednym skokiem dopadł do wysokiego i Marty. Wokół nich narastał tłum niepewny, ciemny, niewyraźny jak pogoda.

— Mietek! Gub się! Po co ten Hałas. — pchnął wysokiego w bok, po czym szybkim, bezczelnym gestem ujął Martę za podbródek i brutalnie poderwał jej głowę do góry.

— Siostro! — rzucił przez zęby. — Siostrzyczko. Uważaj, jak chodzisz. Słyszysz!.. Nie ładuj się na spokojnych ludzi, bo będziesz płakać!.. A teraz.

— No, tak. — dodał szybko niski gruzłowaty — wpakowała się na kolegę jak torpeda i ma żal.

— Sam widziałem — rzucił ktoś z tłumu, zbierającego się bliżej wokoło — ta pani biegła jak szalona.

— Wiadomo — tłum ożywił się — młody chłopak zabawił się. trzeba mu dać drogę.

— Nieprawda! — zagrzmiało naraz z boku.

Z kiosku wychylała się czerstwa twarz, zdobna w siwy, sumiasty wąs i uwieńczona piękną maciejówką z lśniącym daszkiem.

— Nieprawda, proszę państwa! Ten łobuz winien! Wszystko dobrze widziałem! Zaczepiał, szczeniak, wytrącił tej pani!.. Ja bym ciebie, draniu. — z okienka wynurzyła się sucha, koścista pięść, grożąca wysokiemu wyrostkowi.

— Dziadziu — rzekł niski, opierający się łokciami o kiosk — zamknij japę, dobrze?…

— Co teraz będzie? — zawołała Marta.

Głos się jej łamał, nie mogła oderwać oczu od sponiewieranych lekarstw.

— Ojejej. Żeby tacy chłopcy! Jak to można. — powiedziała nieśmiało jakaś kobiecina w chustce.

— A pani co? — szarpnął się ku niej ten w welwetowej kurtce. — Do domu! Kalesony prać! Już.

Nagle zwinął się nieoczekiwanie, gwizdnął przeszywająco przez zęby, pchnął z całej siły Martę na kiosk, roztrącił pierwszych z brzegu i krzyknął:

— Chłopaki! Chodu!..

To, co nastąpiło teraz, było rodzajem snu, zaś sen ten prześniło kilkanaście osób w ciągu ułamka sekundy. Kiedy przetarli oczy — było już po wszystkim. W błocie trotuaru leżał wyrostek w welwetowej kurtce, krwawiąc obficie. Mały gruzłowaty klęczał pod kioskiem, trzymając się oburącz za głowę. Podnosił się powoli, spojrzał błędnym wzrokiem ciężko pobitego człowieka, zatoczył się, spiął wszystkie siły i zaczął uciekać w stronę kościoła św. Aleksandra. Pijany znikł gdzieś bez śladu. Tłum ocknął się, zakołysał, zaczęto wołać ze wszystkich stron: — Pogotowie! Milicja! Człowiek ranny!.. — Ktoś pomógł podnieść się Marcie, która oddycHała ciężko. Od strony Wiejskiej biegło dwóch milicjantów.

W dyżurce Pogotowia zabrzmiał telefon. Siostra podniosła słuchawkę.

— Tak. Pogotowie. Który komisariat? Trzynastka. Dobrze. Zaraz sprawdzę, proszę położyć słuchawkę.

Rozłączyła się, spojrzała na tablicę z wykazem komisariatów i nakręciła numer.

Położyła słuchawkę, podniosła drugą.

— Ambulatorium? Tu dyżur. Wzywa trzynasty komisariat. Ma u siebie rannego człowieka. Kto jedzie? Doktor Halski. Doskonale.

Z oszklonej kabiny dyżurki widać było hali i korytarze. Siostra dyżurna nacisnęła dzwonek. Z pokoju szoferów wyskoczył ktoś i wypadł na dziedziniec, po czym rozległ się szum zapuszczanego motoru. W głębi korytarza ukazała się wysoka, szczupła postać w białym kitlu pod samą szyję i w narzuconym na ramiona płaszczu. Obok szła otulona w kożuch pielęgniarka. Lekarz uśmiechnął się do siostry dyżurnej. — Psia pogoda — powiedział i dodał: — Siostro, proszę mnie szybko połączyć z redakcją „Expressu Wieczornego”. — Siostra dyżurna nakręciła numer i podała lekarzowi słuchawkę.

— Redakcja „Expressu”? Czy mógłbym mówić z redaktorem Kolanko? Dziękuję.

Krótką chwilę czekał, bębniąc smukłymi palcami po szybie. W słuchawce odezwał się sympatyczny męski głos:

— Tu Kolanko. Słucham.

— Doktor Halski. Dobry wieczór, panie redaktorze. Dzwonię zgodnie z przyrzeczeniem. Proszę zaraz przyjechać do trzynastego komisariatu. Na Wiejską.

— Wspaniale. A więc sądzi pan, że. znów?

— Nie wiem nic na pewno. W każdym razie jakaś bójka uliczna i bardzo ciężkie pobicie czy nawet gorzej, iluż tam jadę.

— Dziękuję. Jestem za dziesięć minut na miejscu.

Doktor Halski położył słuchawkę. Uśmiechnął się raz jeszcze do siostry dyżurnej. — Może coś siostrze przywieźć z miasta? — spytał. — Mamy jeszcze całą noc przed sobą. — Miał miłą, młodą twarz i spokojne oczy. — Dziękuję — odparła siostra dyżurna — niczego nie potrzebuję. Powodzenia. — Doktor Halski spojrzał na wielki, elektryczny zegar: była siódma dwadzieścia.

Wsiadł szybko do niskiej, szarej skody z żółtym krzyżem na drzwiczkach. Mały wóz wyprysnął w zasnutą deszczową zamiecią Hożą, przeciął Marszałkowską. Szofer włączył syrenę, przechodnie zaczęli przystawać, oglądać się.

Nawet najsłoneczniejszy optymista nie byłby w stanie nazwać trzynastego komisariatu miejscem radosnym. Sprawiał raczej wrażenie ponure, na co składa się także fakt, że mieścił się na parterze starej, mocno nadszarpniętej przez wojnę kamienicy, w pokojach wysokich i ciemnych, którym — nawet codzienne malowanie nie odebrałoby brudnoszarej atmosfery wiejącej z odrapanych ścian.

Doktor Halski wszedł pewnym krokiem i od razu skierował się do smutnej ławki, na której spoczywał kształt ludzki nakryty welwetową kurtką. „To samo — pomyślał szybko — identycznie to samo”. Sprawnie odgarnął zmięty, mokry szalik, niechlujną, lepką od krwi chustkę do nosa i prowizorycznie założony opatrunek z waty. Szybkimi palcami obszukał kość szczękową: była nienaruszona. Przy drzwiach powstał szmer, stojący przy nich milicjant usiłował zatrzymać jakiegoś pana w zsuniętym na tył głowy kapeluszu. Pan ten powiedział: — Prasa. — i okazał coś milicjantowi, który usunął się z przejścia. Doktor Halski powiedział: — Siostro, surowicę przeciwtężcową. Gazę, bandaże. — Pielęgniarka już miała w ręku wygotowaną strzykawkę, niezmiernie szybko i celowo wyjmowała przybory z torby. Gdy Halski podniósł pełną strzykawkę do góry, wzrok jego padł na twarz leżącego. Wśród smug wytartej krwi i siniaków tkwiły czujne, przytomne oczy. Halski pochylił się nad obnażonym ramieniem i poczuł wyraźną woń alkoholu w oddechu rannego. Wszystko tak samo, wszystko się zgadza.” — pomyślał i wbił igłę. Pielęgniarka przemywała dolną szczękę wodą utlenioną. Halski szybko i bezlitośnie zdezynfekował ranę, ranny skurczył się z bólu i zawołał: — Auuu!.. — Pielęgniarka posypała sowicie suliamidon, krew zmieszała się z żółtym proszkiem.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zły»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zły» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Victor Hugo
Леопольд фон Захер-Мазох: Власта
Власта
Леопольд фон Захер-Мазох
Леопольд Захер-Мазох: Власта
Власта
Леопольд Захер-Мазох
Леопольд Захер-Мазох: Теодора
Теодора
Леопольд Захер-Мазох
Леопольд Захер-Мазох: Живая скамья
Живая скамья
Леопольд Захер-Мазох
Отзывы о книге «Zły»

Обсуждение, отзывы о книге «Zły» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.