Czasem wydawał się nieobecny i ci, którzy go dobrze znali, tłumaczyli to jego alkoholizmem. W jakiś niewytłumaczalny sposób wydawał się wyłączony z tego, co się działo dookoła niego. Tak jakby żył w swoim świecie, odgrodzony od wszystkiego innego.
W tych kręgach, w których się obracał, większość osób wiedziała wszystko o rodzinach innych, ale Erik był wyjątkiem. Chętnie mówił o swoich dzieciach, ale nigdy nie wspominał swoich rodziców ani nie mówił o nich w jakimkolwiek kontekście.
Jednak było powszechnie wiadomo, że był on synem jakiejś szychy ze świata biznesu. Niektórzy zastanawiali się, skąd Erik miał pieniądze na tak wystawne życie, mając tylko pensję młodszego asystenta w Bukowskis, która nie mogła być przecież szczególnie wysoka. Na takie pytania odpowiadali wówczas dobrzy znajomi Erika, tłumacząc, że mimo iż Erik nie miał dobrego kontaktu z rodzicami, dostawał od nich co miesiąc pieniądze na utrzymanie, co pozwalało mu na rozrzutne życie i sprawiało, że nie musiał martwić się o przyszłość.
Stał tam teraz w swoim garniturze w kredowe paski, nonszalancko oparty o bar, z piwem w ręku i rozglądał się po lokalu, słuchając opowiadania Otto Diesena o tym, jak to zderzył się ze śliczną brunetką na stoku podczas podróży służbowej do Davos. Wypadek skończył się tym, że leżeli nadzy w apartamencie hotelowym i masowali wzajemnie swoje obolałe ciała. Otto nie przejmował się w ogóle tym, że był żonaty, nikt inny zresztą też nie. Czasem Erik myślał, że podczas ich spotkań wszyscy zachowywali się tak, jakby wciąż byli chłopcami z liceum.
Opowiadali te same stare historie podbojów, jak to robili przez wszystkie lata ich znajomości. Choć w innych sferach życia dużo się zmieniło: nowa praca, rodzina i tak dalej, gdy się spotykali, miało się wrażenie, że czas się zatrzymał. Przyłapał siebie samego na tym, że mu się to podobało. Dawało poczucie bezpieczeństwa, między nimi nic się nie zmieni, cokolwiek by się działo w ich życiu. Było to dla Erika pocieszenie i gdy chwilę potem żegnali się, poklepując się po plecach i dając sobie szturchańce, wrócił mu dobry humor. Zatrzymał się w barze sushi na rogu i kupił kolację na wynos.
Jego mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze w ładnej kamienicy przy ulicy Karlavägen z widokiem na park Humlegården i Królewską Bibliotekę. Gdy wszedł, powitała go sterta poczty leżąca na wycieraczce w korytarzu. W westchnieniem podniósł plik reklam i kopert z okienkami, po części rachunków. Jego znajomi nie widzieli, że comiesięczne utrzymanie od rodziców zostało wstrzymane i żył obecnie nieco ponad swoje możliwości. Pod koniec każdego miesiąca, gdy trzeba było zapłacić rachunki, nachodził go niepokój.
Nie otwierając żadnej koperty, rzucił pocztę na bok i włączył płytę Marii Callas. Przyjaciele bardzo sobie z niego żartowali, że tak mu się podobała jej muzyka. Następnie wziął prysznic, ogolił się i przebrał. Długo stał przed lustrem i za pomocą żelu układał włosy.
Ciało było odprężone i nieco obolałe, po obiedzie był w siłowni i trenował dłużej niż zwykle. Trening był przeciwwagą dla jego nadmiernej konsumpcji alkoholu. Był świadomy tego, że pił zbyt dużo, ale nie chciał skończyć. Od czasu do czasu mieszał alkohol z tabletkami, ale zdarzało się to najczęściej tylko wtedy, gdy kilka razy do roku zapadał w swoje głębokie depresje. Czasem przechodziły one po kilku dniach, czasem utrzymywały się miesiącami. Przyzwyczaił się do nich i dawał sobie z nimi radę na własną rękę. Jedyne co mu w tych depresjach przeszkadzało to to, że wówczas najczęściej nie chciał widzieć dzieci. Obecnie rozumiały problem, co ułatwiało sprawę, były już dorosłe. Emelie miała dziewiętnaście lat, Karl dwadzieścia, a David dwadzieścia trzy. Erik za wszelką cenę chciał uniknąć przyznania się przed nimi, że cierpiał na depresję. Nie chciał ich obciążać ani niepokoić. Zazwyczaj udawał, że nic się nie dzieje, mówił tylko, że musi wyjechać albo że ma dużo pracy. One też miały swoje życie, dziewczyny, chłopaków, studia, sport i kolegów. Czasem przez kilka tygodni nie miał kontaktu z dziećmi, z wyjątkiem Davida, z którym był najbardziej związany. Może dlatego, że był on najstarszy.
Erik Mattson prowadził podwójne życie. Jedno jako szanowany i ceniony pracownik w domu aukcyjnym Bukowskis, życie towarzyskie z przyjaciółmi, wystawnymi przyjęciami, podróżami i ojcostwem, nawet jeśli sporadycznym. Drugie życie było zupełnie inne: tajemnicze, ponure i destrukcyjne. A jednak nie miał wyjścia.
Jakąś godzinę później Erik Mattson opuścił mieszkanie. Już teraz wiedział, że będzie to długa noc.
Knutas obudził się z dokuczliwym bólem głowy. Tej nocy nie spał dobrze. Obraz zmarłego Egona Wallina prześladował go we śnie, a gdy leżał bezsennie, rozmyślał o śledztwie. W dzień prawie nie było czasu na zastanawianie się nad czymkolwiek, więc to nocą musiał poukładać wrażenia. Cała masa innych rzeczy, które nie należały do pracy policyjnej, ciągle przerywała śledztwo, co doprowadzało go do szału. Denerwujące było również to, że media były tak dobrze poinformowane.
Czasem zastanawiał się, czy dobrze się stało, że jego zastępca Lars Norrby pełnił funkcję rzecznika prasowego. Może lepiej by było, gdyby nie wiedział tak dużo. Im bardziej rzecznik prasowy był zorientowany w śledztwie, tym większe ryzyko, że wyjawi więcej, niż powinien.
Najlepiej byłoby zapewne wyłączyć go z grupy śledczej, ale wówczas z pewnością podniósłby się krzyk.
Osławione zdjęcie ofiary wiszącej w bramie Dalmansporten przysporzyło im wiele problemów. Nie zdziwiło go bardzo, że autorką zdjęcia była Pia Lilja. Razem z Johanem Bergiem stanowili team, którego najchętniej by unikał. Oczywiście szanował Johana, dobrze wykonywał on swoją pracę, był dociekliwym reporterem, ale zadawał zawsze niepotrzebne pytania, które prowadziły donikąd. Johan wiele razy pomógł policji rozwiązać zagadkę morderstwa, co nieuchronnie przyczyniło się do tego, że policjanci w komendzie, z Knutasem na czele, byli przychylnie nastawieni do tego dziennikarza. A że na domiar wszystkiego podczas ostatniej pogoni za mordercą Johan prawie stracił życie, sympatia policjantów do niego tylko wzrosła, co na dłuższą metę nie było niczym dobrym. Berg był reporterem, którego powinno się unikać, jeśli chciało się pracować w spokoju. A zwłaszcza gdy był w towarzystwie takiego operatora kamery jak Pia Lilja. Pokora i szacunek dla integralności policji nie były z pewnością jej głównymi cechami. Wchodziła z buciorami w najdelikatniejsze sprawy i nie stawiała sobie zbyt wielu pytań. Wystarczyło spojrzeć, jak wyglądała: czarne włosy, które sterczały na głowie jak szczecina, oczy pomalowane jak u wojownika ruszającego do boju i do tego kolczyk w nosie, który, jak zauważył ostatnio, zamieniła na perłę. Przynajmniej to trochę lepiej wyglądało. Oczywiście Knutas rozumiał, jak ważne były dobre stosunki z prasą, ale czasem tak bardzo przeszkadzali w pracy, że chciał tylko, aby wszyscy poszli do diabła.
Sięgnął po budzik, była dopiero za kwadrans szósta. Jeszcze może chwilę poleżeć. Ułożył się na boku zwrócony w stronę Line. Miała na sobie różową koszulę nocną w duże pomarańczowe kwiaty. Na jej mlecznobiałym ramieniu, które położyła sobie na głowie, odznaczały się tysiące piegów. Kochał każdą z tych kropeczek. Rude loki rozsypały się po całej poduszce.
– Dzień dobry – wyszeptał jej do ucha. Zamruczała tylko w odpowiedzi. Delikatnie ścisnął ją w talii, żeby zobaczyć, czy zareaguje.
Читать дальше