Dick Francis - Ryzyko

Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Ryzyko» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ryzyko: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ryzyko»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pierwszy z serii „końskich kryminałów” Dicka Francisa.
Roland Britten był utalentowanym dżokejem-amatorem. Był również nieustępliwym księgowym. Zdawał sobie sprawę, że kilku oszustów ostrzy sobie na niego zęby. Nie przypuszczał jednak, że ktoś mógłby porwać go, tym bardziej z toru, tuż po zwycięstwie w Cheltenham Gold Cup! Gdy to się stało, długo nikt nie miał pojęcia, kto i dlaczego uprowadził Brittena. Porwanemu jednak udało się wyrwać ze szponów prześladowców, w czym wydatnie pomogła mu Hilary Pinlock, emerytowana dyrektorka szkoły. I teraz Brittenowi pozostaje wysilić swój logiczny umysł księgowego, by wytropić swoich porywaczy. Nie wie jednak, co oni mają w zanadrzu.

Ryzyko — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ryzyko», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W środę, po raz dwudziesty, zbadałem palcami furgonetkę cal po calu, szukając jakiejś możliwości wydostania się z niej. Po raz dwudziesty nic nie znalazłem.

Nie było żadnych śrubek do odkręcenia. Żadnych dźwigni. Nie było nic. Żadnej możliwości wydostania się. Wiedziałem o tym, ale nie mogłem zaprzestać poszukiwań.

W środę miałem wystartować na Tapestry w Ascot. Może właśnie dlatego, a może dlatego, że moje ciało wróciło mniej więcej do normy i czas mijał mi jeszcze wolniej, niż do tej pory.

Gwizdałem i śpiewałem, czułem się podminowany i szczerze żałowałem, że nie ma dosyć miejsca, żeby stanąć wyprostowany. Wyprostować kręgosłup mogłem jedynie kładąc się na podłodze. Czułem, jak powoli opuszcza mnie narzucony sobie spokój, i naprawdę trudno było mi zmusić się do operacji liczbowych na kawałkach sera.

W środę już nie wiedziałem, czy jest południe czy wieczór, a myśl o czekających mnie kolejnych dniach takiej egzystencji nie dawała mi spokoju. Niech to, pomyślałem zjadliwie. Zamknięty, zamknięty i skazany na ponure myśli. I ten niemiłosiernie wlokący się czas. Każdy dzień, każda godzina, każda minuta.

Zjadłem trochę sera i poczułem senność, i wtedy w końcu skończyła się długa środa.

W czwartek koło południa usłyszałem jakiś dźwięk. Nie mogłem w to uwierzyć.

Jakieś odległe kliki i odgłosy kucia. Leżałem na plecach, nogami ćwicząc rowerek i o mało nie uszkodziłem siebie przekręcając się na kolana, kiedy zacząłem gramolić się w stronę tylnych drzwi.

Wypchnąłem płótno przy jednym z okien i krzyknąłem z całych sił.

– Hej… hej… Chodź tutaj.

Usłyszałem kroki; więcej niż jednej osoby. Ciche kroki, ale bardzo wyraźne w panującej wokół przeraźliwie martwej ciszy.

Przełknąłem ślinę. Niezależnie od tego, kto to był, siedzenie cicho nie miało sensu.

– Hej – krzyknąłem znowu. – Chodźcie tu. Kroki umilkły.

Blisko furgonetki rozległ się bardzo głośny, męski glos.

– Pan Roland Britten?

– Tak – odparłem słabo. – A wy?

– Policja, proszę pana – usłyszałem.

12

Uwolnienie mnie zajęło im naprawdę sporo czasu, ponieważ, jak wyjaśnił mi głos, będą musieli robić zdjęcia i notatki, które mogą być potrzebne w razie przyszłego procesu. Ważne były też odciski palców, co oznaczało jeszcze większą zwłokę.

– A nie możemy pana uwolnić, nie ruszając furgonetki, rozumie pan – powiedział głos. – Dlatego, że stoi bardzo blisko ceglanego słupa i nie możemy otworzyć tylnych drzwi. Poza tym obie pary drzwi do kabiny kierowcy są zamknięte, hamulec jest mocno zaciągnięty, a w stacyjce nie ma kluczyka. Więc niech pan się uzbroi w cierpliwość, a my uwolnimy pana, jak tylko będziemy mogli.

Mówił to takim tonem, jakby uspokajał dziecko, które może w każdej chwili zacząć wrzeszczeć, ale ja nie miałem problemów z byciem cierpliwym – gdyby on wiedział, co przeszedłem.

Po jakimś czasie usłyszałem na zewnątrz kilka głosów, które od czasu do czasu pytały, czy wszystko ze mną w porządku, a ja odpowiadałem, że tak; w końcu uruchomili silnik, podjechali furgonetką kilka stóp do przodu i zdjęli płócienną płachtę.

Odzyskanie wzroku było niesamowite. Dwa małe okna stały się podłużnymi połaciami szarości i przez chwilę miałem problemy z ostrością. Do środka zajrzała jakaś okrągła, duża twarz w czapce. Malował się na niej wyraz troski i zaciekawienia.

– Już za chwilkę pana wyciągniemy. Mamy kłopot z tymi drzwiami, rozumie pan, bo ktoś zniszczył klamkę.

– Nie ma sprawy – odparłem niewyraźnie. Światło było ciągle słabe, ale dla mnie był to największy luksus na świecie. Na wpół zapomniana radość, ponownie odkryta. Jak spotkanie zmarłego przyjaciela. Znanego, utraconego, cennego i odzyskanego.

Usiadłem na podłodze i rozglądałem się po swoim więzieniu. Było mniejsze, niż przypuszczałem: kiedy zobaczyłem szare ściany, wydało mi się ciasne i klaustrofobiczne.

Kanister z wodą był z białego plastiku i miał czerwoną nakrętkę. Reklamówka była brązowa, tak jak ją sobie wyobrażałem. Mały stosik pięciu pustych pudełek pełniących funkcję kalendarza leżał w rogu, a twardniejące kawałki sera tworzące moją maszynę liczącą w drugim. Nie było już nic więcej poza mną i kurzem.

W końcu otworzyli drzwi i pomogli mi się wydostać, a następnie zrobili zdjęcia i notatki dotyczące pomieszczenia, gdzie byłem uwięziony. Odszedłem krok czy dwa i rozejrzałem się ciekawie wokół siebie.

Furgonetka rzeczywiście była tą białą z Cheltenham albo dokładnie taką samą. Stary ford. Nie było na niej okrągłej nalepki świadczącej o wykupionym ubezpieczeniu ani tablic rejestracyjnych. Płótno, które ją przykrywało, okazało się ogromnym, brudnym, ciemnoszarym brezentem, takim, jakiego używa się do przykrywania ładunków na ciężarówkach. Furgonetka była nim owinięta jak paczka i przewiązana linami przewleczonymi przez oka na krawędziach brezentu.

Furgonetka, policjanci i ja znajdowaliśmy się w budynku o powierzchni około stu stóp kwadratowych. Wszędzie wzdłuż ścian były duże, bezładne sterty pokrytych kurzem, nie dających się zidentyfikować zawiniątek, szarych zarysów pudełek i przedmiotów wyglądających jak worki z piaskiem. Niektóre sterty sięgały aż po niski sufit, wsparty w strategicznych punktach czterema solidnymi slupami z cegieł.

Furgonetka stała właśnie kolo jednego z nich, w małej, wolnej przestrzeni na środku pomieszczenia.

– Co to za budynek? – spytałem stojącego obok mnie policjanta.

– Dobrze się pan czuje? – spytał. Trochę się trząsł. – Zimno tu.

– Tak – przytaknąłem. – Gdzie dokładnie jesteśmy?

– Kiedyś był tu jeden z tych sklepów, gdzie armia sprzedawała swoje nadwyżki cywilom. Ale jakiś czas temu splajtował i nikt już potem nie uprzątnął tego syfu.

– Hm. Cóż… gdzie to jest?

– Przy jednej z tych trakcji, która kiedyś była boczną linią kolejową, ale potem ją zamknęli.

– Tak – rzuciłem przepraszająco. – Ale w jakim mieście?

– Hm? – spojrzał na mnie ze zdziwieniem. – Oczywiście w Newbury, proszę pana.

Zegary na wieżach wskazywały piątą, kiedy policjanci przywieźli mnie na posterunek. Pomyślałem, że mój zegar biologiczny okazał się zadziwiająco stały. Było dużo lepiej niż na łodzi, gdzie hałas, kołysanie i mdłości mnie rozregulowały.

W biurze usiadłem na krześle. Byli w nim ci sami policjanci, co przedtem, ale nie widać było, żeby żałowali tego, że podczas poprzedniej mojej wizyty uważali, iż przesadzam.

– Jak mnie znaleźliście? – spytałem.

Ciężko pracujący detektyw-inspektor robiący wrażenie takiego, co to podejrzewa niewinnych, aż okażą się winni, postukał ołówkiem w zęby.

– Ktoś zadzwonił do Scotland Yardu – odparł niechętnie. – Chcielibyśmy, żeby pan złożył oświadczenie, jeśli nie ma pan nic przeciwko.

– Najpierw chciałbym napić się herbaty – zasugerowałem.

Zmierzył spojrzeniem moją twarz i ubrania. Musiałem wyglądać okropnie. Na jego twarzy pojawił się grymas przypominający uśmiech i kazał podwładnemu spełnić moje życzenie.

Herbata smakowała wyśmienicie, nawet gdybym ośmielił się zauważyć, że taka nie była. Pijąc ją powoli, opowiedziałem krótko, co się wydarzyło.

– Więc tym razem w ogóle nie widział pan ich twarzy?

– Nie – odparłem.

– Szkoda.

– Nie uważa pan – zacząłem ostrożnie – że ktoś mógłby mnie zawieźć do motelu, żebym mógł wziąć swój samochód?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ryzyko»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ryzyko» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dick Francis - Straight
Dick Francis
Felix Francis - Dick Francis's Gamble
Felix Francis
Dick Francis - Versteck
Dick Francis
Dick Francis - Todsicher
Dick Francis
Dick Francis - Sporen
Dick Francis
Dick Francis - Rat Race
Dick Francis
Dick Francis - Knochenbruch
Dick Francis
Dick Francis - Gefilmt
Dick Francis
Dick Francis - Festgenagelt
Dick Francis
Dick Francis - Hot Money
Dick Francis
Dick Francis - For Kicks
Dick Francis
Отзывы о книге «Ryzyko»

Обсуждение, отзывы о книге «Ryzyko» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x