Była to osłona na koło; a ja byłem w furgonetce.
Natychmiast stanął mi przed oczyma obraz nieprawdziwej karetki, do której wszedłem w Cheltenham. Biała furgonetka, standardowa, z tylnymi drzwiami otwierającymi się na zewnątrz. Jak będę przesuwał się dalej, za koło, to dotrę do tylnych drzwi.
I byłbym skończonym kretynem, gdybym sądził, że wystarczy otworzyć drzwi, żeby znaleźć się na wolności.
Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby poczuć się jak skończony kretyn. Drzwi były szczelnie zamknięte i pewnie nic się nie da z nimi zrobić. W środku nie było żadnej rączki.
W czwartym rogu znalazłem coś, co tym razem miało zapewnić mi egzystencję, i jeśli już wcześniej byłem w beznadziejnym nastroju, to po dokonaniu tego odkrycia poczułem się jeszcze gorzej.
Był tam plastikowy, pięciogalonowy kanister wypełniony cieczą i duża reklamówka.
Zdjąłem zakrętkę z kanistra i powąchałem jego zawartość. Brak zapachu. Wylałem sobie trochę cieczy na dłoń i spróbowałem jej. Woda.
Namacałem otwór i zakręciłem kanister. Pięć galonów wody.
O nie, pomyślałem tępo. Dobry Boże.
Reklamówka była zapakowana po brzegi plastikowymi pudełeczkami, każde wielkości mniej więcej czterech cali kwadratowych. Znowu nie czuć było żadnego zapachu. Otworzyłem jeden z pojemników i odkryłem, że zawierał cienkie plasterki sera.
Liczyłem pojemniki z ciężkim sercem, wyjmując je po kolei z reklamówki i stawiając na podłodze. Było ich sześćdziesiąt. Wydawało mi się, że wszystkie były dokładnie takie same.
Zrozpaczony przeliczyłem je jeszcze raz, wkładając je z powrotem do reklamówki, i ciągle było ich sześćdziesiąt. Dali mi dosyć jedzenia i wodyna przynajmniej cztery tygodnie. Nie będzie odwiedzin dwa razy dziennie: zupełnie nikogo, z kim można by porozmawiać.
Pieprzyć ich, pomyślałem wściekle. Jeśli na tym miała polegać zemsta, to była znacznie gorsza niż kara, którą zapewniłem jakiemukolwiek oszustowi.
Powodowany gniewem, wstałem gwałtownie, żeby zbadać górną część furgonetki, i uderzyłem obolałą głową w dach. Tego było już zbyt wiele. Opadłem na kolana, złapałem się za głowę i zacząłem przeklinać, cały czas starając się powstrzymać od płaczu. Słaba, zdruzgotana postać, sycząca z bólu w ciemności.
Pomyślałem, że to na nic się nie zda. Trzeba było podejść do sytuacji zupełnie bez emocji. Ignorować ból. Wziąć się mocno w garść i wypracować sobie plan na przetrwanie.
Kiedy minął ból głowy wywołany uderzeniem w sufit, zabrałem się do rzeczy.
Skonstatowałem, że obecność jedzenia i wody oznaczała, że mam przeżyć. Że pewnego dnia, jeśli nie uda mi się po raz drugi uciec, uwolnią mnie. Czyli, że moja śmierć nie jest w planie. No to, w takim razie, o co ja robię tyle hałasu?
Kiedyś czytałem o człowieku, który spędził kilka tygodni wjakiejś rozpadlinie w ciszy i zupełnych ciemnościach, żeby zobaczyć, jak kompletna deprywacja bodźców działa na ludzkie ciało. Przeżył, a zarówno jego umysł, jak i ciało były w nienaruszonym stanie, a jego poczucie czasu zmieniło się tylko bardzo nieznacznie. Skoro on mógł to zrobić, to ja też mogę. Nieważne, pomyślałem, że tamten naukowiec dobrowolnie zdecydował się na uwięzienie i że ktoś na powierzchni rejestrował bicie jego serca i inne podstawowe funkcje życiowe, i że mógł w każdej chwili przerwać eksperyment, jakby miał dosyć.
Kiedy uspokoiłem się nieco po tym odkryciu, zacząłem powoli podnosić się na nogi, cały czas opierając się plecami o boczną ścianę, i wyciągnąłem ręce do góry, aby wyczuć sufit. Był zbyt nisko, żebym mógł stać wyprostowany, brakowało jakichś sześciu, może ośmiu cali. Ze zgiętymi nogami i podkurczoną głową, ponownie obszedłem całą furgonetkę.
Boczne ściany były zupełnie płaskie i puste, na przedniej była drewniana płyta, która musiała w jakiś sposób łączyć się z kabiną kierowcy. Chyba została zaprojektowana tak, aby można było ją przesunąć, ale była zamknięta tak mocno, jakby ją przyspawano. Od wewnątrz nie było żadnej rączki ani rygla; tylko gładki metal.
W pierwszej chwili tylne drzwi zapowiadały się obiecująco, bo odkryłem, że nie są wyłącznie z metalu, tylko są w nich okna. Po obu stronach, były szerokie na jakieś dwanaście cali, czyli odległość dzielącą mój nadgarstek od łokcia i wysokie na mniej więcej sześć.
W oknach nie było szkła. Ostrożnie wyciągnąłem rękę przez to po prawej stronie i natychmiast natrafiłem na przeszkodę. Z zewnątrz coś twardego przylegało do okna.
Byłem tak skupiony na rejestrowaniu bodźców przez palce, że dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że cały czas siedziałem przykucnięty z zamkniętymi oczyma. Naprawdę zabawne. Otworzyłem je. Żadnego światła. Na co były oczy, skoro nie ma światła.
Za każdym oknem rozpostarty był szorstki materiał. Sądząc po dotyku, było to grube płótno. Na zewnątrz okien można było ruszyć płótno, odepchnąć je na jakieś trzy czy cztery cale od furgonetki. Dookoła jednak, było do niej ciasno przyciśnięte tym czymś, co unieruchamiało drzwi.
Po kolei wyciągałem rękę z obu stron i badałem palcami tyle zewnętrznej przestrzeni furgonetki, ile mogłem dosięgnąć. Czyli bardzo mało i w dodatku nie było z tego żadnego pożytku. Cały tył furgonetki był zakryty płótnem.
Osunąłem się z powrotem na podłogę i próbowałem zwizualizować, to, czego dotykałem. Furgonetka pokryta płótnem i z zablokowanymi drzwiami. Gdzie można by taką zaparkować, aby natychmiast jej nie odkryto? W garażu? W stodole? Czy ktoś by mnie usłyszał, gdybym zaczął walić w ściany?
Uderzyłem pięściami w boczne ściany furgonetki, ale słabo było je słychać, a nie było nic innego, czym mógłbym walić. Wielokrotnie krzyknąłem „Pomocy” przez okna, ale nikt się nie zjawił.
Powietrze najwyraźniej wpadało do wnętrza przez okna; czułem to, kiedy wypychałem nieco płótno. Nie musiałem się bać uduszenia.
Irytowało mnie to, że nie mogłem w żaden sposób wykorzystać tych okien. Były zbyt małe, żeby się przez nie przecisnąć, nawet gdyby nie było płótna i tego czegoś, co je przytwierdzało do furgonetki. Przez szpary nie udałoby mi się wystawić głowy, nie mówiąc już o ramionach.
Postanowiłem zjeść trochę sera i wszystko przemyśleć. Ser był niezły. Myślenie uzmysłowiło mi, że tym razem nie mam materaca, koca, poduszki ani toalety. Ani książki, pary skarpet na zmianę czy mydła. W porównaniu z furgonetką, forpik był Hiltonem.Z drugiej strony, w jakiś dziwny sposób czas spędzony w forpiku lepiej mnie przygotował na tę bardziej surową celę. Zamiast czuć się bardziej przerażony, bardziej histeryzować i rozpaczać, czułem się bardziej odporny. Już wiedziałem, jakie katusze mnie czekają. Poza tym, w ciągu czterech dni, kiedy byłem na wolności, nie poleciałem na Biegun Południowy, żeby uniknąć ponownego porwania. Obawiałem się tego i robiłem, co w mojej mocy, aby tego uniknąć, ale decydując się na powrót do normalnego życia, miałem świadomość, że tak się może stać.
Powód, dla którego porwano mnie za pierwszym razem, prawdopodobnie ciągle istniał. Uciekłem przedwcześnie i ktoś musiał potraktować to jako poważny błąd z mojej strony. Na tyle poważny, aby wysłać ekipę, która ponownie miała mnie porwać już w dzień po moim powrocie do Anglii. Na tyle poważny, żeby ryzykować uprowadzenie mnie, choć tym razem sprawą zainteresuje się policja, przynajmniej taką miałem nadzieję.
Byłem właściwie pewien, że jestem cały czas w Anglii. Zupełnie nie pamiętałem, żeby transportowano mnie z motelu do miejsca, w którym teraz się znajdowałem, ale miałem bardzo silne wrażenie, że byłem nieprzytomny zaledwie przez godzinę albo dwie.
Читать дальше