– W środę cały dzień o tobie myślałem i wyobrażałem sobie, że będziesz wściekła, kiedy nie zjawię się w Ascot.
– Już lepiej. – Roześmiała się swoim metalicznym śmiechem. – Możesz się za to odkuć w sobotę. Tapestry startuje w Oasthouse Cup w Kempton, ale oczywiście tam nie będzie miał godnej siebie konkurencji i właśnie dlatego chcieliśmy, żeby zamiast tego wystartować w Ascot. Ale teraz jedziemy do Kempton.
– Obawiam się… – zacząłem – że Binny ma rację. Tym razem nie jestem w wystarczająco dobrej formie. Bardzo chciałbym na nim jechać, ale… cóż… w tej chwili przegrałbym pojedynek z chabetą.
Po drugiej stronie zapadła krótka cisza.
– Mówisz poważnie? – spytała z powątpiewaniem.
– Przykro powiedzieć, ale tak. Wątpliwości zniknęły z jej głosu.
– Jestem pewna, że będziesz się świetnie czuł po dobrze przespanej nocy. W końcu będziesz miał prawie dwa dni na dojście do siebie, a nawet Binny przyznaje, że jak na amatora jesteś dobry… więc proszę, Roland, proszę, wystartuj w sobotę, bo koń jest straszliwie napalony, a konkurencja nie jest tak silna, jak będzie za dwa tygodnie na Whitbread Gold Cup, a ja czuję w kościach, że wygra ten wyścig, ale następny nie. A nie chcę, żeby Binny wystawił jakiegoś innego dżokeja, bo jeśli mam być szczera ufam tylko tobie, o czym zresztą wiesz. Więc proszę, powiedz, że pojedziesz. Byłam taka podniecona, kiedy dowiedziałam się, że już jesteś wolny i że będziesz mógł wystartować w sobotę…
Przetarłem oczy rękoma. Wiedziałem, że nie powinienem się zgadzać i że było bardzo mało prawdopodobne, abym był w formie pozwalającej mi na chodzenie po torze, a co dopiero sterowanie połową tony żywej, narowistej masy. Jednak w jej oczach moja odmowa byłaby grubą niewdzięcznością za jej żywą kampanię na rzecz mojego uwolnienia i ja też podejrzewałem, że gdyby Tapestry wystartował z innym dżokejem wybranym przez Binny’ego, nie wygrałby. W grę wchodziła też zawodnicza, stara żądza ścigania się, która podnosiła głowę na przekór zdrowemu rozsądkowi. Rozsądek mówi mi, że spadnę z konia z osłabienia na pierwszym płotku, ale nieodparta pokusa wystartowania w kolejnym ważnym wyścigu sezonu kazała mi w to nie wierzyć.
– Cóż… – rzekłem, wahając się.
– Och, wystartujesz - powiedziała zachwycona. – Och, Roland, tak się cieszę.
– Nie powinienem.
– Jeśli nie wygrasz – dodała wesoło – obiecuję, że nie będę ciebie obwiniała.
Sam będę siebie winił, powiedziałem sobie, i będę na to zasługiwał. Następnego ranka przyszedłem do biura o dziewiątej, a Trevor robił wokół mnie zdecydowanie zbyt wiele zamieszania.
– Potrzeba ci odpoczynku, Ro. Powinieneś być w łóżku.
– Potrzeba mi ludzi, życia i czegoś do roboty.
Usiadł w fotelu dla klientów w moim biurze, wyglądając na zmartwionego. Do twarzy mu było z wakacyjną opalenizną, która podkreślała jego dystyngowany wygląd. Siwe włosy były bardziej puszyste niż zwykle, a jego nie najmniejszy brzuszek wyglądał okrągłej.
– Dobrze się bawiłeś? – spytałem. – W Hiszpanii, mam na myśli.
– Co? A, tak, świetnie. Oczywiście do momentu, gdy zepsuł mi się samochód. I cały czas, kiedy my się dobrze bawiliśmy, ty… – przerwał i potrząsnął głową.
– Obawiam się, że mam straszne zaległości z pracą – powiedziałem sucho.
– Na miłość boską…
– Postaram się nadgonić – dodałem.
– Chciałbym, żebyś się nie przemęczał przez kilka dni. – Wyglądał, jakby naprawdę tego chciał, w jego oczach malowała się szczera troska. – Nic dobrego nie przyjdzie żadnemu z nas, jeśli się rozłożysz.
Drgnęły mi wargi. To już było bardziej podobne do normalnego Trevora.
– Nie jestem z plasteliny – powiedziałem i pomimo jego protestów nie ruszyłem się i ponownie spróbowałem połapać się w umówionych spotkaniach, które przepadły.
Pan Wells był w najgorszych tarapatach, bo wystawił czek bez pokrycia. Kara za to była nieunikniona.
– Ale wiedział pan, że bank tego nie zapłaci – zaprotestowałem, kiedy zadzwonił w sprawie swojego ostatniego kłopotu.
– Tak… Ale myślałem, że może.
Jego naiwność była przerażająca. Był to przejaw tej samej głupiej ufności, która w ogóle wpędziła go w tarapaty. Nie przyjmował do wiadomości rzeczywistości, a wierzył w fantazje. Znałem jemu podobnych i oni nigdy się nie zmieniali.
– Niech pan przyjdzie w poniedziałek po południu – powiedziałem z rezygnacją.
– A jeśli ktoś pana znowu porwie?
– Nikt mnie nie porwie – odparłem. – Wpół do trzeciej w poniedziałek.
Z Debbie przejrzałem listy, które nagromadziły się przez tydzień, i zająłem się najpilniejszymi sprawami. Złożoność ich sprawiła, że zrobiło mi się słabo.
– Odpowiemy na nie w poniedziałek rano – powiedziałem. Debbie zrobiła kawę i powiedziała swoim najbardziej świętoszkowatym tonem, że nie jestem w formie i nie powinienem być w pracy.
– Czy dostaliśmy te odroczenia dla Axwood Stables i Coleya Younga? – spytałem.
– Tak, przyszły w środę.
– A co z poświadczeniem Denby’ego Cresta?
– Pan King powiedział, że pan Crest zjawi się w tej sprawie dzisiaj rano.
Przetarłem twarz ręką. Oszukiwanie siebie nie miało sensu. Chociaż bardzo mi się to nie podobało, czułem się straszliwie słaby. Zgoda na wystartowanie na Tapestry była egoistyczną zachcianką. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem był natychmiastowy telefon do Moiry Longerman i odwołanie; ale w sprawie udziału w wyścigach nigdy nie byłem rozsądny.
– Debbie – powiedziałem. – Mogłabyś zejść do magazynu i przynieść tu stare dokumenty dotyczące Connaughta Powysa, Glitberga i Ownslowa…
– Kogo?
Zapisałem jej nazwiska na kartce. Spojrzała na nie, pokiwała głową i wyszła.
Zatelefonował Patyczak Elroy, mówił szybko i bełkotliwie, niespójnie. Choć był dużo bardziej rozmowny niż przy kolacji w pubie, kiedy był przyćmiony przez swojego przypominającego byka ojca.
– Spokojnie – przerwałem mu. – Nie zrozumiałem ani słowa. Powiedz powoli.
– Mówiłem, że strasznie mi przykro, że zamknięto cię w furgonetce.
– Hm… Dzięki.
– Moj stary nie mógł tego zrobić, wiesz. – Jego głos zdradzał zdenerwowanie, raczej jakby chciał sam siebie przekonać, niż był rzeczywiście o tym przekonany
– Myślisz, że nie?
– Wiem, że powiedział… Posłuchaj, hm, przeklinał przez cały wieczór i wiem, że ma furgonetkę i w ogóle, która jest w jakimś warsztacie, gdzie naprawiają skrzynię biegów, czy coś tam, i wiem, że był strasznie wściekły i mówił, że powinno się ciebie zamknąć, ale nie sądzę, żeby mógł to zrobić, nie naprawdę.
– Pytałeś go? – zagadnąłem z zaciekawieniem.
– Tak. – Zawahał się. – Rozumiesz… cholernie się pokłóciliśmy, ja i on. – Znowu zamilkł na chwilę. – Zawsze nas prał, kiedy byliśmy dziećmi. Paskiem, butami, czymkolwiek. – Chwila ciszy. – Spytałem go o ciebie… uderzył mnie w twarz.
– Hm – powiedziałem. – A co zdecydowałeś zrobić z tą kasą?
– No, hm, to właśnie o to się pokłóciliśmy, rozumiesz. Doszedłem do wniosku, że miałeś rację, i nie chcę mieć problemów z prawem, a ojciec wściekł się i powiedział, że nigdy nie ceniłem niczego, co dla mnie zrobił. Mówi, że jeśli zadeklaruję tę kasę i zapłacę od niej podatek, to on będzie miał kłopoty, rozumiesz, i wydaje mi się, że był zbytnio wściekły, żeby zrobić jeszcze cokolwiek.
Читать дальше