Tego samego dnia wróciły obie z Kachną do Ujazdowa. Czekały tam królewnę liczne kłopoty. Najpierw niezgrabna Basia Szczepiecka, biegnąc na jej powitanie w ciężkich podskokach, potknęła się i skręciła nogę; trzeba było słać na wieś po sławnego owczarza, by to zwichnięcie naprawił. Potem krajczy Kumelski, wieloletni sługa królowej Bony, a teraz najzaufańszy dworzanin Anny, zwiastował swej pani, że w sąsiedztwie zdarzyły się dwa wypadki morowej zarazy, czyli jak wówczas mówiono „powietrza”; zatem jedyny ratunek przenieść się w dalsze strony, których jeszcze ta straszna klęska nie dosięgła. Z kolei przystąpiła do jej miłości pani Wronowska szafarka, jąkając wśród niskich ukłonów, że zapasy kuchenne wyczerpały się do cna, spiżarnia pusta i… wstyd powiedzieć, ale oprócz jajecznicy na skwarkach, nie ma nic na wieczerzę.
Anna Jagiellonka uśmiechnęła się smutnie.
– Małeć to nieszczęście, moja Wronusiu – rzekła – że nie z przepełnionym żywotem 57 57 żywot (tu daw.) – brzuch. [przypis edytorski]
spać się położymy. Na pierwsze potrzeby dam ci jutro kilka talarów, a co dalej, to się jakoś zaradzi.
Skinęła na Kumelskiego, a gdy podszedł, szepnęła mu do ucha:
– Przyjdź wasza miłość jutro po kościele do mojej komnaty, mam jeszcze w skarbczyku nieco srebrnego naczynia.
– O, miłościwa królewno! – zawołał stary sługa, wpadając jej w mowę poufale; obejrzał się… Wronowska wyszła, dworki pobiegły do ogrodu. – O, miłościwa królewno… toć w onym skarbczyku ledwie resztki! Com się już tych mis i półmisków nanosił do Aarona! A Judaszowy syn korzysta z naszych kłopotów i drze łyka… ledwie połowę wartości płaci.
– Cóż robić, zmienią się czasy, będzie lepiej. Król jego miłość lada dzień oczy zamknie, gdzie panom senatorom w myśli zaopatrzenie królewny. Dopomnę się ja, dopomnę, nie kiwaj głową; ino teraz, gdy serce płacze, nie zdolę gadać o marnym groszu. Dzban duży, ciężki, osóbki na nim szczerozłote, co najmniej dziesięć czerwonych 58 58 czerwony a. czerwony złoty – dukat, polska moneta ze złota, warta ok. 5 złotych srebrnych. [przypis edytorski]
zań wasza miłość dostaniesz; to wystarczy na jakiś czas. Gości nie przyjmujemy, wina ni miodu nie pijamy, co nam po dzbanie.
– Według rozkazania miłościwej pani, przyjdę jutro rano – odparł krajczy, nisko się kłaniając.
Przebrawszy się z podróżnych szat w letnią suknię z szafirowego płótna Anna Jagiellonka zamknęła się w swej sypialni i kilka godzin tam pozostała. Gdy wyszła zajrzeć do panien dworskich, miała oczy zaczerwienione od płaczu.
– Cóż, postąpiła robota? – spytała Jagny Kłodzińskiej.
– O tak!… Czyli… właściwie… zda mi się… że… nie bardzo.
– Takeśmy się o waszą miłość niepokoiły… – rzuciła Ewunia z żałośliwą minką.
– Ze palce igły utrzymać nie mogły… co? – rzekła królewna niby surowym głosem, ale oczy nic a nic nie były surowe.
– Właśnie. Jak tu szyć złote listki i perełkami dziać po atłasie, gdy człek ma co innego w głowie.
Anna zaśmiała się mimo woli.
– O tak, sprawiedliwieś powiedziała; wżdy od rana do nocy macie co inszego w głowie niż robotę. No, dziś trzeci lipca, chyba mi wykończycie ten obrus na wiązanie 59 59 wiązanie – tu: prezent imieninowy; imieniny Anny przypadają 26 lipca. [przypis edytorski]
?
– O, najmiłościwsza pani… wykończymy, wykończymy! – zawołały jednym głosem trzy młodsze panienki, a Kasia Leszczyńska bez wykrzykników pocałowała królewnę w rękę, nawlokła złotą nić w igłę i zasiadła do krosien.
– Jeszcze nie zaczynaj, Kasieńko, mam dla ciebie inszą robotę. Pójdę do mojej komnaty, podyktuję ci list do pani Niewiarowskiej. Jagna i Ewa niech spakują pościel w tłumoki, bieliznę i szatki do skrzynek; Wronowską uprzedzić, by najpotrzebniejsze statki kuchenne i swoje ubiory także przysposobiła do drogi. Kachna zajmie się moimi rzeczami. Jutro pośniadawszy wyjeżdżamy. Pan krajczy straszy mnie powietrzem, tedy musimy pomykać w zdrowsze strony.
Tak więc Anna Jagiellonka, uciekając przed zarazą, przeniosła się ze swym małym dworem do Piaseczna.
W cztery czy w pięć dni później właśnie Ewa z Jagną goniły się dookoła trawnika, a Baśka z bolącą nogą siedziała na schodkach i zazdrosnym okiem śledziła ich podskoki, wózek jakiś niepokaźny podjechał ku bramie. Woźnica w białej płótniance zatrzymał konie skromnie przed wrotami.
– Oho… cóż za goście znowu? – zawołała Ewa chowając się za krzakiem jaśminu. – Pójdź ino, Jaguś, zobacz, bo ja z daleka nie dojrzę.
– Ii… goście… – odparła Jagna, ruszając ramionami. – Dwie dziewczynki z wiejska odziane, tłumoczek wytarty i zawiniątko w zgrzebnym płótnie.
– Ale czego tu chcą? Do kogo przyjechały?… Patrzcie, patrzcie, jej miłość wychyla się oknem i miga palcem na tę starszą!
– Oho, zeskoczyła z wozu, maleńką wzięła na ręce.
– Słyszał kto coś podobnego? Prosto od schodów wali jakby do własnego domu… Rety, Jaguś… Kachna ku nim wybiega… do komnaty jej miłości drzwi otwiera…
Marysia Krupska weszła z Kasią do izby, małą Krysię spuściła z ramion na ziemię i przy samym progu pokłoniła się nisko.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
– Na wieki amen – odpowiedziała królewna, obrzucając dziewczynę badawczym spojrzeniem.
– Przybliż się, moje dziecko; masz pismo od pani Niewiarowskiej?
Marysia ukłoniła się po raz drugi, wyjęła zza gorsecika papier we czworo złożony, woskiem zapieczętowany i chciała go wręczyć królewnie, aliści dwie małe rączki pociągnęły ją w tył, Krysia uwiesiła się całym ciężarem u spódnicy swej opiekunki.
– Chodźmy stąd, Maryś… ja chcę do domu! – piszczało dziecko, krzywiąc buzię do płaczu.
– Cichaj, moje złotości – szepnęła zmieszana dziewczyna, głaszcząc zgrymaszonego malca po główce. – Cichaj, nie płacz, dam ci kukiełeczkę 60 60 kukiełeczka a. kukiełka – tu: bułka pszenna w kształcie lalki. [przypis edytorski]
świetluśką 61 61 świetluśki – bardzo jasny; tu: z białej mąki. [przypis edytorski]
z miodem.
– Daj zaraz!
– Nie, pierwej musisz być grzeczna.
– Nie będę grzeczna, nie puszczę cię.
Anna Jagiellonka, rozweselona tym widokiem, rzekła ze śmiechem:
– Nie brońże jej, niech robi, co chce; już mnie uprzedzono, że ta sierotka na krok cię nie odstępuje. Przybliżcie się obie razem. – Wzięła list z rąk Marysi, położyła go na stole i mówiła: – Chwalono mi cię, że znasz służbę, szycia się nie zlękniesz, jesteś posłuszna i pilna.
Marysia spuściła oczy skromnie i milczała.
– Tuszę, iż nie za wielkie były pochwały; siła pożytecznych rzeczy mogłaś się nauczyć u pani kasztelanowej płockiej.
– Krom wszelakich robótek umiem czytać i pisać – rzekła cicho Marysia.
– Aa… to bardzo dobrze; musisz ćwiczyć się co dzień, abyś nie zapomniała. Wypoczniesz dziś z drogi, moja Marysiu; panna Leszczyńska wskaże ci izdebkę, gdzie sypiać będziesz i gdzie swoje skrzynki z rzeczami ustawisz. Ma się rozumieć, ta malutka dostanie łóżeczko wedle twego, coby jej nie było markotno. Jakże ci na imię, dziecinko?
– Pocałuj w rączkę miłościwą panią, Krzysiu, i powiedz, jak się zowiesz. – Mówiąc to Marysia popchnęła małą do kolan królewny.
– Ja jestem Krysia – rzekło dziecko spoglądając rezolutnie na uśmiechniętą panią – a ty?
Читать дальше