W dzieciństwie sercem najbliższa bratu, wzajem przez niego kochana, od śmierci Barbary 46 46 Barbara Radziwiłłówna (ok. 1520–1551) – druga żona króla Zygmunta Augusta, córka hetmana wielkiego litewskiego Jerzego Radziwiłła, wdowa po wojewodzie Stanisławie Gasztołdzie. Była wyjątkowo piękna; król zakochał się w niej jeszcze za życia swojej pierwszej żony, a owdowiawszy wziął z Barbarą tajny ślub, wbrew woli polskich magnatów. Barbara zmarła młodo, prawdopodobnie na raka, ale plotki mówiły, że została otruta z rozkazu królowej Bony, matki króla. Wielka miłość Zygmunta do Barbary stanowi temat wielu utworów literackich i filmowych. [przypis edytorski]
, pełna współczucia dla złamanego cierpieniem Zygmunta Augusta, pocieszycielką chciała mu być w nieszczęściu, lecz obumarłe jego serce zamknięte było nawet dla siostry.
Ze względów dynastycznych ożenił się król po raz trzeci, ale nieuleczalnie chora żona budziła w nim taką odrazę, że po niedługich latach odsunął ją precz; mieszkała osamotniona czas jakiś w Radomiu; w końcu wróciła do brata, cesarza niemieckiego Maksymiliana, i wkrótce potem umarła.
Stosunek Zygmunta z Anną pogorszył się w ostatnich latach: surowych obyczajów niewiastę gorszyło lekkomyślne życie brata. Niejeden raz robiła mu wyrzuty, napominała go do naprawy; napomnienia odniosły taki skutek, że król zniechęcił się do siostry, która wzajem nie chciała się z nim spotykać.
Dziś na wiadomość o gościu z Warszawy serce Anny uderzyło nadzieją: a nuż zatęsknił za nią i przyjeżdża, niepomny uraz, spragniony pojednania?… Nie, to był tylko ks. Roguski, którego prawie nie znała.
Jasiek Chojnacki śmiało tym razem otwarł drzwi, wyprzedzając jego wielebność jednym krokiem, i oznajmił gościa miłościwej pani.
W progu stanął wysoki mężczyzna w czarnej sutannie. Skłonił się nisko królewnie, co mu tym łatwiej przyszło, że z przyzwyczajenia czy z choroby trzymał się bardzo pochyło i mimo olbrzymiego wzrostu wyglądał na ułomnego. Człowiek to był niepospolicie uczony, znakomitej sławy matematyk, doktor filozofii i medycyny, od kilku lat już, czyli od czasu niedomagania króla, miał w swej pieczy zdrowie Zygmunta Augusta, pospołu z księdzem Piotrem z Poznania, również wielce biegłym w sztuce lekarskiej.
– Laudetur Jezus Christus 47 47 Laudetur Jesus Christus (łac.) – niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. [przypis edytorski]
– powitał gość boskim słowem siostrę królewską.
Anna Jagiellonka odpowiedziała również po łacinie, wstała z ławy i postąpiła kilka kroków naprzeciw księdza. Przywitała go raz jeszcze bardzo uprzejmie i wskazała wygodny zydel z oparciem, zasłany grubym kobierczykiem.
– Usiądźcie, wielebny panie – rzekła – radują mnie wasze odwiedziny; tuszę 48 48 tuszyć (daw.) – myśleć, być przekonanym; spodziewać się. [przypis edytorski]
, że nie utrudziła was zbytnio krótka droga z Warszawy.
– Krótkać ona, to prawda, ale gościniec zepsuty po wtorkowej burzy; chybotało kolasą niczym arką czasu potopu. Dziękować Bogu kości jeszcze całe.
– Jakież dobre wieści niesiecie mi od miłościwego króla, wielebny księże?
– Niestety, miasto 49 49 miasto (tu daw.) – zamiast. [przypis edytorski]
weselić, zasmucić mi przyjdzie waszą królewską miłość: źle słychać w Warszawie.
– Nie odgaduję znaczenia waszej mowy, a lękam się pytać. Pisał mi przed miesiącem pan oboźny Karwicki, że najdroższy brat mój zaniemógł na bezsenność i brak smaku do jadła. Ufam, że ta lekka chorość ustąpiła bez śladu.
– Jeżelim się ośmielił niepokoić waszą miłość – rzekł ksiądz – to właśnie z onej smutnej przyczyny…
– Z przyczyny?… Przerażacie mnie, wielebny panie!
– Nasz król miłościwy bardzo chory…
– Pogorszyło mu się od owego zasłabnięcia?
– Wasza miłość raczy być przygotowaną na najgorsze…
Jęk bolesny wydarł się z piersi Anny.
– Jezu miłosierny! Umarł król?
– Jeszcze nie, ale godziny jego policzone.
Królewna pochyliła się nad stołem, wsparła czoło na splecionych rękach i milczała długo.
– Król wciąż gniewny na mnie? – spytała cicho.
– Gniewu on nie miał nigdy przeciw siostrze – odpowiedział ksiądz łagodnie – ino żal w sercu, acz niesłuszny. Wierzajcie mi, wasza miłość, mówię to jako kapłan; i wy sami wiecie, po czyjej stronie wina.
– A! Nie wolno poddance strofować swego pana, chociażby nawet bratem był umiłowanym. Zawiniłam, odtrącił mnie, a teraz umiera.
– Nie uznawa on swego stanu ani się bliskości śmierci domyśla; a oto z Bożego natchnienia pan oboźny Karwicki nalazł chwilę sposobną i na podziw łacno skłonił serce najmiłościwszego pana ku wam. Nie mieszkając, zebrałem się co rychlej i przyjechałem oznajmić waszej miłości, że król zgody pożąda, widzieć was pragnie, uściskać, może na wieczne pożegnanie.
– Niech będzie uwielbione imię Pańskie, że tę ciężkość bezmierną odejmie z mego serca! Jakożbym spokojną chwilę w życiu miała, gdyby Zygmunt skonał nie pojednany ze mną… Jadę natychmiast!
– Miłościwa królewno, zezwólcie, bym was przestrzegł – rzekł ksiądz – noc zapadła, miesiąc na przednówku, wyboje okrutne; ino za wrota wyjedziecie, konie nogi połamią.
– Nie zdzierżę, siedzący w miejscu, gdy on mnie może pilno wygląda.
– Nic wasza miłość nie zyszcze 50 50 zyszcze – dziś popr. forma: zyska. [przypis edytorski]
; owszem, przygoda w drodze trafić się może samej nawet waszej miłości i odwlec widzenie z królem, a tu każda godzina waży.
– Cóż tedy robić?
– Udać się niezabawem na spoczynek, a jutro wczesnym rankiem wyjedziemy.
Nie dzwoniono jeszcze na wotywę 51 51 wotywa – msza wotywna, odprawiana w czyjejś intencji. [przypis edytorski]
u fary, gdy obie kolasy zajeżdżały przed zamek królewski. Z jednej wysiadł ksiądz Roguski, z kozła drugiej zeskoczył Jaś Chojnacki, otworzył wysokie, zasuwane na rygiel drzwiczki i odwalił stopień. Pierwsza zeszła Kasia Leszczyńska, podała rękę królewnie, która blada i wzruszona, z pełnymi łez oczyma, łatwo się mogła potknąć na oślizgłych od deszczu granitowych schodach.
– Raczcie, miłościwa pani, poskromić swą żałość i z wesołym, a przynajmniej spokojnym obliczem powitać króla – prosił ksiądz Roguski. – Jak już wspomniałem, nie świadom jest niebezpieczeństwa. Obaj z księdzem Piotrem przyrzekamy mu rychłe ozdrowienie, a śmiertelnej niemocy racje mienimy ustąpieniem gorączki. Pójdę do sypialni oznajmić ostrożnie wasze przybycie miłościwemu panu.
Widać Zygmunt August bardzo niecierpliwie oczekiwał siostry, bo zaledwie usiadła w antykamerze 52 52 antykamera (daw.) – przedpokój, poczekalnia. [przypis edytorski]
, wszedł śpiesznie dworzanin i prosił z pokłonem, by raczyła potrudzić się za nim.
Minęli dwie obszerne komnaty, trzecie drzwi były tylko przymknięte; dworzanin potrącił je lekko i usunął się, czyniąc miejsce jej miłości.
Stanęła w progu.
Deszcz ustał niedawno, a gorące słońce wpadało przez trzy wysokie okna do sypialni królewskiej. Niosło na swych promieniach woń kwiecia lipcowego i rzeźwe tchnienie ziemi przepojonej ulewą.
Łoże królewskie odwrócone głowami od okien, by światło nie raziło oczu chorego, osłonięte było amarantową kotarą na kółkach, zawieszoną w czworobok. W nogach, na adamaszkowej ścianie baldachimu – srebrny krucyfiks na wprost oczu króla, za nim zatknięta palmowa gałąź z ostatniej Wielkiejnocy.
Читать дальше