Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Bożeż ty mój przenajświętszy! – wyrwało się mu. – To koniec świata, panie inspektorze.

Odwrócił prędko wzrok i ciężko nabrał powietrza. Ślina podeszła mu gwałtownie do ust i chciał splunąć, lecz powstrzymał się resztką woli i głośno przełknął.

Zięba odsunął go. Na gęsto utkanej szmacie leżał mały chłopczyk, który jeszcze przed chwilą wyciągał rączki do życia. Owinięty był pod paszkami czarnym odpustowym różańcem jak kolczastym drutem.

Musiał dorwać tego drania, który był tu przed chwilą. Musiał go dorwać, skuć ostro mordę, a potem postawić przed sądem.

Stanął w rozkroku nad elegantem, zaciskając wielkie pięści.

– Mów, gdzie gad?

– Wyszedł, proszę pana.

– Gdzie wyszedł, gadaj prędko, ty skurwysynu! – Głos inspektora niebezpiecznie zmienił modulację.

– Wziął pieniądze i wyszedł, proszę pana, przez sąsiednie mieszkanie – odpowiedział mężczyzna grzecznie.

– Jakie mieszkanie? – Zbliżył się do typa, szturchając go szpicem buta w kostkę.

– To mieszkanie jest połączone z sąsiednim, a pokój po lewo jest przechodni – płaszczył się elegant.

– Coś powiedział? Nie kręć, do cholery, tylko mi pomóż!

– Żeby się nie martwić, bo wszystko poszło cacy.

– Kurwa, cacy?! – rzucił do tęgiego posterunkowego, który ze zgrozą obserwował scenę. – Sprowadź tu lekarza, ale prawdziwego lekarza. A ty, Paluch – zatrzymał rozbiegany wzrok na kurduplu – zajmij się elegantem, jak umiesz troskliwie.

– A co z dziunią? – zapytał tęgi posterunkowy, widząc w oczach dziewczyny obłęd.

Zięba się zamyślił. Zgadywał, kim była dla wystrojonego typa. Pewnie kochanką, bo chyba nie zgnębioną żoną? Facet wyglądał na szubrawego urzędnika z gębą pełną frazesów, biorącego od wystraszonych petentów oberchabki. Odpicowany, z jasnym krawatem w prążki pasował na wesele, a nie na pogrzeb. Mniejsza o to, kim byli, ważne, że skojarzyła ich zbrodnia.

– Dziunię odwieź z lekarzem na Pijarów do kliniki. Ma mieć dobrą opiekę, będzie nam potrzebna. Paluch, spiszesz obydwoje, zrobisz zdjęcia, zmierzysz chałupę, zabezpieczysz wszystkie ślady, zresztą sam dobrze wiesz, kurwa, co robić.

– A co z tym? – Knypek pokazał na zakrwawiony gałgan.

– Oddasz mamusi, przecież to jej dzidziuś! Zirytowany podszedł do zaryczanej dziewczyny.

– Przestań się drzeć! Jak wyglądał wasz „lekarz”?

– Nie wiem – wyszeptała z przymkniętymi oczami.

Inspektor wyjął zdjęcie Charewicza z kieszeni i odchylił głowę dziewczyny.

– Ten? Spójrz! – zapytał, podsuwając fotkę pod oczy.

– Może ten? – zastanawiała się, zlizując z ust słone krople.

– Co, może?

– Miał maskę na twarzy – odezwał się mężczyzna, przyglądając się uważnie zdjęciu.

– Jaką znowu maskę? Ogłupiałeś czy co? To nie karnawał.

– Lekarską, proszę pana – dodał elegant grzecznie. – Taką wiązaną za uszami na troczki.

– Niski, gruby, chudy, zapomniałaś, suko, języka? – Nie ustępował. – Gadaj, widzisz, że nie mam czasu!

– To ja, to ja... ona nie jest niczemu winna, proszę pana. Był wyższy od pana o pół głowy. Jasne włosy, przedziałek. Chyba nawet trochę podobny do tego ze zdjęcia.

– Coś jeszcze?

– Przyniósł ze sobą torbę. Skórzaną torbę lekarską, taką przez ramię, proszę pana – dodał, wycierając zaplamione szkła o krawat.

– A ubranie? Co nosił? Mam wydusić to z ciebie siłą?

– Nosił, jak pan, elegancki garnitur.

Zamierzał coś dodać, lecz widać było, że się waha.

– Czemu zaniemówiłeś, gadaj!

– Ruszał się dziwnie, proszę pana.

– Jak? Pokaż, do cholery! – Zięba stracił cierpliwość.

Mężczyzna stanął pod piecem i zakołysał się, jakby wykonywał jakiś indiański taniec. Inspektor nie chciał tracić czasu na pogawędkę z idiotą. Puknął się palcem w czoło. Potem zgarnął dwóch posterunkowych i przeszedł z nimi do sąsiedniego mieszkania przez pokój przechodni. Tam obejrzeli wszystkie pomieszczenia. Zajrzeli w pośpiechu pod łóżka, do szaf i nawet do pawlaczy, licząc na cud boski, lecz żaden cud się nie zdarzył.

Inspektor szybko przerwał poszukiwania i pociągnął ekipę za sobą. Przedostali się na drugą klatkę schodową i zbiegli po schodach z pierwszego piętra na Akademicką, stawiając na nogi zdumionych lokatorów.

Drewniany, parterowy dom Malwiny Tarki stał na uboczu. Od sąsiedniego niemal bliźniaczego domku odgradzał go stary sad i zaniedbany ogród. Na granicy posesji, gdzie zatrzymała się dorożka, rósł szpaler tui tak gęstych, że już żaden płot nie był potrzebny. Stern polecił fiakrowi, by na niego zaczekał, a sam ruszył do furtki. Rozejrzał się czujnie, wypatrując psa, a gdy go nie dostrzegł, wszedł powoli do środka.

Z bijącym sercem pokonał porośniętą trawą ścieżkę, wciąż rozglądając się bacznie za czworonogiem. Po lewej stronie domku stała drewniana sławojka z otworem w kształcie serduszka, a z prawej przylegała do niego drewutnia, przy której na drągach rozciągnięte były sznury do suszenia bielizny. Pod nimi stała na taborecie miednica z parującym praniem. Najwidoczniej Tarka weszła do domu i za chwilę wróci, by dokończyć pracę, pomyślał.

Stern obejrzał z zainteresowaniem różowe dessous gospodyni, przypięte żabkami do linki, i skierował się do drzwi. Chciał zapukać, lecz cofnął rękę, bo drzwi były uchylone. Spojrzał przez szparę i nasłuchiwał. W domu panowała cisza.

Wszedł do zagraconej sieni i odkaszlnął znacząco. Potem zajrzał do kuchni. W niewysokim pomieszczeniu pod oknem stał drewniany cebrzyk. Z mydlin sterczały szczypce do wyciągania bielizny. Na rozpalonym piecu buzowała w rondlu woda. Redaktor dostrzegł swoim ciekawskim wzrokiem półkę, na której leżały miedziana patelnia i wielki tłuczek do mięsa, stało kilka kubków i żelazko na duszę. Pod półeczką wisiał dorodny sznur grzybów i miotełka z gęsich piór związanych konopnym sznurkiem, a obok dyscyplina – sarnia nóżka z długimi rzemykami zakończonymi supełkami. Z prawej strony drzwi prowadzących do pokoju pod świętym obrazem z Matką Boską i Dzieciątkiem wisiała biała haftowana ściereczka, przyczepiona za rogi do deseczki. Przedstawiała dziewczynkę z warkoczykami, sypiącą gołąbkom ziarno. Stern podszedł bliżej. Kiedy przeczytał wyhaftowany napis: „Dzień dobry”, niespodziewanie za jego plecami trzasnęły drzwi.

Obrócił się, chcąc wyjaśnić gospodyni najście, lecz zanim zdążył wypowiedzieć słowo, poczuł piorunujące uderzenie pod lewym kolanem. Aż przysiadł z bólu. Byłby poleciał na rozgrzaną do czerwoności blachę, gdyby nie drewniany zydel. Podniósł się szybko i kątem oka dostrzegł zakrzywiony hak do przesuwania fajerek wycelowany w jego twarz i jakąś wysoką męską postać nad sobą.

Nie od razu rozpoznał nieznajomego. Przeszkadzało mu światło padające zza jego pleców. Dopiero po sekundzie wiedział, że stoi nad nim poszukiwany listem gończym zbieg. Wysoki, barczysty blondyn z przedziałkiem. Nie zauważył tylko koloru oczu i tego, że nosi się z pańska.

Zbieg uśmiechał się pobłażliwie, pokazując hakiem, by Stern przesunął się do pieca. Redaktor przypomniał sobie opowieść doktora z Kulparkowa.

– Pozdrowienia od doktora Wawdysza – rzucił, próbując zyskać na czasie.

Charewicz znieruchomiał, przynajmniej tak mu się zdawało, a potem podniósł osmolone narzędzie. Jakub wykorzystał moment zawahania. Cofnął się w stronę pieca. Schwycił rondel i chlusnął wrzątkiem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Akuszer śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra
Paweł Jaszczuk
Paweł Jaszczuk - Plan Sary
Paweł Jaszczuk
Paweł Jaszczuk - Marionetki
Paweł Jaszczuk
Catherine Coulter - Godzina śmierci
Catherine Coulter
Rachel Caine - Pocałunek śmierci
Rachel Caine
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
William Wharton - Niezawinione Śmierci
William Wharton
Paweł Huelle - Weiser Dawidek
Paweł Huelle
Paweł Huelle - Mercedes-Benz
Paweł Huelle
Отзывы о книге «Akuszer śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x