Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Charewicz zawył. Marynarka i koszula przylepiły mu się do ciała. Opuścił hak na podłogę i wrzeszcząc, zaczął kręcić się w kółko jak pies za własnym ogonem, zdzierając z siebie okrycie.

Stern nie odpuszczał. Zdjął z półki tłuczek i jednym ciosem w kark powalił szaleńca na podłogę. Potem przygwoździł go do podłogi zydlem, tak że jego głowa wystawała spomiędzy drewnianych nóg stołka. Przeciwnik nie reagował, gdy redaktor krępował mu ręce i nogi rzemieniami z sarniej nóżki.

Kiedy Charewicz leżał na podłodze, przetrząsnął mu kieszenie marynarki. Znalazł scyzoryk, zapalniczkę, okulary, portfel z pieniędzmi i dokumentami na nazwisko Szwed, o którym wspominał Wawdysz. Było coś jeszcze ważniejszego: papierowa torebka ze splątanym różańcem.

Stern szturchnął Charewicza nogą, a ten ocknął się powoli.

– Mów, co tu robisz?

– To samo, co ty – wysapał ciężko. – Szukam...

– Kogo?

– Tego samego, co ty – odpowiedział z idiotycznym chichotem. – Nie może być na świecie dwóch Charewiczów. Jest tylko jeden, który zaprowadzi w tym mieście porządek.

– Kim jest ten drugi?

– Nie wiem, kim jest, ale obiecałem sobie, że go zabiję – powiedział, sycząc z bólu.

– Gdzie gospodyni?

– W psiej budzie. Zasłużyła na to, co jej pies – odpowiedział spokojnie mężczyzna, mrużąc oczy.

Stern podniósł tłuczek, lecz nie zrobiło to na więźniu wrażenia. Próbował się nawet roześmiać. Jego szyję i brzuch pokrywały podbiegłe surowicą bąble. Jakub podciągnął więźnia z podłogi i wyprowadził na tył domu, do psiej budy, znajdującej się za drewutnią. Pojmany dreptał grzecznie przed redaktorem.

– Panie pielęgniarzu? – zwrócił się kpiąco więzień do Sterna. Jakub puścił to mimo uszu.

– Chciałbym zameldować, że wszystko już rozpracowałem. Mam już numery telefonów. Twój również. Tarka się wyspowiadała. Gadała, że byłeś tu niedawno z jakąś dziunią przy nadziei. Szukałeś podobno kontaktu z akuszerem, ale nie jestem hebesem, by w to wszystko uwierzyć.

– Jestem dziennikarzem, prowadzę śledztwo – powiedział obojętnym tonem Stern.

Charewicz ziewnął szeroko, przystając przy motocyklu, najpewniej tym, którego ukradł inżynierowi ze szpitala. Na kierownicy wisiała pilotka i gogle.

– Czuję, że się dogadamy. – Obrócił się. – Żeby ukraść obrączkę, nie trzeba obcinać ręki, wystarczy jeden paluszek.

Jakub w odpowiedzi na słowne sztuczki skręcił powróz, aż więzień zawył.

– Jeśli mnie puścisz, obiecuję, że do rana będę wiedział kto, a wtedy...

– Co?

– Szmata się przyznała. Przypiekłem ją dwa razy pogrzebaczem i zaraz puściła farbę...

Jakub nie dosłyszał końcówki. Poraził go widok. Przy psiej budzie leżała na ziemi Malwina Tarka ze skrępowanymi, zabłoconymi nogami, z obrożą na szyi i uwiązanym do niej łańcuchem. Miała podbite oczy i rozdartą koszulę, z której wylewały się na brzuch obfite różowe piersi. U jej stóp leżał martwy wilczur ze złamanym kręgosłupem. Z jego pyska wystawał różowy język, a na zdeptaną trawę wyciekała krew.

Charewicz zaśmiał się na ten widok, lecz ten śmiech przeszedł w gwałtowny kaszel.

– Doigrała się suka – wyszeptał. – Niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Jakub pochylił się i odwiązał łańcuch z szyi kobiety. Odciągnął Tarkę na bok, posadził na wkopanej w ziemię beczce, a sam wrócił do Charewicza. Podprowadził go do budy, rzucił na ziemię, założył mu obrożę, zaciągając mocno na szyi, i przywiązał łańcuch.

– Gdzie Lea?

– W bezpiecznym miejscu. U mnie nic jej nie grozi. Stern pociągnął za łańcuch.

– Musiałem ją zabrać od Bergerów – powiedział, kaszląc. – Po śmierci Szczęściarza i wyjeździe Halewiego te bydlaki chciały ją sprzedać do...

– Gdzie?

– Nie domyślasz się, redaktorku?

– Dlaczego...

– Dlaczego tu jestem? – Charknął głośno w przewróconą psią miskę. – Bo dom Pod Księżycem nie dawał mi spać przez lata! Kto jak kto, ale ty, redaktorku, powinieneś znać historię tego miasta. Pisał o niej nawiedzony jak ty Szarkowski. To była moja sprawa. Mówili, że podkomisarz zwariował, ale każdy, widząc te zakatrupione dzieci, poutykane w beczkach, zamurowane w ścianach i pod podłogą, szybciej ode mnie straciłby rozum. Czasem myślę, że oni...

– Kto oni?

– Oni – odpowiedział Charewicz, przewracając wymownie oczami. – Wypuścili mnie specjalnie, bym wyrównał rachunki. Myślałeś, pisarczyku, że to przypadek?

Stern nie brał do głowy kolejnych fantazji, które rodziły się w chorej głowie zbiega. Zostawił typa przy budzie i podszedł do Malwiny. Półnaga w rozerwanej halce nie miała sił, aby się podnieść. Jej śliczny czarny warkocz uwalany był w błocie. Stern wziął ją na ręce i zaniósł do domu. Położył w sypialni na łóżku i podał wodę do picia w garnuszku. Jej widok niespodziewanie podniecił go. Czerwieniąc się, wytarł zwilżoną ściereczką jej zakrwawione, nabrzmiałe usta, wyraźnie czując od niej alkohol.

Gospodyni patrzyła na niego ślicznymi niebieskimi oczami, raz po raz posyłając zza niebiańskich rzęs wściekłe błyskawice. Rozpoznała go. Dała mu się podejść jak dziecko, gdy przyszedł z wycwanioną pindą, i teraz sama była sobie winna.

Stern doprowadził Malwinę do ładu i niemal siłą nałożył jej koszulę i spódnicę. Potem ubrał ją w płaszcz, który zdjął z wieszaka, wcisnął buty i okrytą kocem wyniósł na ulicę. Kopnął wściekle furtkę i zawołał do przysypiającego na koźle fiakra, by się wreszcie ruszył.

– Do Wiedeńskiej! – krzyknął, sadzając dziewczynę na wyścielonej derką ławce. – Ale z życiem!

Dorożkarz spojrzał na niego jak na wariata, lecz nie dyskutował, a szkapa popędzona batem dostała nagle wigoru.

Stern zerknął na zegarek. Był już kilka minut spóźniony. Minęli Dom Inwalidów, Górę Stracenia i stary cmentarz żydowski. Na rogu Kazimierza Wielkiego i św. Anny drynda zahamowała przed rozpędzonym tramwajem i wtedy leżąca dotąd spokojnie pasażerka niespodziewanie zeskoczyła na bruk i zaczęła uciekać, gubiąc płaszcz. Darła się przy tym na całe gardło, wyzywając współpasażera od złamanych chujów. Stern rzucił się za nią w pogoń. Po kilkudziesięciu krokach dopadł ją. Na oczach zdumionych przechodniów wykręcił jej rękę i przyprowadził do dorożki. Uśmiechał się przy tym jak zdesperowany mąż, który napomina pijaną żonę podczas małżeńskiej kłótni.

Kiedy poobijana Malwina znalazła się znowu na siedzeniu, rozwścieczony zawołał do fiakra, by się wreszcie pośpieszył.

Woźnica robił, co mógł, a znał się na rzeczy. Przeganiał inne pojazdy, lawirował między samochodami, dorożkami, rowerzystami i pieszymi wchodzącymi co rusz na jezdnię. Przy św. Stanisława Stern zastukał pięścią w ławkę, a gdy drynda się zatrzymała, zapłacił za jazdę i dał fiakrowi złotówkę ekstra, by zrobił jeszcze jeden krótki kurs.

– Pojedziesz pan na plac Mariacki – rzucił – i zajdziesz do dziesiątego komisariatu policji. Powiesz pan dyżurnemu, że redaktor Stern przekazuje pozdrowienia panu komisarzowi. Podasz pan adres z Kulparkowskiej i poprosisz, żeby natychmiast tam jechali. Zapamiętałeś pan?

– Co mam ni pamiętać! – odburknął woźnica, zeźlony. – Redaktor Stern przekazuji puzdrowienia panu kumisarzowi! A co z dziunią? – zapytał przytomnie.

– Dziunię oddaję gratis!

– Oddaję gratis! – powtórzył ze śmiechem, pokazując pożółkłe zęby, i ostro strzelił z bata.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Akuszer śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra
Paweł Jaszczuk
Paweł Jaszczuk - Plan Sary
Paweł Jaszczuk
Paweł Jaszczuk - Marionetki
Paweł Jaszczuk
Catherine Coulter - Godzina śmierci
Catherine Coulter
Rachel Caine - Pocałunek śmierci
Rachel Caine
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
William Wharton - Niezawinione Śmierci
William Wharton
Paweł Huelle - Weiser Dawidek
Paweł Huelle
Paweł Huelle - Mercedes-Benz
Paweł Huelle
Отзывы о книге «Akuszer śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x