Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Akuszer śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Drewniane koraliki połączone sznurkiem. Dąb, buk albo orzech. Nic specjalnego – odburknął.
– Taki sam ma Adelajda Koszko – powiedziała, obchodząc go.
– I moja córka – dodał cicho. – To jest wątpliwy ślad. Potrzebujemy prawdziwych dowodów. Paluch przejrzał mieszkanie przy Legionów centymetr po centymetrze. Pewnie już ma swoje odbitki i grzebie w kartotece, a może już nawet wytypował sprawcę, a my wciąż kręcimy się w kółko, zastanawiając się, czy paciorki są z grochu czy z fasoli. Dlaczego daje im różaniec, tego nie wiemy.
– Przeprasza je za to, że odbiera im życie. – Zatrzymała się za jego plecami, czując na języku rozkoszny winogronowy bukiet.
– Szaleństwo.
– Różaniec to podarunek od jego lepszej połowy. Jest profesjonalistą, zbrodniarzem marzycielem.
– Zbrodniarz marzycielem? – Obrócił się do niej. – Wyjmuje różaniec i kładzie go na świeżych zwłokach, ot i cała chamska filozofia.
– Taki ma rytuał – przyciszyła głos na widok osobliwej pary, która ściskając się, weszła do ich salki.
Kiedy brzuchaty mężczyzna z dziewczyną (która mogłaby być jego córką) zniknęli w sąsiednim pomieszczeniu, de Brie siadła na swoim miejscu i na nowo podjęła temat.
– Gdzieś się go nauczył? Widział go może w dzieciństwie i zapadł mu w pamięci.
– Odwieczny dylemat mistrz i uczeń? Wilga nie odpowiedziała.
– Pamiętaj, że nie działa sam. Gdyby nie zleceniodawcy, zapewne nie kiwnąłby palcem. – Jakub przełknął bursztynowy napój i wytarł wierzchem dłoni usta, czując wysublimowany smak goździków, cynamonu i imbiru.
– Racja, on nie jest winny – zakpiła. – Winni są ci, którzy za niego podjęli cholerną decyzję. On robi tylko to, co należy, potem grzecznie przelicza pieniądze, kładzie swój podarek i znika, na odchodne podpalając pokój. Godny podziwu geszeft.
– Dlaczego ani razu nie wymieniłaś jego nazwiska. Mówisz „on”, „jego”, a w domyśle...?
– Charewicz? Wiedziałam, że będziesz się czepiać. – Wilga odstawiła daleko lampkę, dając do zrozumienia, że rozmowa jest skończona.
Rozstali się przed teatrem. Każde znało swą rolę na pamięć. De Brie pomyślała o kotce syjamskiej. Chciała ją nakarmić przed wyjściem do miasta, lecz naprawdę jej myśli zaprzątnięte były czymś innym, czymś podniecającym, te marzenia musiała jednak odłożyć na potem.
Stern wpadł na chwilę do redakcji, pozałatwiać swoje sprawy. Odliczał czas. Do polowania zostały bez mała dwie godziny i wciąż mógł wrócić do punktu wyjścia i sprawdzić detale, o których mówiła Wilga.
Przypomniał sobie o zobowiązaniu. Wolno podniósł słuchawkę i wykręcił numer komendy wojewódzkiej. Nie zastał inspektora, więc zadzwonił na prywatny numer i podyktował gospodyni krótką wiadomość dla Zięby, a potem zszedł do sekretariatu i oznajmił Kazi, że na resztę dnia bierze sobie wolne.
Na korytarzu, przy toalecie natknął się na pryszczatego Władzia. Stażysta, którego pozbył się z działu, patrzył na niego dociekliwie.
– Zastanawiałem się nad pana artykułem – oznajmił, trzepocząc rzęsami jak panienka.
– I co pan mądrego wymyślił?
Stażysta nerwowo włożył koszulę w spodnie i poprawił poły welwetowej marynarki.
– Popełnił pan błąd! Nie przebadano śladów, nie przepytano świadków, a właściciel posesji, jak pan sam zaznaczył, baluje za granicą. Napisał pan też, że Charewicz wszystko ukartował sam, a przecież nawet dzieciak domyśli się, że musiał mieć wspólnika.
– Kto jest tym wspólnikiem?
– Ktoś, kto go kiedyś cenił, i ktoś, kto mu teraz doradza – podsumował, zagryzając wargi.
Stern nie miał ochoty na dywagacje z młokosem. W przeszłości nieraz synalek sanacyjnego pułkownika zalazł mu za skórę. Wkurzony zbiegł do portierni. Kiedy wieszał klucz na haczyku, między innymi kluczami, Czerkieski odsłonił w uśmiechu niekompletne uzębienie. Jego śnięte oczy zdradzały, że wątroba dostała niedawno porządny wycisk.
– Przypominasz sobie naszą nocną rozmowę? – zaczął Jakub, odwracając głowę, by nie wdychać cuchnących wyziewów. – Kim jest ten tajemniczy gość, o którym wspominałeś?
Portier spoważniał.
– Mówiłeś, że wywodzi się z wywiadu wojskowego i że był znany ze stosowania w pracy śledczej niekonwencjonalnych metod – dodał Stern, wystawiając nos ze śmierdzącej celi i nabierając haust powietrza.
– Będzie lepiej, jeśli zapomnisz o tej rozmowie – powiedział Czerkieski z nienaturalną powagą, przyglądając się jego wygibasom.
– Bo mogę mieć kłopoty, co?
Uśmiech portiera nie był już taki miły. Patrzył spode łba, jakby działa mu się krzywda.
– Zrobisz, chłopie, co zechcesz – usłyszał Stern za sobą. – Ja tylko grzecznie cię proszę.
Jego śledztwo coraz bardziej się gmatwało. Były nowe ślady i kolejny bohater w kręgu podejrzanych, wywodzący się z „dwójki”. Jakież to mogły być te niekonwencjonalne metody przeniesione do policji z wywiadu wojskowego, zastanawiał się. Bicie, topienie, przypalanie papierosem, łamanie palców i wbijanie pod paznokcie igieł, podłączanie prądu do oblanych wodą jąder? I co jeszcze nowego wymyślił w tym stuleciu kreatywny mózg ludzki, by sprytnie wyjąć z drugiego mózgu skrywane myśli?
Za operą zatrzymał się w poszukiwaniu dorożki. Niewidomy grajek oparty o mur wygrywał na rozstrojonej gitarze rzewną balladę o córce rzeźnika, która z kochankiem otruła się trychinami. Stern wrzucił mu do lnianego woreczka dwadzieścia groszy, nucąc: Bo miłość moży si skończyć lichu i jak tyn fryzjer strujesz si kichą, a potem zamachał na przejeżdżającego fiakra. Jednokonna dorożka przystanęła przy hydrancie. Redaktor wskoczył miękko na jej tył i zamówił kurs na Kleparowską, do domu Pod Księżycem.
Nie wiedział jeszcze, co tam zastanie, ale był pewien, że właśnie teraz musi uciąć sobie rozmowę ze śliczną gospodynią.
Paluch zastanawiał się przez moment, a potem wyjął z walizki naoliwiony wąski wytrych, włożył go w otwór zamka i precyzyjnie przekręcił. Stalowy mechanizm poddał się bezdźwięcznie, więc ostrożnie nacisnął klamkę i delikatnie pchnął drzwi, torując drogę inspektorowi i jego trzem aniołom, ubranym jak jeden w popielate płaszcze.
Czwórka wpadła do środka z odbezpieczoną bronią, krzycząc na całe gardło, by nikt się nie ruszał, lecz nikt nie zamierzał się ruszać.
W przestronnym kwadratowym salonie przebywały tylko dwie osoby: dziewczyna o pucułowatej twarzy i szpakowaty mężczyzna w stalowym garniturze i w drucianych okularach.
Dziewczyna ubrana w kremową koszulę nocną siedziała na dywanie pod kredensem i kołysała się na boki. Przetłuszczone ciemne włosy spływały jej na ramiona, zakrywając twarz. Mężczyzna trzymał ją za rękę, poprawiając nerwowo okulary. Mówił jej coś do ucha i pocieszał.
– Wszystko będzie dobrze – usłyszał policjant. – Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.
Zięba kazał mu się zamknąć i rozejrzał się po zagraconym pokoju. Kossaki na ścianach, mosiężne kandelabry, stylowa dębowa biblioteczka i trzy obite brązową skórą fotele. Pod sufitem lampa z seledynową umbrą, rzucająca na owalny stół ostre, trupie światło. Na skotłowanym łóżku walały się zakrwawione prześcieradła, a przy wysokim piecu kaflowym stał kocioł do bielizny z parującą wodą. Inspektor rozglądał się nerwowo, jakby jeszcze czegoś szukał. Jego wzrok w końcu się zatrzymał. Pod oknem przysłoniętym miodowymi storami dostrzegł gałgan wyglądający jak zrolowany koc, wciśnięty pod drewniany kwietnik z wybujałą paprotką. Ostrożnie wyciągnął go i położył na stole. Przywołał gestem Palucha i kazał mu rozwinąć. Policyjny technik chwycił ostrożnie za koniec materiału i pociągnął.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Akuszer śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.