Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Akuszer śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Po tym wystąpieniu spiker podał wiadomość z ostatniej chwili: „W czasie popołudniowej burzy w śródmieście Sambora biły gęsto pioruny. W mieszkaniu adwokata doktora Rabija na placu Cerkiewnym grom zniszczył drogi aparat radiowy mimo uziemienia anteny. Bawiący się obok aparatu synek adwokata cudem uniknął porażenia. Pamiętajcie więc, drodzy radiosłuchacze, by zawsze...”.
Anna poderwała się z łóżka. Zamknęła z hukiem okno i choć deszcz ledwie kropił, wyłączyła radio i wyjęła antenę z gniazda.
Leżeli wsłuchani we własne myśli. Jakub nerwowo odkaszlnął i po chwili zaczął opowieść o śledztwie prowadzonym z Wilgą. Nie zdradzając szczegółów, napomknął tylko Annie o charakterystycznym znaku, który zostawia nieuchwytny morderca noworodków. O czarnym różańcu, którym oplata ich ciała.
– Błagam, tylko nie to! – Anna zatkała uszy. – Myślisz, że jestem jak ty nieczuła? Myślisz, że zasnę po tych okropnościach?
W nocy przyśnił mu się gigantyczny różaniec, oplatający miasto jak nabrzmiała pępowina. Pulsująca w nim krew uderzała w różowe ścianki, tłoczona z jakąś potworną siłą aż pod Kleparów. I razem z nim podziwiały ją wszystkie świrki, rozsiane po ulicach Lwowa: szalony doktor z placu Gołuchowskich, durny Jasiu, Ślepa Mińcia, Ignaś ze skrzypkami i schylona wpół żebraczka Rosita, która dreptała codziennie do katedry, by wymodlić rychłą śmierć u Pana Boga.
Środa, 19 kwietnia 1939
Obudziło go drganie szyb i denerwujący szum liści. Zsunął się z łóżka i podszedł do okna. Porywisty wiatr, który wdarł się do ogrodu, bujał zaciekle gałęziami jabłoni i kryjącą się pod płotem magnolią. Spojrzał w niebo. Zza postrzępionych chmur pędzących w stronę Łyczakowa wyjrzała na krótko Wenus i pokazał się rożek księżyca po nowiu. Popielate światło oświetlało resztę tarczy, jakby twarzy kryjącej się w cieniu.
Jakub wypowiedział po cichu życzenie. Złe życzenie. I zanim chmury przykryły niebo, wrócił do ciepłej Anny.
Miasto wysmagane w nocy wiatrem przycichło nad ranem. Jeszcze tylko między dachami domów fruwały podniecone kawki i gołębie. Stern przyglądał się im z pokoju redakcyjnego, popijając gorącą kawę.
Rozpierała go duma. Po jego artykule o pożarze przy Akademickiej nakład „Kuriera” raptownie skoczył. Mańkiewicz przekazał mu przez Kazię zwięzły komunikat: „Jest dobrze”. Były też inne telefony. Od Stasia Długolaty, Halinki Badurek. Pojawił się również odpowiedzialny za sprawy gospodarcze i reklamę Piotr Lea, by osobiście uścisnąć Sternowi rękę i szepnąć o planowanej przez szefa premii. Przyszła Andrea, kochanka Mania, i bez zbędnych słów pocałowała go w policzek, a potem wyszła, kręcąc zgrabnie tyłeczkiem. Po niej zajrzała korektorka, Irena Stopka. Pogratulowała mu i uśmiechnęła się dwuznacznie, czując w powietrzu zapach pozostawiony przez poprzedniczkę. Przyjaciele uśmiechali się do niego, zawistnicy zazdrościli, a Stern brylował jak za dawnych dobrych lat.
Był sto dziewiąty dzień roku, do jego końca pozostało dwieście pięćdziesiąt sześć dni. Jakub zerwał kartkę z kalendarza z wtorkową datą i wrzucił do kosza. Pod nieobecność de Brie zrobił w szufladzie swojego biurka porządki. Wyjął z szarej koperty zdjęcia roznegliżowanych żydowskich dziewczynek, podarł je na strzępy i razem z kliszą spalił w popielniczce, jak to kiedyś obiecał Halewiemu. Zrobił to z satysfakcją, jakby pozbył się czegoś, co dotykało go osobiście i rozpraszało w pracy.
Otworzył okno, by wpuścić świeżego powietrza. Kiedy wywietrzył pokój, zgarnął z szafy papier maszynowy. Następnie wyjął z portfela dwudziestozłotowy banknot, przyłożył do kartki i dokładnie zaznaczył ołówkiem jego brzegi przy linijce. Potem wyciął nożyczkami czysty blankiet i dwadzieścia cztery razy powtórzył tę nudną operację, aż na biurku urósł niewielki stosik. Na jego wierzchu ułożył granatowy banknot z wizerunkiem Kazimierza Wielkiego. Wyrównał brzegi pliku i spiął go z dwóch stron spinaczami. Ostrożnie włożył go do koperty, którą poślinił i zakleił.
Nie wiadomo dlaczego akurat w tym momencie przyszedł mu do głowy sposób polowania na drapieżniki, o którym usłyszał kiedyś od leśniczego z Rowów. Pomysł był prosty i skuteczny. Na leśnej polanie przed amboną myśliwi układali zwłoki krowy lub konia. Zapach gnijącego mięsa zwabiał drapieżniki. Ich instynkt był tak silny, że zapominały o niebezpieczeństwie i wystawiały się na strzały.
Zięba jak nic go wystawił. Położył na swej polanie jak padlinę i z bronią gotową do strzału niecierpliwie czekał. Urwał myśl, bo w drzwiach pokazała się Wilga. Postarzała się wspaniale, jej seksapil gdzieś przepadł. Włożyła ciemnobrązową kurteczkę (pożyczoną zapewne od wdowy Koszko), siwą spódnicę do połowy łydki i znoszone czółenka. Łobuzersko łypała na Kubę, oczekując pochwały, lecz ten wcale nie był wyrywny.
Do rozpoczęcia gry zostały im trzy godziny i dwadzieścia minut, wystarczająco, by jeszcze raz gruntownie przegadać temat. De Brie zaproponowała wyjście do miasta. Jakub zgodził się bez wahania, bo świadkowie byli im teraz najmniej potrzebni.
Wybrali knajpkę na zapleczu katedry, przy Ormiańskiej, do której kiedyś Jakub zaglądał z Anną. Lokal z kilkoma salkami, z drewnianym tarasem i barem sprawiał wrażenie wyspy spokoju na wzburzonym morzu. Wnętrze jak kiedyś pachniało miodem, cynamonem i czekoladą. Zajęli miejsca w środkowej salce, udekorowanej pociemniałymi obrazami olejnymi, przedstawiającymi brodatych starców w kontuszach.
De Brie zamówiła u kelnerki lampkę wytrawnego wina, Jakub zaś poprosił o grzane piwo z żółtkiem.
– Wciąż mam idiotyczne przeczucie, że nasze sprawy coś łączy – zaczęła Wilga nieśmiało.
Spojrzał na nią, jakby głosiła herezję.
– W obu przypadkach mordercy są tak samo bezwzględni. – Odwzajemniła się mu podobnym spojrzeniem. – Jakby się zmówili, jakby...
Nie dokończyła, bo weszła kelnerka z trunkami na tacy. Dziewczyna postawiła przed nimi naczynia. Zapaliła świecę w lichtarzyku i oddaliła się, posyłając im promienny uśmiech.
– Jakby co? Dokończ.
– To więcej niż podobieństwo.
– Nie rozumiem, co może łączyć trzech zaciukanych facetów z ohydną zbrodnią na noworodkach? Te sprawy dzieli kosmos – nie ustępował, popijając piwo.
– Nie łap mnie za słowa! Powiedziałam tylko, że to idiotyczne przeczucie.
– Śmierć w młynie nie jest tym samym co...
– Więc wymyśl coś lepszego – skwitowała. Sprawa nie dawała jej spokoju.
– Dlaczego akuszer zostawia przy zwłokach różaniec? – ciągnęła, podnosząc lampkę i patrząc pod światło. – Zaraz mi powiesz, że to ja jestem specjalistką od ludzkich dusz, bo skończyłam psychologię.
Stern się nie odzywał. Spokojnie czekał na wyjaśnienia, racząc się piwem.
– To jest podarunek, ale niezwyczajny podarunek. On chce im coś ważnego powiedzieć. – De Brie podeszła z lampką do okna.
Na podwórku przy skalniaku z kwiatami klęczał zgarbiony ogrodnik. Usuwał radełkiem chwasty, uderzając precyzyjnie zakręconym ostrzem między ułożone na skarpie kamienie. Mężczyzna niespodziewanie obrócił się, jakby poczuł na sobie spojrzenie, i wesoło pomachał jej radełkiem. Wilga odkłoniła się mu.
– Co? – dopytywał się Jakub.
– Nie potrafię myśleć jak on, możliwe jednak, że chce im na swój sposób pomóc.
– Zejść ze świata? – zakpił, odstawiając głośno kufel, aż piana wylała się na haftowany obrus.
– Co to za różaniec i czy to w ogóle ma jakieś znaczenie dla sprawy?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Akuszer śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.