Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przeklinając, wydłubał pety na kartkę, odkopał podstawę liścia i jak tylko umiał, delikatnie go wyrwał. Kikut zamaskował ziemią. Z daleka wyglądało nieźle. Zostały jeszcze cztery odrosty. Pomyślał, że zajęta pracą nie zauważy zniszczeń, i odetchnął zadowolony. Były inne świadectwa pogromu. Na parapecie prężyły się dumnie trzy puste flaszki. Podniósł jedną, wysączył ostatnie krople, a potem tak samo troskliwie zaopiekował się drugą i trzecią.

Jak przez mgłę przypomniał sobie, że przed północą zajrzał do niego cieć i poczęstował go samogonem. Ostro dyskutowali, a potem film mu się urwał. Spojrzał mętnym wzrokiem na continentala. Tkwiła w nim zapisana kartka ze świeżutkim tekstem. W jego głowie zrodziła się herezja, że to właśnie Czerkieski dyktował mu nad ranem ostatnie słowa, ale niby skąd prosty odźwierny z recepcji mógłby o tym wszystkim wiedzieć? A może jest policyjną wtyką i mówi tylko to, co chce powiedzieć? I przypomniał sobie jeszcze coś, coś, co brzmiało jak „gra i przynęta”. Co to za gra, w której miałby uczestniczyć? I kto miał być tą przynętą: on czy Wilga? Pojawił się jeszcze raz dom Pod Księżycem i jakiś dostawca towarów kolonialnych, o którym nigdy wcześniej nie słyszał.

Nie miał zamiaru prosić dozorcy o wyjaśnienia, nie pozwalał mu na to dziennikarski honor. Na dodatek nie był pewien, czy tej nocy nie przeszli przypadkiem „na ty”. Pamiętał jedynie, że niezauważony podrzucił tekst do sekretariatu. Ta myśl wyczerpała go i znowu przymknął oczy.

Przed jedenastą Kazia obudziła go wrednym telefonem i poinformowała, że jakiś gość czeka na niego w kawiarence. Dudniło mu w głowie, gdy ruszył po schodach na poddasze, by posłać tajemniczego interesanta do wszystkich diabłów.

– Nie mogłeś znaleźć sobie lepszego miejsca? – rzucił, wpatrując się złowrogo w inspektora, okupującego stolik pustej o tej porze redakcyjnej kawiarenki. – Sto razy prosiłem, żebyś tutaj nie przychodził. Wiesz, co o mnie pomyślą?

– Żeś chatrak? – Zięba zaśmiał się wymuszonym śmiechem. – Nie rób sobie wyrzutów. Zaszedłem do Mania z krótką roboczą wizytą. Pogadaliśmy szczerze o przeszłości i pomyślałem, że skoro na dworze leje, to nie będziemy biegać po mieście. Jestem już po ciasteczku, wspaniałej kawie z mleczkiem. Chciałem się z tobą przywitać, popatrzeć jak z formą i zaraz lecę.

– Słucham. – Stern marzył, by mieć już tę drażliwą rozmowę za sobą.

– Nie gorączkuj się. Do twej szczegółowej relacji, na którą niechcący rzuciłem okiem u Mania w gabinecie, chcę dołożyć i swoje pięć groszy.

– Czytałeś mój tekst? – Głos Sterna niczego dobrego nie wróżył.

– Wybacz ciekawość. Nie mogłem się już doczekać jutrzejszego wydania.

Jakub opadł na krzesło. Skłębione myśli nie dawały mu się okiełznać i wylatywały cięgiem z jego głowy jak gazety z maszyny drukarskiej.

– Jest świadek.

– Jaki świadek?

– Z Legionów, z posesji, gdzie na piętrze sfajczył się lokal. – Zięba zrobił z ust zabawny dziobek. – To muzyk, absolwent konserwatorium, który mieszka piętro wyżej z mamusią. Zgłosił się sam, raniutko. Mówił, że wszystko słyszał.

– Dlaczego zgłosił się do was, a nie poleciał do miejskiej?

– Źle stawiasz sprawę. – Inspektor uważnie zmierzył Sterna wzrokiem. – Są tacy, którzy wierzą w skuteczność tego państwa, które ja reprezentuję.

– Kpisz czy o drogę pytasz? – Jakub zaczął chodzić nerwowo wokół Zięby, wycierając piasek z piekących oczu.

– Naprawdę mieliśmy na niego oko. Jest, kurwa, morfinistą, do tego pederastą. – Przyciszył głos, jakby właśnie to ostatnie słowo mogło zbrukać uszy Sterna. – Przyniósł ze sobą zdjęcia w albumie. Okazuje się, że kiedyś był ślicznym chłopczykiem: loczki blond, marynarskie ubranko i słomkowy kapelusz. Już wtedy pogrywał na pianinie na rodzinnych spotkaniach i komponował różne takie tam wariacje. Teraz mamusia opiekuje się nadętym grubasem o spoconych dłoniach, którego wzrok błądzi po męskich rozporkach. Tatuś w dyplomacji w Italii. Na śmierć zapomniał o ojcowskich obowiązkach i utknął na jakiejś placówce. Wydawało się tłuściochowi, że jeżeli przedstawi nam cudze grzeszki, jego stare zostaną zgładzone.

– Co za dramatyczna historia? A pamiętasz może, co wybitne ucho pederasty zarejestrowało?

– Niewiele. Była wrzawa. Sam ślicznie napisałeś, że po ulicy przetaczała się manifestacja, ale nasz muzyk twierdzi stanowczo, że słyszał rozmowę na korytarzu. Ktoś mówił po ukraińsku o dostawie broni. Padały daty, adresy. Widział też schodzącego po rusztowaniu przystojniaka z torbą na ramieniu, lecz przez nieuwagę zapomniał mu się dokładnie przyjrzeć.

– Nie sądzisz chyba, że kupię te brednie.

– Pytałeś o świadków, a kiedy grzecznie próbuję ci o nich powiedzieć, obrażasz się. O wczorajszej wyprawie czytałem, masz jeszcze jakieś rewelacje?

– Wiem, gdzie była Lea – oświadczył Stern, opierając się plecami o ścianę i zamykając oczy.

– Lea, Lea? – Inspektor udał, że zapomniał. – Czyżby ta mała od Szczęściarza ze Smoczej?

– Ta sama – odpowiedział, nie otwierając oczu. – Mieszkała przez kilka dni u Bergerów, obok atelier fotograficznego przy Zielonej. Spisałeś już de Brie na straty, a tymczasem nie zawahała się i poszła tam, by...

Zięba wszedł mu w słowo.

– Więc to de Brie zdobyła cenną informację? Gratuluję.

– Ma swoje źródło, jak każdy z nas. – Stern starał się być lepszy w kłamstwie od inspektora.

– Nie wierzę za grosz babom, a one z wzajemnością nie wierzą mnie. Twoja panienka nie wymyśliła sobie adresu, kręcąc w redakcji ślicznym tyłeczkiem. Ktoś jej go dał! Może ty?

Jakub milczał. Nie pociągały go bzdurne pogaduszki. W ustach zbierała mu się ślina i zastanawiał się, czy zaraz nie rzygnie.

– Powiedziałeś, że mieszkała, a więc już tam nie mieszka? – Inspektor ciągnął redaktora za język.

– Bo pewnego dnia pojawił się jakiś dżentelmen i zabrał ją ze sobą.

– Jak wyglądał ów elegant, tego pewnie panna Wilga nie wie? Jakub rozłożył ręce, jak rozpięty na krzyżu.

– A więc, proponujesz mi, bym sprawdził kolejny adresik. Tylko że kiedy już tam przyjdę, okaże się to, co zwykle.

– Co?

– Szufladka w szkatułce, w szkatułce szufladka, a w szufladce śmierdzące gówno!

Inspektor wiedział, jaka wredna czeka go robota, bo dane o mieście miał w jednym palcu. Codziennie spływały na jego biurko informacje o narodzinach, zgonach, zaginięciach, ślubach, rozwodach, pożarach, plajtach... Ale co miał zrobić z informacją o trzech tysiącach dzieci, które przyszły na świat w ciągu zeszłego roku? Czy to oznaczało, że w sprawie akuszera powinien przepytać tysiące ciężarnych bab? Nie mógł siedzieć z założonymi rękami. Dlatego agenci i agentki (werbowani z gorliwych dozorców, podpadniętych sklepikarek, gazeciarzy, służących i kurew) bezustannie donosili o ciężarnych, które weszły na ich teren.

Żadnej finezji, niekończąca się robota z oczekiwaniem na głupi przypadek. Jednak tym razem taki przypadek się zdarzył i jak na złość nie jemu, tylko komisrzowi, który dowiedział się od pomocnika fryzjera, że jakaś podejrzana kobita weszła do budynku przy Legionów. Na szczęście informacja zwrotna trafiła do niego niemal natychmiast. Był na dworcu kolejowym u zawiadowcy i nie mógł zadziałać sam, ale od czego był Stern? Wyjątkowo gorliwy i naiwny, więc doskonale nadawał się do tej roboty. Jeden telefon i ptaszek pofrunął ochoczo do rzuconego ziarna pod komendę miejską.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Akuszer śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra
Paweł Jaszczuk
Paweł Jaszczuk - Plan Sary
Paweł Jaszczuk
Paweł Jaszczuk - Marionetki
Paweł Jaszczuk
Catherine Coulter - Godzina śmierci
Catherine Coulter
Rachel Caine - Pocałunek śmierci
Rachel Caine
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
William Wharton - Niezawinione Śmierci
William Wharton
Paweł Huelle - Weiser Dawidek
Paweł Huelle
Paweł Huelle - Mercedes-Benz
Paweł Huelle
Отзывы о книге «Akuszer śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x