Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Akuszer śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Przerwał wspomnienia, bo przy mahoniowym pianinie pojawił się chudy muzyk we fraku. Siadł na okrągłym taborecie, otworzył pulpit i postawił na nim Wiener Tanzalbum für Pianoforte. Nieśpiesznie przekartkował go i uniósł palce nad klawiaturą. Po chwili popłynęły przez salę romantyczne tony Wiener-Stimmen, pełnego gracji walca Franza Wagnera.
Wypił maderę i w zamyśleniu odstawił kieliszek. Melodia, którą usłyszał, pomogła wydobyć mu z pamięci jeszcze jedno zdarzenie. Wracał do niego rzadko, lecz teraz stanęło mu przed oczami, jakby to było wczoraj.
Tamtego dnia, po wycieczce do wiedeńskiego zoo, wuj Jerzy zabrał go do Schlossbergu, koło Grazu. Chciał mu pokazać niezdobytą twierdzę Riegersburg, pobudowaną do obrony przed wojskami tureckimi. Wytwór ludzkich rąk, do którego mieli dojechać kolejką linową, piętrzył się na skale jak gigantyczne gniazdo orła. Wuj zachowywał się podejrzanie. W jego ruchy wkradła się dziwna nerwowość. Wyraźnie nadskakiwał mu, jakby czuł się winnym po incydencie w zoo i bał się tego, co miało się jeszcze wydarzyć. Popisywał się kuglarskimi sztuczkami, opowiadał po drodze tanie dowcipy, a nawet zagwizdał jakąś operetkową melodię, mrużąc zabawnie oko. Wszystko na nic. On celowo nie odzywał się do wuja i wciąż myślał o swoim orle. Królewski ptak był mądry i silny. Bardzo pragnął być kiedyś tak godnym podziwu jak on. Wkrótce nadarzyła się ku temu okazja.
Pod wieczór wuj kupił bilety i wsiedli do zawieszonego na linie wagonika. Byli ostatnimi spóźnionymi pasażerami. I gdy wagonik wolno sunął w górę, przyszła mu do głowy natrętna myśl. Nie opuszczała go i wracała nachalnie. Wuj pomógł mu ją wkrótce zrealizować. Kiedy się oparł o drzwi, zza chmur zaświeciło zachodzące słońce. Oślepiony starzec przymknął na chwilę oczy. To wystarczyło. Delikatnie złapał za klamkę i pchnął. Udało się. Staruch dostał to, na co zasłużył. Zaskoczony darł się wniebogłosy, spadając na skały w kilkudziesięciometrową przepaść razem ze swoją pieprzoną etyką.
Właśnie wtedy przypieczętował się jego los. Kiedy wrócił do Lwowa, odwieziony przez policję, ciotka straciła dla niego serce. Zrobiła się niewiarygodnie skąpa i nigdy nie miała dla niego czasu. Po tragicznej śmierci męża została jego jedyną żywicielką. Pracowała na poczcie przy segregacji listów i paczek. Zarabiała tylko tyle, że starczało im na jedzenie i czynsz za dwupokojowe mieszkanie. Dzięki jej zapobiegliwości dzieciństwo spędził w internacie, który prowadziły siostry zakonne. Był zdolnym, lecz niepokornym chłopcem. Wiele godzin przeklęczał w kącie z dłońmi skrępowanymi różańcem. Wtedy marzył. Myślał o śmierci, która mogłaby go przytulić. To właśnie w ochronce pierwszy raz zobaczył Malwinę, śliczną czarnowłosą dziewczynkę, której matka siedziała w więzieniu za jakieś straszne zbrodnie. Siostry ostrzegały go, by się z nią nie bawił, bo opętał ją szatan, lecz on specjalnie obrał ją za swoją powierniczkę.
Malwina także była niepokorna i często klęczała w kącie obok niego. Spotykali się na obiadach i w kościele na mszach. Były też przyjemniejsze chwile, gdy w towarzystwie sióstr wychodzili do parku na wycieczkę. Co roku bawili się ze sobą na zabawach choinkowych, raz nawet zatańczyli. Potem niespodziewanie ich drogi rozeszły się na kilka lat.
Nigdy nie miał prawdziwych przyjaciół, choć pewnie mógłby ich mieć na pęczki. Nie chciał, by prócz niego ktoś znał jego myśli. Zawziętość i ambicja pomogły mu w awansie społecznym. Skończył szkołę i zapisał się na studia, wbrew ciotce. Pewnego dnia spotkał w mieście Malwinę. Wydoroślała. Była śliczna, tak śliczna, że oglądali się za nią na ulicy wszyscy chłopcy, a nawet dorośli mężczyźni. Rozmawiali godzinami, jakby chcieli się wygadać za całe życie. Malwina pracowała u Baczewskiego, przy dystrybucji wódek, on zaś dorabiał na czesne korepetycjami. W grudniu zeszłego roku, przed świętami, gdy wracał tramwajem z wykładów, zobaczył ją znowu na Janowskiej. Wyskoczył za zakrętem i podbiegł do niej. Od razu przytuliła się do niego jak kotka spragniona ciepła. Odprowadził ją aż pod dom. Mieszkała sama w domku przy Kleparowskiej. Zaprosiła go do środka. Po kolacji, którą wspólnie przyrządzili i zjedli, wskoczyli pod pierzynę. Przez całą noc się kochali. To wtedy, gdy przytuliła się do niego zaspokojona, odkrył przed nią swoją pasję. Interesowała go eugenika, nauka o doskonaleniu ludzkiej rasy. Malwina potakiwała. Byli mikrobami, które przetrwały, by inne mikroby nie zaznały w życiu tylu co oni cierpień. Mogliby razem dokonywać selekcji, by ukrócić cierpienia. Wyjaśnił Malwinie, że wielu ludzi na świecie myśli podobnie, lecz tylko nieliczni mają śmiałość wcielić teorię w życie. Opowiadał o Galtonie, który dowiódł, że niedoskonała część populacji może zniszczyć ludzkość, i Malwina znowu przyznała mu rację. A potem opowiadał o Charlesie Davenporcie ze Stanów Zjednoczonych, ojcu eugeniki. Stwierdził, że chciałby być jego uczniem, i że z jego wykładów o humanitarnym unicestwieniu nie zmarnowałby ani godziny. Wiedziałby dokładnie, kto godzien jest żyć, a kto nie, by nie hamować rozwoju społecznego.
Kiedy mówił o tym Malwinie, ziewała szeroko. W końcu obróciła się na bok, podciągnęła kołdrę pod brodę i zasnęła.
Zaszedł dalej niż inni i w to nie wątpił. Najtrudniejsze były pierwsze kroki. Stawiał je jak ślepiec, lecz pomogła mu wiara w to, że dzięki niemu skażona przestrzeń oczyści się dla tych, którzy powinni godnie żyć. Codziennie ocierał się o śmierć i dzięki niej zaszedł dalej niż inni. Bo była wszędzie. Przyczajona czekała w domach i panoszyła się na ulicach, przesiadywała w urzędach, w szpitalach na łóżkach obłożnie chorych, skąd trudno było ją przegonić. Widział ją na twarzach dorosłych, słyszał w biciu dzwonów, mowie księdza na ambonie, dźwięku puszki ofiarnej i w płaczu dzieci. Słyszał ją w beztroskim śmiechu, widział w sielskiej zabawie, gonitwie za sławą i za pieniędzmi. Czaiła się w otwartych ze zdumienia ustach, gotowa zamknąć je w pół słowa. Siedziała na skrzywionych karkach, dokładając swój śmiertelny ciężar. Tylko tacy jak on, którzy otarli się o śmierć, potrafią zdiagnozować rzeczywistość i zrobić to, co w istocie jest konieczne i zbawienne. Głupia, sentymentalna słabość! Musiał ją w sobie wyeliminować, przełamując tabu. Był wybrańcem, bo oswoił śmierć, zostając jej akuszerem.
Wypuściła go dopiero rano. Akurat spadł świeży śnieg i na ulicy zrobiło się tak ślicznie jak w niebie.
Lubił najbardziej, gdy ciepły wiatr wnikał mu między pióra, prowokując do lotu, lecz teraz był przejmujący chłodem wieczór i jednostajny rechot żab, docierający znad rzeki, zakłócał grobową ciszę. Orzeł otulił się skrzydłami. Zniechęcony odwrócił głowę od księżyca, który trupim światłem oświetlał las, i znieruchomiał. Jeszcze przez kilka dni musiał być cierpliwy.
Wtorek, 18 kwietnia 1939
Stern ocknął się z głową na biurku redakcyjnym. Cisnął go pęcherz i bolały wszystkie kości. Świtało, tylko nie w jego skacowanej głowie. Nad dachami domów ślizgały się promienie słońca, a jego gardło wyschło z pragnienia na pieprz. Marzył o zimnym piwie marcowym, ale żadna usłużna ręka nie pojawiła się, by skrócić jego męki.
Kiedy wrócił z toalety, zgniótł paczkę po papierosach i wytrzeszczył oczy. Ulubiona paprotka, o którą dbała Wilga, została zbezczeszczona. Ktoś złamał jej dorodny liść, a z glinianej doniczki zrobił śmierdzącą popielniczkę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Akuszer śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.