Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Akuszer śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Sam diabeł by tego nie wymyślił – dodał Stern cicho.
Minęli plac św. Antoniego i znaleźli się na Łyczakowskiej pod domem starego redaktora. Zaczekali, aż przejedzie tramwaj, i przeszli na drugą stronę ulicy, pod słup ogłoszeniowy.
– Niech pan kiedyś do mnie jeszcze zajrzy, panie Stern. – Szarkowski wysunął dłoń na pożegnanie. – Nie wiem, czy w czymś pomogłem, w każdym razie cieszę się, że mogliśmy o tej sprawie porozmawiać.
Pierwszy raz był u de Brie na stancji, przy św. Jacka pod dziesiątką. Wynajmowała ją u pani Adelajdy Koszko, wdowy po nadradcy pocztowym. Mieszkała na pierwszym piętrze dwupiętrowej kamienicy, której front zdobiła fantazyjna arabeska. Miała dla siebie kuchnię, łazienkę i przestronny pokój, którego okna wychodziły na wybrukowaną i obsadzoną lipami ulicę.
Minęła siódma, zmierzchało. Stern czekał niecierpliwie, aż de Brie wreszcie się przebierze. Obejrzał książki w jej biblioteczce. Całkiem spora kolekcja. Dzieła psychologiczne, filozoficzne, większość po francusku i po niemiecku. Był także Ossendowski, Schulz, Witkacy, same nowości. Nie podejrzewał, że jego koleżanka z pokoju ma takie zacięcie naukowe. Na półce leżało założone zakładką niemieckie wydanie głośnej powieści Remarque’a Na Zachodzie bez zmian. Jakub przekartkował antywojenne dzieło autora, którego Goebbels zabronił wydawać w Niemczech i którego książki kazał spalić na stosie. Potem podroczył się z kotką, aż zadrapała go w palec. W końcu jego uwagę zwróciła biała róża w wazonie. Kiedy Wilga wyszła z łazienki, nie wytrzymał.
– Spotykasz się z kimś? – zapytał, udając obojętność.
– Skąd to nagłe zainteresowanie moją osobą?
– Nie chciałem cię urazić, pytam z ciekawości.
– I z ciekawości podsłuchujesz moje rozmowy telefoniczne w redakcji? Głupio ci i nie wiesz nawet, co teraz odpowiedzieć.
Stern odetchnął ciężko.
– Tak, poznałam kogoś. Widzieliśmy się dwa razy. Chcesz, żebym opisała ci szczegóły? A jeśli czasem mam chęć na pyszne orzechowe lody, to co w tym złego?
– Daj spokój, nie o to mi szło – wycofał się rakiem.
Wilga wyczuła jego zmieszanie i uśmiechnęła się dwuznacznie. Nie zamierzała zdradzać, że jej nowy znajomy jest diabelnie przystojny, i że jeśli wszystko ułoży się między nimi, tak jak myśli, to wybiorą się niedługo do kina.
– Jak wyglądam? – Szybko zmieniła temat.
– Wspaniale, to znaczy... Jesteś ciut za chuda. No i ręce. Powinny być spuchnięte. Obciągnij rękawy swetra. Tak jest lepiej. A ja?
– Zdejmij krawat, bo jesteś za elegancki. Kołnierzyk koszuli na wierzch. No i obrączka. Schowaj ją do kieszeni!
Jakub posłusznie zdjął krawat, próbując przeistoczyć się w zdesperowanego inteligenta, któremu przydarzyło się wielkie nieszczęście życiowe.
– A jak się domyśli?
– Możesz być spokojna, że nie się domyśli – odparł, śliniąc palec i zsuwając ślubną obrączkę.
– Pójdę chyba przez ciebie do piekła. – De Brie poprawiła poduszkę pod sukienką. – Pamiętasz swoją żonę w ciąży? Wiesz, jak chodziła?
– Nie tak – powstrzymał ją Stern. – Odegnij się lekko, a brzuch do przodu. I nogi, masz iść szeroko jak marynarz.
Przed wyjściem de Brie nalała Mirandzie mleka do miseczki i pogłaskała ją czule po grzbiecie. Kotka z wdzięczności przeciągnęła się i odprowadziła ich do drzwi, robiąc z ogona antenkę.
Był chłodny kwietniowy wieczór i mgła spływała na ulicę jak delikatny welon. W słabym świetle latarni dopiero z bliska można było rozeznać ich twarze. Kryjąc się, zeszli w dół do Jabłonowskich, gdzie Jakub przywołał dorożkę. Zamówili kurs na Kleparowską, pod dom Pod Księżycem, i poprosili fiakra, by postawił budę.
Minęli Górę Stracenia, stary cmentarz żydowski, browary i Dom Inwalidów. Szkapa wesoło dzwoniła podkowami o bruk, a dryndziarz cierpliwie cmokał na nią, jakby jechali na romantyczną przejażdżkę.
Zatrzymali się przy przekrzywionej lipie, kilkanaście metrów przed domkiem. Trzymając się za ręce, doszli do furtki. Weszliby pewnie do środka, gdyby nie podpalany wilczur, który zagrodził im drogę. Wyglądało, że wściekła bestia lada moment przeskoczy ogrodzenie i ich rozszarpie. Głośne ujadanie wywołało gospodynię. Drzwi się uchyliły i ostry kobiecy głos przywołał czworonoga do porządku.
– Czego? – zwróciła się do intruzów, podchodząc do bramki. – Czego mi psa straszą?
– My do szanownej pani Tarki.
– To ja, czego chcecie?
– My z nieśmiałym zapytaniem – odezwał się Stern, patrząc na młodą gospodynię.
Córka starej Tarki otaksowała gości od stóp do głów. Była urodziwa. Czarne brwi, czarny jak smoła warkocz, wąska talia i karminowe usta przyciągały wzrok niczym magnes opiłki. I Sternowi przebiegło przez myśl, że ślepa natura połączyła piękno z bestią. A może Bóg?
Kobieta nie wpuściła ich do domu. Co więcej, kiedy się dowiedziała, z czym przyszli, zagroziła, że zawiadomi policję.
– Kto was nasłał?
– Nikt, my z polecenia od dobrych ludzi – odpowiedziała Wilga, czerwieniąc się.
– Przydarzył nam się problem – dodał Stern, pocierając dwudniowy zarost. – Potrzebujemy tylko adresu i zaraz nas nie ma.
– Ni znam żadnych adresów i w niczym wam ni pomogi – podejrzliwie świdrowała wypięty brzuch Wilgi.
Przeprosili za nieporozumienie i jak niepyszni szykowali się do wyjścia. Byli już przy końcu posesji, gdy Malwina dogoniła ich.
– Potrzebuji telefonu. Jak będzi trzeba, ktoś was sam odnajdzi – oświadczyła, łypiąc na nich wzrokiem.
De Brie wyrwała kartkę z notesu i zapisała kulfonami numer telefonu pani Koszko, z uwagą: „prosić Lukrecję”. W ostatniej chwili wymyśliła to rzadkie łacińskie imię. Słyszała, że kobiety o tym imieniu są stanowcze, tak jak Lukrecja Borgia, córka kardynała (a późniejszego papieża), rozpustnica i trucicielka, ale też niewiasta o zadziwiającej inteligencji.
– To twój mąż? – zapytała bezceremonialnie.
– Chłop, nie mąż!
Tarka zaśmiała się wymuszonym śmiechem.
– To będzi was wieli kusztować.
– Ile?
– Ni ja ustalam ceny – dodała, przywołując psa.
– Bóg nam świadkiem, że nie mamy wyjścia – oświadczył Jakub i zaraz tego pożałował.
– Lepij ty Boga do tegu interesu ni mieszaj! – skarciła go, odchodząc bez pożegnania. – Lukrecja, co za kacapski imi – rzuciła pod nosem, wchodząc na drewniany ganek.
De Brie nie pozostawała jej dłużna. Miała swój epitet na gospodynię – grosse salope. Powtarzała te słowa w myślach, gdy sadowili się w dorożce i wracali na stancję.
Na ulicach mimo pogodnego i ciepłego wieczoru było wyjątkowo mało ludzi. Stern skonstatował, że pewnie nadaje „Wesoła Lwowska Fala” i słuchacze zebrali się przy radioodbiornikach, by słuchać z zapartym tchem gadki Aprikosenkranza z Untenbaumem.
Poniedziałek, 17 kwietnia 1939
Dochodziła trzecia. Czas w redakcji wlókł się niemiłosiernie, seledynowe wskazówki na zegarku Sterna obracały się tak leniwie, jakby lada moment miały stanąć. Redaktor snuł śliczne plany na popołudnie. Marzyła mu się karuzela z Piotrusiem, a może nawet film o przygodach Robin Hooda z Errolem Flynnem, na który mógłby się wybrać z Anną i Kasią. Nagle odezwał się telefon.
Jakub sięgnął leniwie po słuchawkę, by usłyszeć od Zięby, że jego plany muszą jeszcze poczekać. Inspektor dzwonił z miasta. Chyba z okolic dworca kolejowego, bo w słuchawce słychać było wyraźnie sapanie i pogwizdywanie lokomotywy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Akuszer śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.