Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Akuszer śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Inspektor był nadzwyczaj gadatliwy. Stern przyglądał mu się podejrzliwie, czując, że najważniejsze w tej rozmowie jeszcze przed nim.
Przy bufecie jakiś chirny batiar ryknął na cały głos:
Hulaj, braci, fajnu,
Gdy harmonia gra,
Bier baby pud pachi,
Bóg ci zdrowi da.
Popłynęły kolejne zwrotki Tanga Łyczakowskiego, a gdy śpiew umilkł, Zięba położył na blacie niewielką rolkę przewiązaną tasiemką.
– Co to?
– Klisza z twoich artystycznych występów u Bala. Zwracam ci ją. Sądzę, że pan redaktor właściwie doceni moją lojalność.
Stern schował pośpiesznie paczuszkę do kieszeni i wbił pytające spojrzenie w inspektora.
– Co chcesz w zamian?
Inspektor sięgnął po swoją halbę i, nie odrywając od ust, wypił do dna.
– Nie myśl, że się targuję, ale...
Odetchnął ciężko i opisał mu swój plan. Stern wysłuchał go w milczeniu. Pociągnął łyk marcowego, zagryzł chlebem ze skwarkami i ogórkiem. Mógł się nie zgodzić, ale kiwnął głową zdesperowany.
Inspektor zadowolony podniósł rękę i zamówił dwie szklaneczki wódki pieprzowej, zwanej w knajpie „naganem”.
Strzelili w gardło jednocześnie i odetchnęli ciężko w dłonie, jakby zmówieni.
– Prokurator powierzył mi prowadzenie śledztwa – powiedział cicho, z trudem odzyskując oddech i wybałuszając ślepia – a wiesz dlaczego?
Stern pokręcił głową.
– Bo mi ufa. Zbiorę dowody, przesłucham podejrzanych i znajdę sprawców. Przyjdzie czas na protokół, a ty mi w tym pomożesz.
Inspektor był wyraźnie zadowolony, widząc baranią minę redaktora.
– Trochę to ryzykowne, fakt, ale z drugiej strony dostaniesz świeżuteńki materiał, a przecież o to w twej szalenie odpowiedzialnej dziennikarskiej robocie chodzi – zakpił. – Tylko lojalnie uprzedzam: de Brie nie może się o niczym dowiedzieć. I jeszcze jedno: doszły do mnie wieści, że komisarz Popielski planuje coś ze swą ryżą obstawą. Nawet ślepy widzi, że specjalnie depcze mi po nagniotkach. Nie znam jeszcze dnia ani godziny, ani miejsca, ale to kwestia czasu. Gdybyś zechciał mi uprzejmie pomóc...
Stern skwapliwie przystał na propozycję.
– Odezwę się wkrótce – zakończył Zięba, wyciągając rękę.
Zostawił na stole pięć złotych i zniknął z chytrym uśmieszkiem na ustach. Jakub czekał na tę chwilę. Wślizgnął się do toalety, jakby go piliło. Zamknął drzwi na haczyk i przez kilka minut z zadowoleniem oddawał się niszczeniu wykonanej przez oberlejtnanta Bala dokumentacji. Na koniec oddał mocz do blaszanej rynny, wczytując się w filozoficzne zdanie wydrapane przez kogoś na pobielonej ścianie: „Twój los w twoich rękach”.
Stern nie zamierzał spowiadać się nikomu z feralnej wyprawy do podziemnej szulerni, przynajmniej na razie. Wysłuchał za to opowieści Wilgi o wizycie u Bergerów.
– Nie chcieli zdradzić ci szczegółów? – zdziwił się. – Pokazałaś im list Halewiego?
– Pokazałam, ale chyba nie przypadłam im do gustu. Lei u nich nie ma.
– Więc gdzie jest?
– Zabrał ją jakiś „elegant”.
– Co za elegant?
– Może on? – De Brie rzuciła na biurko list gończy za Charewiczem. – Nie mogę już na tę przeklętą gębę patrzeć! Od kilku dni kręcimy się w kółko. Nie uważasz, że ciut za długo?
– Sugerujesz, że siedzę z założonymi rękami? – Wstał wzburzony.
– Opętało cię czy co? – Uderzyła pięścią w biurko, aż zadudniło.
Awantura wisiała na włosku. Jakub wydusił z siebie przepraszam, a potem na spokojnie zdał relację ze swej wyprawy do Kulparkowa.
– Rozmawiałem z doktorem Wawdyszem. Opisał Charewicza jako maszynę do zabijania. Ukradł motocykl i narzędzia chirurgiczne i może hulać po mieście do woli. Dowiedziałem się też czegoś ciekawszego od pielęgniarza. Podejrzewa, że ktoś pomógł mu w ucieczce.
– Kto? – spytała, porządkując nerwowo papiery na biurku.
– Ktoś, kto go odwiedzał i potrafi podrobić przepustkę.
– Kto? – powtórzyła z naciskiem.
– Halewi.
– Nie wierzę!
– Ja też nie! W poniedziałek rozmawiałem z nim w szpitalu i nic nie wskazywało, że maczał w tym geszefcie palce.
– Konferencja prasowa to blef?
– Zasłona dymna. Jakiś ważny interes mógł sprawić, że po mieście plącze się dziś niebezpieczny świr.
– Bardzo śmiała i niebezpieczna teza! – Wilga gwizdnęła z przejęciem. – Trudno będzie ci ją udowodnić!
– Policja kręci się jak pies za własnym ogonem. Podejrzane samobójstwo Szczęściarza, śmiertelny wypadek Pronobisa i brutalne zabójstwo adwokata Żeleźnika. Te wydarzenia coś ze sobą łączy. Halewi jest żywym dowodem, że stoi za tym Sylwester Bal, który siedzi teraz u Zięby na dołku. Załóżmy, że Mosze naprawdę był w Kulparkowie i pomógł Charewiczowi w ucieczce. Nie wiem jeszcze dlaczego, ale wiem, że miejska z wojewódzką wściekle ze sobą rywalizują.
– A ty?
– Co ja?
– Rywalizujesz ze mną?
– Nie opowiadaj głupstw! – Podniósł list gończy i przyszpilił go do wiszącej na ścianie tablicy. – Charewicz, zacznijmy jeszcze raz od niego! – Strzelił palcami w wytrzeszczoną facjatę. Sprawdźmy, czy jeden sadysta na motocyklu może sterroryzować Lwów.
– Wiem, że dałam ogromną plamę, i mi nie wierzysz. Teraz ty masz swoje śledztwo, a ja swoje.
Stern czekał na ten moment.
– Pomogę ci – zaczął, unikając jej wzroku. – Sprawa „aniołków” może wiązać się z domem Pod Księżycem. Mam pewien ryzykowny plan i proszę cię grzecznie, byś mi w nim jutro wieczorem pomogła.
Piątek, 14 kwietnia 1939
Po wrednym kolegium wciąż miał w uszach słowa Mańkiewicza, by przestać bujać w obłokach i wreszcie zejść na ziemię. „Ważne jest to, co ludzie mówią na mieście. O czym gadają w knajpach i w konfesjonałach. Co rozdrapują w domach, gdy dzieci poszły spać. O czym szepczą w tramwajach, w bramach, na bazarach. Musimy wsłuchiwać się w ten dialog, bo inaczej zginiemy!”.
Manio miał rację, najważniejsze w ich pracy były kontakty. Idealnym źródłem wiadomości, którego nie wymienił, byli emerytowani dziennikarze. Pozornie wypaleni, lecz wciąż niesieni jakąś szaloną misją naprawiania świata. Stern nigdy ich nie lekceważył. Cierpliwie przesiewał na swoim sicie dostarczony przez nich urobek. Często leżały na nim zwykłe śmieci, lecz czasem błysnął prawdziwy samorodek.
Stern miał w swoim notatniku kilkadziesiąt nazwisk, telefonów i adresów. Niektóre wykreślił, a przy innych postawił już dawno krzyżyk. Na trzeciej stronie jego encyklopedii widniał adres i telefon redaktora Erwina Szarkowskiego, tego samego, o którym wspominał mu wczoraj Czerkieski. Ów wysoki, zgarbiony starzec widywany był we Lwowie w szykownym ubraniu, z nieodłączną fajką w ustach i trzcinową laseczką ze srebrnym okuciem. Podobno nieźle malował, był kolekcjonerem starych map, ale przede wszystkim emerytowanym dziennikarzem śledczym, niedościgłym wzorem, przed którym drżał kiedyś światek przestępczy i któremu kłaniała się policja.
Dochodziła jedenasta, gdy Jakub podniósł słuchawkę i wykręcił jego numer. Po drugiej stronie prawie natychmiast odezwał się chrapliwy głos, jakby jego właściciel tylko czekał na tę okazję. Stern złożył mu spóźnione życzenia świąteczne, lecz starzec poprosił w dobitnych słowach, żeby od razu przeszedł do rzeczy.
– Tak, znam doskonale temat, który pana interesuje. Proszę do mnie zajść, redaktorze, myślę, że będę mógł panu pomóc – usłyszał.
– Kiedy?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Akuszer śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.