Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Małej nie ma. To ty dałeś ją elegantowi. Tobi, ni mnie, zapłacił.

– Bałakał, że przyszedł od Halewiego, tak samo jak ona.

– Pani Berger... – zaczęła nieśmiało Wilga.

– Stul pysk, pani ładna, bo nie wytrzymam – rozdarło się babsko, podnosząc rękę z tłuczkiem.

Oboje poszli w kąt i cicho naradzali się przy wieszaku. Coś ustalili i stary gdzieś się ulotnił. Bergerowa zamknęła szybko drzwi na klucz i włożyła go do kieszonki fartucha, klepiąc się wymownie po wydętym brzuchu. Wilga skuliła się, obserwując stojącą w drzwiach rozkraczoną strażniczkę. Jej lewe oko drgało nerwowo i starała się przytrzymać je dłonią, choć bez skutku. Oceniła, że w starciu z uzbrojonym kobietonem nie ma najmniejszych szans.

Czas dłużył się niemiłosiernie. Co kilkanaście minut niewidoczną ulicą przetaczał się z hukiem tramwaj i wtedy stare meble trzeszczały, a stojące na półkach naczynia podrygiwały wściekle, jakby miały zwalić się zaraz na brudną podłogę.

De Brie zmrużyła oczy. Dzień dał się jej już we znaki. Bolały ją plecy, lecz nie odważyła się wstać. Przez niemal dwie godziny, zanim stary wrócił, wdychała kwaśny zapach spoconego babska. Nie zauważyła innego łóżka prócz barłogu. Zastanawiała się, gdzie spała dziewczynka. Czyżby między wydętym brzuchem gospodyni i rozleniwionym cielskiem jej męża? Czy mogła wychodzić na dwór? A może tak samo siedziała na stołku, nie mając odwagi się poruszyć.

Bergerowa tymczasem otworzyła kredens i zaaplikowała sobie trzy kieliszki nalewki z rzędu, gwiżdżąc po każdym z zadowolenia. Podochocona wyjęła z kamionkowego garnka zamarynowany antrykot. Potem naostrzyła nóż i pocięła mięso na cienkie plastry, patrząc kątem oka na przebrzydłą więźniarkę, jakby chciała jej poderżnąć gardło. Następnie rozpaliła ogień pod kuchnią i zaczęła smażyć plastry na patelni. Dosypała wiórków cebuli, doprawiała je solą, pieprzem, czosnkiem i spróbowała potrawy widelcem. Wkrótce w pomieszczeniu rozniósł się tłusty, gęsty zapach.

Gospodyni była wściekła na redaktorkę i coraz to posyłała pod jej adresem wiązankę jobów. Wilga nie pozostawała jej dłużna. Zaciskając z wściekłości zęby, powtarzała w myślach ulubione przekleństwo kierowcy ojca, które zapamiętała z dzieciństwa: salope surgelee!

Z czterech nazwisk rozszyfrowanych przez Mola został jeszcze Franz Kinzel. Halewi napisał o nim, że został wymazany z pamięci raz na zawsze. Żartował, że nie potrzebuje garnituru ktoś, kto leży półtora metra pod ziemią, zawinięty w przeżartą przez robaki pałatkę.

Kim był tajemniczy klient? A może jego nazwisko brzmiało inaczej? Jak?

W zeszycie Lillego brak było również jego adresu. Czyżby przeoczenie? – zastanawiał się – a może...

Szczęściarz znał go z całej czwórki najlepiej, więc nie potrzebował żadnych danych? Kluczem do ostatecznego wyjaśnienia zagadki mógł być Sylwester Bal, oczywiście, gdyby wcześniejsze założenie traktować serio. Kto polecił krawca Kinzlowi? Przecież według Hillela Szczęściarz szył tylko z polecenia.

Od stawianych pytań mogła rozboleć głowa. Postanowił jeszcze tego samego dnia po południu wykorzystać informację przekazaną przez Mosze i zejść do podziemi.

Chaim Berger wrócił po dwóch godzinach na miękkich nogach. Baba przywitała go od progu wiązanką, a gdy się nagardłowała, nadstawiła uszu, spoglądając szyderczo na przerażoną Wilgę.

– Czerkieski gada, że to ona, i żeby ją przeprosić – ruszył do patelni i bez pytania wziął do ręki usmażony kawałek mięcha.

– Niech chuj sam przeprasza – warknęło babsko, grożąc mu palcem.

– Mówił, że będzi wielka awantura i lepij ją puścić.

De Brie nie czekała na finał małżeńskiej pogawędki. Kiedy Chaim raczył się chabaniną, wstała i niezatrzymywana wyszła, słysząc za plecami pomstowania babsztyla. Nic nie jest takim, jakim się wydaje, przypomniała sobie ulubioną maksymę Sterna, idąc szybkim krokiem na stancję.

Skąd brodacz znał Czerkieskiego i kim był tajemniczy mężczyzna, nazywany „elegantem”? Co się stało z Leą? Nie chciała się nawet domyślać, w czyje ręce mogła trafić.

Weszła w Oficerską, w której mgła ścieliła się przy gruncie jak gaz bojowy. Minęła młodziutką kurwę w obcisłej kiecce, palącą zachłannie papierosa niedaleko wejścia do restauracji. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, dziewczyna uśmiechnęła się wymownie do Wilgi.

Nie odwzajemniła tego uśmiechu, lecz przeszła na drugą stronę, dzwoniąc obcasami o bruk. Latarnie dawały słabe oświetlenie, zaniepokojona rozglądała się czujnie wokół. Gdy mijała ukraińską bursę (w której niedawno gościła delegacja młodzieży niemieckiej Hitlerjugend), usłyszała przez uchylone okno napastliwy, chamski głos. Ktoś słuchał w radiu przemówienia Adolfa Hitlera. Goniło ją trzykrotne Sieg Heil, więc przyśpieszyła kroku i pomyślała o nienakarmionej kotce.

W tym samym czasie Jakub Stern przeciął Rynek, pokonał Ruską i znalazł się na stopniach kościoła pod dumnym napisem: Soli Deo Honor et Gloria. Zajrzał do środka. Śpiew wiernych urwał się dokładnie w tym momencie, jakby właśnie on przeszkodził w mszy świętej. Ksiądz wszedł na ambonę ozdobioną złotym aniołem i odkaszlnął: „Powiadają, że Bóg umarł. Powtarzają to hasło rozmaitej maści ateusze. Wsłuchują się w głosy ze Wschodu, gdzie rządy przejął wąsaty szatan spod znaku sierpa i młota...”.

Jakub przeżegnał się i wycofał na palcach do wyjścia. Potem ruszył do narożnego budynku przy Ormiańskiej pod numerem 36, stosując się ściśle do instrukcji Halewiego.

Otworzył ciężkie stalowe drzwi pomalowane na zielono i wszedł do klatki schodowej. Minął drewniane schody prowadzące na górę i znalazł wnękę, za którą znajdowały się jeszcze jedne stalowe drzwi z zardzewiałą gałką żeliwną. Przekręcił ją i naparł z całych sił. Masywna ściana z metalu poddała się ze skrzypieniem. Teraz nie było już odwrotu.

Słyszał o tych podziemiach, ale dotąd nigdy ich nie oglądał. Rozpościerały się pod kościołem i klasztorem Dominikanów, ulokowanym na planie starej warowni Daniłowicza. Krążyły o nich nieprawdopodobne opowieści. Okryły się złą sławą po tym, gdy jeden z niedoświadczonych poszukiwaczy skarbów (wyposażony w lampę naftową, zaopatrzony w suchary i butelkę wina w plecaku) zabłądził w nich. Jego obgryzione przez szczury ciało i stłuczoną butelkę znalazł po roku taki sam jak on amator wrażeń. Mówiono, że istnieje drugi, a nawet trzeci poziom lochów, lecz nikt tego nie sprawdził.

Schodził po wąskich i stromych schodach w mroczną czeluść, rozświetlaną migoczącym światełkiem, jaki dawała świeca w lichtarzu przymocowanym przez kogoś do ściany. Przeciąg niebezpiecznie przechylał płomień, więc posuwał się ostrożnie po nierównej kamiennej posadzce, by go nie zgasić. Wkrótce światełko znikło i wokół zapanowała ciemność. Posadzka obniżała się wyraźnie i Stern oparł się o ścianę, by nie stracić równowagi. Pod palcami miał zimny, chropowaty kamień. Przeszedł po omacku kilkadziesiąt kroków, dotarł za zakręt i trafił na kolejne schody. Zastanawiał się, czy nie przyświecić sobie zapalniczką. Właśnie sięgał do kieszeni po wysłużonego ronsona, gdy nagle poraził go blask latarki. Stanął jak wryty. Po kilku sekundach, gdy oczy przywykły do światła, dostrzegł postawnego mężczyznę w habicie, z twarzą zasłoniętą kapturem.

– Hasło? – zapytał nieznajomy groźnie.

– Fares – odpowiedział Jakub, starając się, by przekazane mu przez Halewiego słowo zabrzmiało tak, jakby wypowiadał je dziesiątki razy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Akuszer śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra
Paweł Jaszczuk
Paweł Jaszczuk - Plan Sary
Paweł Jaszczuk
Paweł Jaszczuk - Marionetki
Paweł Jaszczuk
Catherine Coulter - Godzina śmierci
Catherine Coulter
Rachel Caine - Pocałunek śmierci
Rachel Caine
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
William Wharton - Niezawinione Śmierci
William Wharton
Paweł Huelle - Weiser Dawidek
Paweł Huelle
Paweł Huelle - Mercedes-Benz
Paweł Huelle
Отзывы о книге «Akuszer śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x