Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Akuszer śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Mężczyzna odchrząknął i skierował światło latarki w stronę nowego korytarza.
Stern udał się we wskazanym kierunku. Po przejściu kilkunastu metrów natknął się na makabryczną przeszkodę: trumnę, z której wystawała zasuszona ręka ludzka. Ostrożnie zrobił nad nią krok i dotarł do kolejnej wnęki, zwieńczonej łukowym sklepieniem. Tu zapalił zapalniczkę i schylił się instynktownie. Pod sufitem wisiało kilka nietoperzy, wciśniętych między stare cegły. I wtedy naszła go niepokojąca myśl, że nie pamięta już drogi powrotnej i że sam, bez pomocy przewodnika w kapturze, nie wróci na powierzchnię. Zastanawiał się, ile jeszcze czeka go korytarzy, gdy dostrzegł drewniane drzwi i szparę, przez którą sączyło się blade światło.
Otworzył je i zaniemówił. Przyglądał się dywanom i połyskującym stołom, nad którymi zwisały nisko lampy naftowe. I nie były to stoły do bilardu ani karciane stoliki pokryte suknem, przy których stałyby wygodne fotele lub krzesła, lecz wykonane z mahoniu, połyskujące srebrnymi okuciami stoły do gry w cymbergaja! Na szklanym blacie opartym na trójnogu leżała księga w skórzanej oprawie – Wielka księga cymbergaja.
Kiedy przewrócił jej stronę tytułową, podszedł najprawdziwszy Murzyn w liberii. Podał Sternowi kieliszek szampana i odszedł. Gdy Jakub wypił orzeźwiający musujący napój, pojawił się przed nim człowiek w masce kota i znowu podał mu coś do picia. To coś przypominało smakiem cierpkie, mocne wino. Już po krótkiej chwili Stern był pijany i kręciło mu się w głowie. Siadł dla odpoczynku na wyfroterowanym stole i wyjął z kieszeni drobne, zamierzając grać. Pomieszały mu się strony świata. Nie wiedział, gdzie jest wyjście ani wejście. Ostatkiem woli ruszył na poszukiwania, trzymając się ściany.
– Taka próba może zakończyć się dla ciebie katastrofą – usłyszał impertynencki głos za plecami.
Obrócił się i wtedy ktoś go popchnął. Z wykręconą ręką trafił do jakiejś nory, gdzie zdarto z niego ubranie i narzucono nań szlafrok. Drzwiczki zatrzasnęły się za nim. Był w drucianej klatce.
– Za chwilę przejdziesz sprawdzian, Stern – poinstruował go ten sam głos z boku. – Jeśli go zaliczysz, być może będziesz wolny.
Czyj to głos? Słyszał go kiedyś, lecz dawno. A więc wiedzą, kim jest? Skąd? Próbował się wyrwać. Schwycił drucianą siatkę, lecz natychmiast oberwał w palce i upadł na klepisko.
Ktoś zaświecił mu w oczy latarką, a kiedy próbował się podnieść, zobaczył przed sobą łóżko, a na nim przykrytą pledem kobietę. Wokół klatki pojawili się gapie w kocich maskach. Szarpali za siatkę i syczeli jak prawdziwe koty.
Nieoczekiwanie między nimi zrobiła się wolna przestrzeń. Pokazała się kobieta w masce, ubrana w turkusowy żakiet. Podniosła gong i uderzyła w niego drewnianą pałką. Rozmowy przycichły.
– Niech pan wstanie!
– Wstań, wstań, wstań! – usłyszał krzyki ze wszystkich stron.
Stern podniósł się, zakrywając się połami szlafroka, co wywołało lawinę śmiechu. Ktoś zrobił mu zdjęcie: jasny błysk na sekundę wprawił go w osłupienie. Chodził wokół łóżka, wzbudzając falę pogardy.
– Tchórz!
– A ja wierzę w pana – zachęcała go kobieta, która po raz drugi uderzyła gong, a wtedy zebrani zaczęli rytmicznie klaskać.
Stern przełknął ślinę. Kobieta przed nim odsunęła koc i została w jaskrawoczerwonym dessou. Czerwień, ten kolor był dla niego ostrzeżeniem. Granicą, której pod żadnym pozorem nie wolno przekraczać. Nad nim był kościół Dominikanów. Ambona z pozłacanym aniołem. Poprzecinane kanałami ulice. Samochody i dorożki. Jego miasto, którego nagle się wyrzekł. Kiedy chciał się wycofać, kobieta z całej siły złapała go za ucho i pociągnęła w stronę łóżka, jak małego chłopczyka. Tłum wył z zadowolenia. Niewiasta zrzuciła okrycie i wiła się przed nim. Próbował się wyrwać, lecz teraz dla odmiany złapała go za nos i pociągnęła na łóżko, ku zadowoleniu gawiedzi.
Zdarła ze Sterna szlafrok i obscenicznym ruchem wytarła nim piersi i łono.
– Teraz! – krzyknął muskularny mężczyzna, ubrany w czarny garnitur, mierząc do Sterna z pistoletu. Masz pięć sekund albo nigdy stąd nie wyjdziesz.
Jakub nasunął się na kobietę, która z zadowoleniem przyglądała się zaszokowanemu kochankowi, rozchylając lubieżnie nogi.
– Pomóżcie mu! Nie ma dziś, biedak, dupociągu?
Ktoś wetknął do środka długą drewnianą żerdź i dźgnął Sterna w plecy, by go pobudzić do ruchów. Ostry ból pod łopatką sprawił, że posłusznie położył się na kobiecie. Mężczyzna dźgnął go powtórnie, tym razem w nerkę, i Stern zawył z bólu. Bezwolnie zaczął się wyginać, udając, że wykonuje polecenie. Kolejne dźgnięcie, które dosięgło go w szyję, nie pozostawiało złudzeń, więc ze strachu zaczął wykonywać rytmiczne ruchy. Po chwili poczuł słodki oddech kobiety. Trzymała w ustach malinową landrynkę. Nie mogła więc krzyczeć i tylko dyszała pod nim, czekając, aż zakończy swój męski sprawdzian. Nagle jej ciało przeszedł dreszcz. Instynktownie przyciągnęła swego partnera, by wepchnąć językiem w jego usta malinową słodycz, a potem sprężyła się i znieruchomiała.
Na ten widok wycie gawiedzi zamieniło się w śmiech. Czyjś przeciągły gwizd sprawił jednak, że wszystko ucichło i furtka w klatce się uchyliła. Grubas w kociej masce jednym uderzeniem drąga zwalił Sterna z blondynki i rzucił w jego stronę zmięty szlafrok.
Jakub, kaszląc i plując, ubrał się i wtedy za siatką pokazał się gość w jasnym garniturze, czarnych okularach i z cygaretką w zębach. Jakub przełknął nerwowo cukierka. Wiedział, z kim ma do czynienia, choć mężczyzna wyraźnie przytył i nieco posiwiał.
– Wszystko stało się tak, jak chciałaś, Różo. Jeśli masz życzenie, puścimy go wolno, a jeśli nie, każę go zamurować w jakiejś wnęce.
Stern odrętwiały czekał na rozwój wydarzeń. Kobieta nazwana Różą włożyła karminową halkę, pas i pończochy, a kiedy uchyliła furtkę, Jakub rzucił się za nią i wstawił nogę między pręty, lecz szybko ją cofnął, gdyż silne kopnięcie grubasa omal nie pogruchotało mu kości.
– Jesteś żałosny, Stern! I dziwi mnie, że właśnie ty, dobrze zapowiadający się prawnik, nie nauczyłeś się jeszcze, o co w tym gównianym życiu chodzi – wycedził Sylwester Bal. – Ale dam ci ostatnią szansę. Róża będzie twoim sędzią. Co o tym sądzisz? Przestałeś myśleć? To bardzo dobrze. Nareszcie zrozumiałeś, że masz przestać myśleć.
Lniane włosy kurwy przypominały mu Annę, którą kochał, która na próżno czekała na niego na Pohulance, i która nawet się nie domyślała, że na własne życzenie wpakował się w diabelne tarapaty.
Przerwał ckliwe rozmyślania. Na napuchniętej wardze kobiety dostrzegł kropelkę krwi. Oblizała ją, a potem spojrzała na niego ciut dłużej, może zastanawiając się, czy warto go ocalić.
– Chciałeś zabawić się moim kosztem, Stern? Ale ja wiedziałem, że tu przyjdziesz. Mosze nie jest idiotą, dostał nauczkę na całe życie. Tak skończy każdy, kto ma za długi język. Wczoraj opuścił szpital i wyjechał z bratem do Jaworowa. Życzyłem mu szczęśliwej podróży – mądrzył się Bal. – Mam na kliszy twoje śliczne zdjęcie, redaktorku. Co zrobisz, gdy wyślę je do twojej kochającej żony? Może i jej spodoba się zgrabna baba z wielkimi, różowymi cycami?
Stern zacisnął pięści, gotów jeszcze raz rzucić się na klatkę.
– Odwiedziłem twoją żonkę w aptece i sam nie wiem, dlaczego mój widok wywołał u niej paniczny lęk. Chciałbym widzieć jej minę, gdy wyciągnie z koperty twoje zdjęcie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Akuszer śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.