Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Widzę, że męczy pana jakaś okropna myśl, która nie jest związana z chorobą pana mamusi – powiedział doktor, wypisując receptę i przystawiając pieczątkę. – Myślałem, że zapyta mnie pan o uciekiniera?

– Dlaczego?

– Przed panem byli tu już inspektor Zięba, a wcześniej jakiś pobudliwy komisarz z komendy miejskiej, co ciągle gadał po łacinie. Wybaczy pan, lecz nie pamiętam nazwiska. I każdy oczekuje ode mnie cudów.

– Ja nie! – odparł Stern, wstając z krzesła.

– A więc nie jest pan ciekaw, do czego jest zdolny nasz zbiegły pacjent?

Stern przysiadł nerwowo na krześle. Czekał. Z każdym słowem wypowiadanym przez psychiatrę tężał, jakby za plecami czaił się uwolniony z kaftana Wiesław Charewicz. Usłyszał o trudnym dzieciństwie, o matce, która zostawiła go zaraz po porodzie i uciekła z kochankiem, o wychowaniu przez zgorzkniałą ciotkę, o jakichś makabrycznych wspomnieniach z domu dla sierot prowadzonego przez siostry zakonne. O gwałtach, sadystycznych praktykach, jakich podobno był świadkiem, lecz ani słowa o ojcu, zupełnie jakby w grę wchodziło niepokalane poczęcie.

– Obowiązuje mnie tajemnica lekarska, ale nie zdradzę jej, gdy delikatnie napomknę o niezwykłej idee fixe naszego pacjenta.

– Jakiej?

– Chce zbawić świat. Do tego w pojedynkę! On nie jest prymitywnym zabijaką. To zbrodniarz marzyciel. Potrafi budować swój plan metodycznie jak średniowieczny architekt katedrę. Ostatnio radykalnie zmienił wygląd. Zgolił brodę, zapuścił wąsy. Wyraźnie odmłodniał. Jest niebywale sprawny fizycznie, dzień w dzień ćwiczył szwedzką gimnastykę. Co dziwniejsze, zaczął chodzić do naszej kaplicy szpitalnej na msze. Ksiądz chwalił go, że sumiennie odmawiał różaniec. Interesuje go medycyna i czyta z zainteresowaniem medyczne książki.

– Jak...

– Jak uciekł? – Wawdysz spojrzał surowo. – Nawet pan by się nabrał, panie redaktorze. Ulepił z czarnego chleba fenomenalną replikę browninga i sterroryzował tym pielęgniarza. Facet grzecznie podniósł rączki, no i wtedy dostał solidnego kopa w jaja. Nasz zbieg przebrał się w jego ubranie i niezatrzymywany wyszedł z oddziału. Po drodze zajrzał do magazynu medycznego i wyniósł torbę z narzędziami chirurgicznymi. Odwiedził jeszcze warsztat obsługi technicznej. Ukradł inżynierowi Szwedowi ubranie i motocykl. Krew i cierpienie nie są dla niego przeszkodą, lecz jeszcze silniej motywują do zbrodniczego finału. Kiedy zbudzi się w nim bestia, lepiej, panie Jakubie, zejść mu z drogi.

Jakub wstał i podziękował doktorowi za wyjaśnienia. Zabrał z biurka receptę i schował ją do portfela. Wawdysz śledził za nim wzrokiem.

– Gdyby pan go spotkał, proszę go ode mnie pozdrowić – zakończył.

– Kogo?

– Rzecz jasna Charewicza.

Rozmowa wprawiła go w dziwny niepokój. Zbiegł z ganku na szutrową alejkę, minął dwie ozdobne kamienne kule, lecz nie uszedł pięciu kroków, gdy ktoś zawołał go po nazwisku.

Obrócił się. Przed nim stał wysoki, żylasty pielęgniarz, ten sam, którego widział przed rokiem, w czasie odwiedzin u matki.

– Wiem o czymś, co może się panu redaktorowi przydać – rzucił, odciągając go za dorożkę, jakby się bał, że ktoś może zobaczyć ich razem.

Stern nadstawił uszu.

– Domyślam się, kto podrobił pieczątkę doktora Wawdysza na przepustce, a może nawet pomógł mu uciec – dodał.

Gdy pielęgniarz opisał mu wygląd mężczyzny, redaktor zaniemówił.

– Mówi pan, że był chudy i na lewym oku miał bielmo.

– Nie zapomina się takich kreatur. Żyd gapił się na mnie tym zdrowym, świdrującym okiem, jakby szydził.

Portret pasował, wypisz wymaluj, do Mosze Halewiego.

– Nie myli się pan?

– Skąd. W czasie pobytu Charewicza na oddziale nikt prócz tej łazęgi nie odwiedzał go. Tu chorzy latami oglądają siebie albo ściany. Rodziny dawno się ich wyrzekły.

– Dlaczego pan mi o tym mówi? – zapytał Jakub, obserwując zatroskaną twarz sanitariusza.

– Kiedy przyszła policja, zrobili ze mnie kozła ofiarnego. Powiedzieli, że byłem z nim w zmowie. Zabrali mi premię i obniżyli pobory. Pułowica niedawno straciła pracę w gilzach, a do wykarmienia cztery głodne gęby. Proszę, niech mi pan, panie redaktorze, pomoże.

Stern obiecał zająć się sprawą i podziękował pielęgniarzowi za cenną informację. Kiedy wracał do miasta dorożką, jeszcze długo czuł uścisk monstrualnej, żylastej dłoni.

Wilga zatrzymała się na Zielonej, obok atelier fotograficznego, którego witrynę zdobiły zdjęcia mężczyzn i kobiet w gustownych kapeluszach. Wyjęła z torebki list Halewiego i jeszcze raz przebiegła go wzrokiem. Policzyła w myśli do trzech, a potem zeszła po zdeptanych schodkach do sutereny i zapukała do drzwi obłażących z farby. Kiedy się zastanawiała, czy nie lepiej by było, gdyby to Stern stał na jej miejscu, drzwi się otworzyły i pokazała się w nich ruda kobieta z tłuczkiem do mięsa w dłoni.

– Pani Sara Berger?

– A bo co?

– Miło mi panią poznać – zaczęła. – Przychodzę od Mosze Halewiego.

– Nie znam żadnego Mosze Halewiego – odparowała bezczelnie ruda.

– Jest pani jego ciotką – wyrwało się Wildze.

– Dobrze wiem, czyją jestem ciotką, ale akurat tego bękarta nie pamiętam! – stwierdziła, przekładając tłuczek z ręki do ręki.

Za plecami kobiety pokazała się rozczochrana męska głowa.

– Gada, że od Halewiego – powiedziała cicho, nie obracając się.

– Może kwatery szuka? – zapytał mężczyzna, z zacięciem dłubiąc w wielkim jak kartofel nosie.

De Brie stała niezdecydowana, zastanawiając się, jak zakończyć niefortunnie rozpoczętą rozmowę.

– Chciałam przekazać pozdrowienia Lei.

Na dźwięk imienia dziewczynki mężczyzna odsunął kobietę na bok, robiąc niespodziewanie przejście.

Wilga zawahała się, to wystarczyło, by mężczyzna stanął za jej plecami.

– Niech wejdzi – rzuciła krótko gospodyni, wykrzywiając usta w sztucznym uśmiechu. – Syrdeczni zapraszamy.

– Nie widzi, że muchy lecą? – usłyszała słowa zachęty gospodarza.

– Boi się czego? – Oczy kobiety poruszyły się nerwowo za grubymi, napuchniętymi powiekami.

Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, ledwie tylko weszła za próg. Wilga ujrzała przed sobą jednoizbową ciemną norę, wypełnioną bambetlami, z niezasłanym żelaznym łóżkiem, na które padało blade światło z małego umieszczonego pod sufitem okienka.

– Niech siada. – Mężczyzna nie był już taki uprzejmy i pchnął ją na taboret. – I niech mówi od początku, kto ją nasłał. Tylko niech, kurwa, nie kręci!

Wilga przedstawiła się, powiedziała, że pracuje w „Kurierze”, i wyjęła z torebki kartkę, którą dał jej Stern. Kobieta wyrwała ją i podała mężczyźnie. „W suterenie mieszka Sara Berger – dukał, podsuwając list pod okno – moja przyszywana ciotka, i jej mąż Chaim.

Niech Pan im pokaże tę kartkę, a przekona się, że Lea jest cała i zdrowa”.

– Coś tu, Sara, śmierdzi! – powiedział mężczyzna i strzyknął nerwowo przez zęby.

– Ale co?

– Gówno! Tu jest napisane: pan, a nie pani!

– To kartka od pana Halewiego – próbowała wyjaśnić de Brie. – Dostałam ją od...

– Zamknij ryja! – ryknął gospodarz niespodziewanie.

– I co teraz mamy z nią zrobić? – zapytała niewiasta, drapiąc się pod wielkimi piersiami.

– Rób, co chcesz.

– Ja? Dlaczego ja?

– A czemu, kurwa, ja? – wrzasnął i schował kartkę do kieszeni. – Co, mam urąbać łeb tej klępie?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Akuszer śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra
Paweł Jaszczuk
Paweł Jaszczuk - Plan Sary
Paweł Jaszczuk
Paweł Jaszczuk - Marionetki
Paweł Jaszczuk
Catherine Coulter - Godzina śmierci
Catherine Coulter
Rachel Caine - Pocałunek śmierci
Rachel Caine
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
William Wharton - Niezawinione Śmierci
William Wharton
Paweł Huelle - Weiser Dawidek
Paweł Huelle
Paweł Huelle - Mercedes-Benz
Paweł Huelle
Отзывы о книге «Akuszer śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x