Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W milczeniu obserwowała zalane słońcem wnętrze. Zapamiętała owalny marmurowy stół stojący na środku wysokiego pomieszczenia. Posiadał centralnie umiejscowiony otwór, służący do odprowadzenia krwi i nieczystości z jelit, które spłukiwano wodą z grubego, czarnego szlaucha. Miał wgłębienie jak płytka wanna, lecz dodatkowo był wyposażony w skórzane pasy, którymi przypinano ciała, by nie zsunęły się na lastrikową posadzkę.

Stała w bezruchu, starając się nie oddychać, lecz trupi zapach, który skaził powietrze w sali, spowodował, że zebrało się jej na wymioty. W końcu poddała się i szybko wybiegła między pustymi trumnami na dziedziniec, by zatrzymać się na żwirowej ścieżce. Oddychała świeżym powietrzem jak wyrzucona na brzeg ryba. Patrzyła na kępę zieleni Cmentarza Łyczakowskiego, wznoszącego się w oddali. Przymknęła oczy, lecz wciąż widziała zalany formaliną żołądek wypełniony włosami. Jeszcze raz odetchnęła i odruchowo schyliła się nad trawnikiem, bojąc się, że za chwilę zemdleje.

Frycz podszedł do niej i objął ją ramieniem. Nie protestowała. Był szarmancki, jeśli można być szarmanckim kilka kroków od miejsca, w którym kroi się ludzkie zwłoki. W jakimś momencie poczuła, że coś z nim jest nie tak.

– Pan się śmieje?

Przytrzymał ją przy sobie. Delikatnie, tak że gdyby chciała, mogłaby się uwolnić.

– Najmocniej przepraszam, ale gdyby widziała pani to, co ja, nic nie robiłoby już na pani wrażenia. – Spojrzał jej w oczy, aż speszona spuściła wzrok.

Stern przerwał Wildze rozmyślania. Wstał ciężko zza biurka i dosunął głośno krzesło, aż podskoczyła.

– Oskar Frycz, od kilku dni wciąż o nim słyszę. Zięba mówił, że wysoko zajdzie. Przytaknęła, zamyślona.

– Już czwarty dzień z rzędu... – próbowała szybko zmienić temat.

– Co?

– Jak to co? Wieczorna mgła.

Słuchawkę podniosła wdowa po nadradcy, pani Adelajda Koszko. Wpierw myślała, że to pomyłka, ale miły pan zakomunikował, że otrzymał ten numer od pani Lukrecji. Mężczyzna powiedział, że jeśli nie sprawi kłopotu, zadzwoni po szóstej wieczorem.

Wdowa zdziwiła się trochę tej Lukrecji, lecz kiedy zapytała o to pannę Wilgę, dziennikarka szybko wyjaśniła pomyłkę.

– Na bierzmowaniu przyjęłam imię Lukrecja i czasem go używam – skłamała na poczekaniu.

– Rozumiem, że gdyby ten sam pan odezwał się ponownie – wdowa poprawiła koczek i spojrzała wymownie na Wilgę – mam przełączyć rozmowę do pani pokoju?

Wilga przytaknęła, a Koszko odeszła, głowiąc się, cóż to za tajemniczy kawaler dzwoni do jej sublokatorki, wtedy gdy odwiedził ją sławny redaktor Jakub Stern z „Kuriera”.

Dokładnie trzy po szóstej odezwał się telefon i pani Koszko powiedziała uprzejmie, że przełącza rozmowę do Lukrecji.

– Dzwonię z polecenia od pewnej pani – mówił męski głos – czy mogę prosić panią Lukrecję?

– Niestety, leży w łóżku – powiedział Stern, przykrywając mikrofon chusteczką – źle się czuje – powtórzył za Wilgą.

– Rozumiem, że decyzja już zapadła?

– Tak. Nie możemy dłużej czekać. Lukrecja skarży się na bóle.

– Usługa kosztuje pięćset złotych, bez targowania.

– A gdyby zechciał pan... – Stern próbował zyskać na czasie.

– Mówiłem, że bez targowania.

– Gdzie mamy przyjechać i o której? – zapytał, patrząc na Wilgę.

– Jutro...

– Jutro? – przerwał mu Stern.

– Kwadrans po szóstej – ciągnął stanowczo mężczyzna – pójdzie pan sam do Wiedeńskiej z odliczonymi pieniędzmi w dwudziestozłotowych banknotach. Mają być w szarej, zaklejonej kopercie. Zajmie pan miejsce pod oknem i będzie czekał.

– Na co?

– Na telefon.

– Jaki telefon?

– Ktoś zadzwoni, a kelner poprosi pana do szatni.

– Co dalej?

– Dowie się pan we właściwym czasie.

– A zabieg? Gdzie będzie zabieg?

– Nigdy nie podaję miejsca, przyjadę, gdy będzie trzeba – dodał mężczyzna i się rozłączył.

– No, rybka połknęła haczyk – powiedział Stern, zacierając ręce, i natychmiast przypomniał sobie obietnicę, którą złożył inspektorowi Pod Gwiazdką, i feralną wyprawę do lwowskich podziemi. Miał informować Ziębę o wszystkim, jeśli oczywiście chciał liczyć na jakąkolwiek pomoc. Wsparcie, rzecz jasna, w niektórych sytuacjach było ważne. Skonstatował, że akurat w tej sprawie i na tym etapie nie powinien się jeszcze zbytnio śpieszyć. Ostatnio sporo inspektorowi zawdzięczał, lecz biorąc ogólny bilans ich współpracy, dopiero teraz ich rachunki się wyrównały. Znał, na wszelki wypadek, jego prywatny numer telefonu i (według zapewnień) o każdej porze mógł zadzwonić.

Analizowali z Wilgą słowo po słowie telefoniczną rozmowę. Co znaczyło: „Nigdy nie podaję miejsca, przyjadę, gdy będzie trzeba”?

De Brie uważała, że to typowy zwrot, z którego niewiele wynika. Jemu zaś wydawało się, że żadne słowo rozmówcy nie było przypadkowe.

– Czym ma przyjechać? Tramwajem, dorożką, samochodem?

– Boże, czy to takie ważne?

– Bardzo ważne!

– Jest nader ostrożny. Nie podał też miejsca zabiegu, bo za każdym razem je zmienia.

– Wybiera je starannie – powiedział Jakub. – Obserwuje otoczenie, zanim wkroczy do akcji. Poprzednie lokum wybrał idealnie. Dom z rusztowaniem przy Akademickiej. Wpadłabyś na to? Setki przechodniów, tramwaje, samochody. Na dodatek manifestacja bezrobotnych. W każdej chwili mógł się zapaść pod ziemię.

Przez blisko godzinę dociekali, w jaki sposób akuszer wynajmował mieszkanie i czy miał wspólnika. Ustalili też w końcu swoje role. Wilga z małą walizeczką miała się kręcić przy ulicy Legionów, przy sklepie Staszkiewicza, jakby wyczekiwała na samochód lub dorożkę. Jakub zgodnie z telefoniczną instrukcją powinien czekać na telefon w Wiedeńskiej.

Zaczęło się odliczanie. Do spotkania z akuszerem pozostały już tylko dwadzieścia trzy godziny.

Tak jak się spodziewał, po powrocie do domu usłyszał niekończące się wymówki, lecz wcale nie z powodu późnej godziny, ale zaniedbania. Anna nie mogła zrozumieć, dlaczego od kilku dni się nie goli. Czemu z uporem wkłada najgorszą koszulę i stary garnitur, choć szył nowy śliczny kostium na miarę? Tłumaczyła jego zachowanie tym, że jak większość mężczyzn koło czterdziestki przechodzi poważny kryzys. Za to dzieci nie zawracały sobie głowy wyglądem ojca i nie odstępowały go na krok. Kasia przyniosła mu zeszyt od polskiego, by pochwalić się celującą oceną za wypracowanie, a Piotruś zaciągnął go do pokoju przed zamek z klocków, w którym mieszkał zły czarownik.

Po kolacji, gdy zostali w sypialni sami, Anna otworzyła okno i włączyła radio. W ogrodzie kropił wiosenny deszcz. Spiker przejętym głosem przedstawiał kronikę kryminalną. Poinformował słuchaczy o katastrofie samochodowej hrabiego Raczyńskiego, a potem odczytał dobrze znany komunikat o poszukiwaniu zbiega: „Prokurator przy Sądzie Okręgowym we Lwowie poszukuje zbiegłego Wiesława Charewicza, syna Adama i Heleny, lat 49, oskarżonego z artykułu 79 kodeksu karnego. Rysopis zbiegłego: wysoki, barczysty, regularne rysy, blondyn, uczesany z przedziałkiem, twarz golona, nos prosty, mocne łuki brwiowe, delikatne usta, nosi się z pańska, z krawatem, barwa oczu ciemna...”.

– Boże, jeszcze go nie złapali?

– Niestety, poszukiwania wciąż trwają – odpowiedział, nie otwierając oczu. – To bardzo chytry przeciwnik.

– Chyba nie twój – rzuciła nerwowo. – Ty się w to, Kuba, nie wplątuj! Nie odpowiedział. Głośno przełknął ślinę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Akuszer śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra
Paweł Jaszczuk
Paweł Jaszczuk - Plan Sary
Paweł Jaszczuk
Paweł Jaszczuk - Marionetki
Paweł Jaszczuk
Catherine Coulter - Godzina śmierci
Catherine Coulter
Rachel Caine - Pocałunek śmierci
Rachel Caine
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
William Wharton - Niezawinione Śmierci
William Wharton
Paweł Huelle - Weiser Dawidek
Paweł Huelle
Paweł Huelle - Mercedes-Benz
Paweł Huelle
Отзывы о книге «Akuszer śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x