Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Foresta Umbra
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Foresta Umbra: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Foresta Umbra»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Foresta Umbra — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Foresta Umbra», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Stażysta zbaraniał. Wyszedł z gabinetu zamyślony i zderzył się na schodach z jeszcze bardziej zamyśloną Stopką. Oboje siebie nie widzieli i po zdawkowym „przepraszam” każde pomaszerowało w swoją stronę.
Stern także był zaskoczony. Sprawa - jak się wydawało - miała już swój finał. Odtrąbiono tryumf. Posypały się na tę okoliczność gratulacje i joby. Jego tekst stał się szlagierem, aż tu nagle zwala się na niego kolejny niezapowiedziany wyjazd.
- Zatrzymałem pana specjalnie, by przekazać osobistą prośbę. Prośbę nie moją, lecz pana Murofa. - Krezus zrobił tajemniczą minę. - Kiedy zadzwonił w czasie kolegium, obiecał zdradzić jakieś rewelacje. Szkopuł w tym, że obrał sobie pana za powiernika. Zaprasza pana do siebie, samego. Co pan na to?
Stern poczuł lekki zawrót głowy. Miał już gotową odpowiedź, lecz nie chciał narażać się Krezusowi. W swoim zawodzie najbardziej cenił niezależność, więc wszelkie polecenia, także i to, odbierał jako zamach na własną osobę.
- Zna pan moje ulubione powiedzenie? - Naczelny nie pozwalał się Sternowi dłużej zastanawiać.
- Że ludzie to świnie?
- Właśnie! - potwierdził zadowolony Krezus. - Chciałbym, żeby pan te ciekawskie świnie zaciągnął za sobą do kryjówki Murofa.
Powtórki z historii przyprawiały Sterna o mdłości, lecz tym razem, niestety, naprawdę jechał z Brodackim do Rowów. Był wściekły na cały świat i nie chodziło już o decyzję Krezusa. Miał osobiste powody. To, co usłyszał od Anny, wystarczyłoby na kilka spraw rozwodowych. Wbiegł do domu na chwilę, by spakować rzeczy i zmienić ubranie. Gdyby wiedział, co go czeka, kupiłby na mieście nowe lub, w najgorszym wypadku, rzuciłby zawód. Kolejne groźby, płacz, wreszcie szantaż. Szkoda słów, ale najbardziej chyba - Kasi.
Z zaciśniętymi ustami, gryząc od środka wargi, Jakub Stern liczył owce, potem chmury, a na koniec przydrożne drzewa. Rytmiczna gra silnika uśpiła go tak cudownie, jakby wąchał nasączoną chloroformem gazę. Skrzypienie sprężyn i skórzanej tapicerki na siedzeniach przypominało mu miły odgłos wiklinowego bujaka. W jednej chwili zniknęły Wzgórza Zniesieńskie i Góra Piaskowa na Kajzerwaldzie, pojawił się za to obraz jego gabinetu. Widział siebie, jak po przebudzeniu, pochylony nad mahoniowym biurkiem, rozwija podarowany przez Daniluka pakunek - lnianą ście- reczkę. Układa obok własne znalezisko, aranżując koszmarną kolekcję. Natchniony, niczym artysta, próbuje przekroczyć niewidzialną granicę, której strzeże zazdrośnie niema rzecz.
Kiedy był małym dzieckiem, naprawdę wierzył w czary. Zamykał oczy i unosił dłoń nad znalezionymi skarbami. Wymawiał zaklęcia i patrzył na słońce przez szkło ze stłuczonej imbirowej buteleczki. Chuchał na pokryty patyną zielony pieniążek, przenosząc się wyobraźnią w bajkowy świat. Przekraczał wtedy domy i ulice. Mieszał czasy, w jednej sekundzie wdziewając niemodny strój. Teraz w swym śnie, jak dawniej, uniósł dłoń nad stalową podkówką, wymawiając zaklęcie „muroforum-forumurof”.
Poczuł chłód, jak gdyby przedmiot złośliwie zamknął się przed nim niczym podrażniony małż w swej muszli. Wysilił wyobraźnię. Oplótł ją wokół wygiętej w łuk materii. Zapragnął być, choć na krótko, ptakiem. Teraz jestem kosem, pomyślał i - śniąc obok Brodackiego - był starym, osieroconym po śmierci hrabiny Pierre’em.
Śmigał między prześwitami drzew, mijając z niewyobrażalną prędkością grube konary i najeżone ostrymi igłami gałęzie Foresta Umbra. Zachwycony wolnością zatoczył łuk pod niebem, by nurkującym lotem celować w kępę drzew liściastych przy niewielkiej polanie. Sfrunął z pojedynczego buka i usiadł na wiotkiej leszczynie, przyglądając się tłumowi dwunożnych istot. Stamtąd, z bijącym sercem, obserwował okrutną scenę. Widział wszystko, lecz nie potrafił i nie chciał tego nazwać. I nie pragnął też tego pamiętać. Zatrzepotał energicznie skrzydłami, prostując zmoczone deszczem pióra. Przekręcił głowę w stronę porażającego światła, które strzeliło z czarnej skrzynki jak obudzone słońce. Zaciekawiony spojrzał na kobiecego trupa i przerażony czyimś siarczystym przekleństwem obudził się w samochodzie.
Zaspany patrzył z obawą na stażystę, jakby ten mógł podejrzeć jego dziwny sen. Lecz Brodacki nie obracał głowy. Powoli zjechał na pobocze, wyłączył silnik i z wrażenia szybko się przeżegnał.
Przed granatową maską tatry w szczerym polu odbywał się zdumiewający spektakl. Stern pierwszy raz w życiu widział taką ceremonię. Pasowałaby bardziej do jego snu niż do jawy. Młoda, śliczna Cyganeczka siedziała na koźle, a dwóch starych Cyganów podtrzymywało ją pod łokcie. Ubrana była odświętnie - biała suknia obsypana kolorowymi cekinami, czerwona róża we włosach - jakby na własny ślub jechała. Nadzwyczaj regularne rysy. Urzekająca zastygła maska piękna, powagi i spokoju. Wóz, którym podróżowała, udekorowany był dywanem łąkowych chabrów. Błękity i żółcie. Do tego feeria złotych półksiężyców i gwiazd wymalowanych na koźle, nad ich głowami. Kto by się domyślił, że to jej pogrzeb?!
Rozlegały się obowiązkowe w tej ceremonii śpiewy i zawodzenia, ale jakie! Żałobna fala przetaczała się z wozu na wóz, z końca na początek i ze środka taboru aż pod bezkresne niebo. Można by rzec, że to swojskie poleskie żaby lub natrętne syberyjskie klikusze. Niepokojący rytm tambury- nu i płacz tak przejmujący, jakby kogoś żywcem obdzierano ze skóry. I tłok na odludziu, na polnej wiejskiej drodze między Rowami a Zdunami, zupełnie jak w dzień targowy na Wałach Hetmańskich. Pobrzękiwanie uprzęży, pochrapywanie koni, ciężkie dudnienie kopyt, skrzypienie skórzanych pasów, brzęk janczarów, zapach ogniska, owsa i... czającej się wokół niewidocznej śmierci. I życia także. Bo ze środkowego wozu, który zatrzymał się na chwilę, wypadła w pole mała, nagutka postać. Stern, do reszty rozbudzony, patrzył, jak śniady brzdąc kuca za potrzebą. Malec z wielkim zainteresowaniem oglądał to, co zostawiał na spalonym słońcem ściernisku. Kiedy skończył, splunął jak dorosły, zerwał rosnący na poboczu mak i zwinnie wdrapał się na wóz.
Gdy tabor przejechał, kierowana przez Brodackiego tatra ruszyła w dalszą drogę. Pokonała groblę przy stawach, przecięła wiśniowe sady i zatrzymała się przy ceglanej kapliczce, gdzie ksiądz Stanisław, proboszcz w Rowach, samotnie admirował figurkę Najświętszej Panienki.
Z daleka chuda, zgarbiona sylwetka w sutannie przypominała stracha na wróble. Ten siwy strach sięgnął po kieszonkowy zegarek, otworzył go i odczytał godzinę, jakby się gdzieś spieszył. Ujrzawszy niespodziewanych gości, schował zegarek do kieszeni i podjął modlitwę. Zakończył ją oszczędnym znakiem krzyża, po czym wylewnie się przywitał. Chętnie też przystał na podwiezienie, zapraszając Sterna z Brodackim na plebanię.
Stern nie zamierzał osądzać faktów, a jednak myśl, że proboszcz specjalnie na nich czekał, zagnieździła się w jego głowie. Zresztą dość już miał tych zaskakujących przypadków. Nagłe telefony, szokujące wróżby, dziwne podarunki i ostrzeżenia. I jeszcze absurdalne ptasie sny, wtedy gdy się ich najmniej spodziewał. A teraz słowa powitania i zaproszenie tak serdeczne, że niepodobna się wykpić. I obraz bluszczu wspinającego się podstępem po nagrzanych słońcem cegłach. A także zakurzonej sutanny i pary zdeptanych skórzanych trzewików.
Pół godziny później, u siebie na plebanii, z malującą się w każdym słowie powagą ksiądz Stanisław objaśniał Sternowi pogański obyczaj.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Foresta Umbra»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Foresta Umbra» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Foresta Umbra» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.