Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Sto orgów w srebrze? I trzydzieści w złocie?!
Po drugim pytaniu Cetron zaczął mu się podejrzliwie przyglądać.
– Chyba nie masz zamiaru opuścić miasta...?
– Nie, ale jak wspomniałeś, będę działał po swojemu. Pieniądze przyślij mi najpóźniej koło południa.
– Skąd ja ci wytrzasnę taką sumę?
– Pożycz, ukradnij, wygraj na loterii albo sprzedaj tę kamienicę. I tak, jeśli nam się uda, odbijesz to sobie na Deargonie.
– Myślisz, że wziąłbym pieniądze od kapłana?
– Wiem, że je weźmiesz. Gdzie znajdę Kusara?
– W Barłogu, jak zwykle o tej porze. Idziesz do niego?
– Może później. – Altsin wstał, zachwiał się lekko i ruszył do drzwi, mężnie ignorując zawroty głowy i kolejną falę nudności. – Gdzie cię mogę znaleźć?
– Będę tu pewnie cały dzień.
– To dobrze. – Złodziej odwrócił się jeszcze w progu. – Aha, nie wysyłaj za mną ludzi, bo i tak ich zgubię. Mówię to, żebyś się niepotrzebnie nie denerwował.
Wyszedł, zanim Cetron zdążył zapewnić go o swoim całkowitym zaufaniu.
* * *
Ruszył na południe, do D’Artweeny.
To miejsce nie było właściwie dzielnicą. W każdym razie na żadnej oficjalnej mapie nie figurowało jako osobno wydzielony fragment miasta. Leżało tuż u ujścia Elharan, o rzut kamieniem od portu. Nie otaczał go mur, a i budynki nie wyróżniały się niczym szczególnym. Jednak każdy, kto przebywał w mieście dłużej niż trzy dni, wiedział, że nie należy się tam włóczyć bez celu.
Mieszkali tu czarownicy. Nie Mistrzowie Magii, ci od uznawanych aspektów, kroczący Ścieżkami Mocy. Nie ci z najpoważniejszych bractw i gildii, których zapraszano do pałaców arystokracji albo do książęcych rezydencji. Mieszkańcy D’Artweeny nie zajmowali się zabawianiem książąt i hrabiów, nie mieszali się do polityki, nie knuli pałacowych intryg, nie kopali dołków pod konkurencją i nie trawili czasu na roztrząsaniu przyczyn i sensu istnienia Wszechrzeczy. Zamiast tego zajmowali się magią. Tą najpowszechniejszą, od leczenia czyraków, podagry, chorych korzonków, spędzania płodów, rzucania i zdejmowania uroków. Przy czym była to często najpaskudniejsza magia, wymagająca grzebania w trupach lub przelewania galonów krwi, magia sięgająca po aspekty niemające nawet własnej nazwy lub poza Moc aspektowanych Źródeł.
Trzysta lat meekhańskiej dominacji odcisnęło co prawda swoje piętno na Sztukach uprawianych w księstwie, lecz nawet Wielki Kodeks nie zdołał złamać niezależności D’Artweeny. Aspektowane czary na trzy długie stulecia zdominowały lokalną magię, jednak oficjalne sztuki magiczne Imperium źle działały na morzu. Niemal wszystkie znane i uznawane przez Meekhan Źródła były przypisane do lądu. Istniały tylko trzy aspekty – Muszla, Zielony Mech i Sznur, które nie uginały się przed potęgą oceanu, lecz nawet w najlepszych latach w Meekhanie była tylko garść czarodziejów, władających którymś z nich. A Imperium nie po to wybudowało w Ponkee-Laa największy port kontynentu, żeby świecił pustkami. Przymykało więc oczy na miejsca, gdzie przesądni marynarze mogli zaopatrzyć się w amulety i talizmany, niekoniecznie praworządne, ale za to działające. Jednakże mimo iż Meekhańczycy opuścili ujście Elharan już prawie ćwierć wieku temu, aspektowane czary wciąż były uznawane za wyższą magię i żaden z Mistrzów, kształconych na uniwersytetach lub w powszechnie znanych czarodziejskich gildiach, za żadne skarby świata nie przyznałby się do jakiegokolwiek, duchowego nawet powinowactwa ze zgrają typów z D’Artweeny. I z całą pewnością większość byłaby zszokowana poziomem umiejętności tej zgrai.
Spotkać tu można było najróżniejsze indywidua. Dwie skańskie wiedźmy, przywiezione – bogowie wiedzą kiedy – przez jakiegoś pirata, sąsiadowały z bokheńskim nekromantą. Stary zaklinacz pogody zajmował tę samą kamieniczkę, co trójka młodych, całkiem urodziwych zielarek, których miłosne eliksiry znane były daleko poza miastem. Mieszkała tu też stara czarownica Mentelle, powszechnie posądzana o trucicielstwo, i pewien adept tajemniczej garreńskiej sztuki przyzywania zmarłych, ponoć były kapłan. Oraz wielu, wielu innych.
W D’Artweenie można było znaleźć radę na większość kłopotów i przypadłości dręczących zwykłych ludzi. Można też było, jeśli ktoś zachowywał się nieodpowiednio, nabawić się kłopotów i przypadłości, nieznanych większości zwykłych ludzi. W kontaktach z jej mieszkańcami liczył się przede wszystkim takt i umiar. Nawet potężna Liga Czapki starała się unikać zatargów z nimi. Każdy złodziej, rabuś czy morderca działał tu wyłącznie na własną rękę.
Altsin zaglądał tu dość często. Głównie dlatego, że Cetron utrzymywał nie najgorsze kontakty z większością mieszkających tu czarowników i czarownic, a kilku nawet zatrudniał na stałe. Jego dzielnica sąsiadowała z D’Artweeną i obie części miasta bardzo na tym korzystały, często więc posługiwał się młodym złodziejem jako posłańcem. Chłopak zamierzał zatem wykorzystać teraz te znajomości i odwiedzić Zorstean.
Zapukał do jej drzwi, starając się obojętną miną ukryć niepokój. Otworzyła osobiście. Z tego, co wiedział, przez ostatnie piętnaście lat tylko raz zatrudniła służącego, a i to na krótko.
Wyglądała jak sprzedawczyni słodyczy, żona piekarza, handlarka bakaliami. Niska, lekko przy kości, na oko koło czterdziestki. Altsin wiedział, że niejeden klient, przychodzący tu po raz pierwszy, brał ją za służącą albo kucharkę pani Zorstean-wal-Laweb – czarodziejki. Błąd, który kilku zarozumialców kosztował odprawienie z kwitkiem. Dopiero gdy ktoś spojrzał jej w oczy, ciemnoszare, spokojne i pewne jak ocean o świcie, wiedział, z kim ma do czynienia. To nie były oczy kogoś przywykłego do wykonywania poleceń.
Na jego widok uśmiechnęła się szeroko i od razu poczuł się niepewnie.
– Witaj, Zorstean.
Uśmieszek zgasł, cofnęła się o krok, wachlując dłonią.
– Fuj! Wystroiłeś się jak fircyk, a śmierdzi od ciebie gorzej niż od pijanego garbarza.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.