Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Poswawolić?
– Takiego określenia użył.
– Aha. Więc był zadowolony?
– Cholernie. Ugościł mnie resztką swoich dawnych zapasów, czymś, co nazywało się berdys... bergas?
– Bergoass.
– Całkiem smaczne, chociaż nie do końca zrozumiałem, co to jest.
– To, co odróżnia barana od owcy, marynowane w krowim moczu. – Cetron uśmiechnął się złośliwie. – Co? Znowu będziesz rzygał? Nie w tej komnacie, synu. Ale to nie bergoass cię wykończyło?
– Nie. – Altsin starał się oddychać powoli i głęboko. – To piwo. Mocne i cholernie podstępne. Po pierwszej półkwarcie nic nie poczułem, po czwartej zacząłem rozważać, czy by się do nich nie zamustrować. Szóstej nie pamiętam. Jesteś mi sporo winien.
– Pomyślę o tym.
Zjawił się Kerlan z dzbankiem i dwoma kubkami. Altsin duszkiem opróżnił jeden, potem drugi i trzeci. W tym czasie Cetron ledwo umoczył wargi, przypatrując mu się z uwagą. Złodziejowi zupełnie nie podobało się to spojrzenie.
– No dobra. – Opróżnił czwarty kubek i poczuł się lepiej, nawet głos jakby mu wracał. – Co znaczy to zaproszenie?
– Zaraz się dowiesz, bez pośpiechu. Na pewno nie opuszczałeś nocą portu?
– Już mówiłem. Nie. Ocknąłem się o świcie na molo. Sam. Omal się nie wykończyłem, żeby ta mittarska galera...
– Wystarczy. Cieszę się, że wszystko załatwiłeś, i naprawdę jestem wdzięczny. Resztę omówimy później.
– Na przykład moją zapłatę?
– To też.
Drzwi skrzypnęły i ktoś wszedł. Młody złodziej patrzył na niego, starając się przypomnieć sobie, skąd zna tę twarz. Po dwóch czy trzech uderzeniach serca przypomniał sobie. Zamknął oczy, otworzył. Spojrzał na Cetrona, unosząc wysoko brwi i oczekując wyjaśnień. W końcu ubrany w skromny, bury habit mężczyzna, wchodzący jakby nigdy nic do siedziby złodziejskiej gildii, nie mógł być Deargonem Kanewosem, Wielkim Skarbnikiem Świątyni Miecza.
Cetron i Kerlan nie zadali sobie trudu, żeby choć wstać od stołu. Przywódca gildii wykazał się jednak namiastką gościnności.
– Wasza wielebność życzy sobie krzesło?
– Coś sobie znajdę.
Głos kapłana był dziwny. Młody, energiczny, silny. Dziwny przez to, że nie pasował do twarzy, która wyglądała jak maska umieszczona na dziobie steranego setką sztormów okrętu: ospowata cera, ostre płaszczyzny policzków, głębokie oczodoły rozdzielone nosem, który przypominał ptasi dziób. Usta jak ślad po uderzeniu toporem. Twarz, którą można straszyć dzieci. Tylko oczy do niej nie pasowały, łagodne, brązowe, z tańczącymi w głębi ironicznymi błyskami.
Altsin patrzył w milczeniu, jak jeden z najpotężniejszych ludzi w mieście bez wahania idzie do kąta, przysuwa sobie krzesło do stołu i siada.
– Jest czysty – mruknął kapłan. – Na pewno nie zbliżył się do niego przez ostatnie kilka dni. Ani nie miał kontaktu z nikim, kto to zrobił.
Cetron wstał i radośnie klepnął młodego złodzieja w ramię. Kerlan uśmiechnął się z wyraźną ulgą. Altsin coraz mniej rozumiał.
– No to najważniejsze mamy za sobą. – Grubas usiadł i wyciągnął spod stołu pękaty gąsiorek, i kilka kubków. – Czerwonego rennosa?
– Chętnie. – Kapłan pociągnął ostrożny łyk, uniósł zdumiony brwi i opróżnił kubek do dna. – Znakomite. To, które podają w świątyni do wieczerzy, to prawdziwy sikacz, choć też ponoć rennos.
– Radzę sprawdzić brata, który zajmuje się zaopatrywaniem świątyni.
– Będę musiał.
Altsin siedział obok dwóch ludzi, stojących na czele nieformalnych potęg rządzących miastem i jakby nigdy nic omawiających zalety jakiegoś wina, i miał wrażenie, że lada moment ocknie się na zarzyganym molo z potwornym bólem głowy. A raczej miał taką nadzieję. Niepewnie sięgnął po gąsiorek, lecz Cetron usunął mu go poza zasięg rąk.
– Masz swoją wodę, synu. Niedobrze jest mieszać ale z rennosem.
Deargon dolał sobie jeszcze.
– Znalazłeś coś?
– Nie. Miałem mało czasu.
– Ja też. Jesteś pewien, że to on?
– Tak. Chociaż teraz może na to nie wygląda.
– Zdecydowanie nie wygląda. I dlaczego tak śmierdzi?
Dopiero teraz Altsin zorientował się, że mówią o nim.
– Długa historia. Ale działał dla najlepiej pojętego dobra księstwa.
– Jak my wszyscy.
Przez dłuższą chwilę w milczeniu popijali. Cetron, jego zastępca i kapłan wino, a Altsin wodę. Zaczynał mieć jej serdecznie dosyć.
– Powiedziałeś mu?
Zrozumiał, że przechodzą do sedna. Poprawił się na krześle, przygotowując na niespodziankę.
– Nie. Czekałem z tym na waszą wielebność.
Deargon uśmiechnął się samymi wargami. Dość sympatycznie. Spojrzał złodziejowi prosto w oczy.
– Synu. – Dziś widocznie nie tylko Cetron nabrał ochoty, żeby mu ojcować. – Dzisiaj w nocy skradziono Dengothaag – Miecz Reagwyra.
Powiedział to tak, jakby chodziło o beczkę śledzi. A przecież wiadomość była tej samej wagi, co gdyby powiedział: „Dzisiaj w nocy skradziono latarnię morską”. Albo: „Postanowiłem założyć w świątyni największy lupanar po tej stronie oceanu”. Lub też: „Straż miejska przestała brać łapówki”.
Katastrofa.
Miecz, a raczej dwie trzecie Miecza, bo zgodnie z legendą złamał się, gdy został wbity w paszczę mitycznej bestii, był najważniejszą relikwią w księstwie, którego stolicą było Ponkee-Laa. Altsin uważał za dyskusyjne, czy należał do samego Reagwyra, bo słyszał o przynajmniej trzech innych miastach, które jakoby posiadały prawdziwy Miecz boga, ale ważniejsze było to, że miecz ze świątyni w Ponkee-Laa wyglądał na prawdziwy, począwszy od rozmiarów, zbyt monstrualnych, aby mógł władać nim człowiek, a skończywszy na nazwie, która według podań miała znaczyć Pożeracz Mroku. Miecz z takim imieniem musiał należeć do boga, żaden zwykły szermierz nie nazwałby tak swojej broni. To jednak nie miało znaczenia, ktokolwiek go ukradł, okazał się samobójczym głupcem. Kapłani nigdy mu tego nie darują, a Świątynia miała dość złota, wpływów i Mocy, by wygrzebać złodzieja spod ziemi.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.