Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Popatrzyły na siebie i obie zaśmiały się głośno. Daghena wykonała jakiś swój plemienny gest.
– Ty, Szczurze, musiałeś upaść na głowę. Ja wozacką księżniczką? Na nic lepszego cię nie stać?
Spoważniał w jednej chwili i Kailean wiedziała, że głupi czy nie, będzie realizował swój plan.
– Widziałem tych ludzi, których utopiono w beczkach. Oni sami do nich weszli. Dobrowolnie. Ten nieszczęśnik, którego spotkaliście pod wieżą, sam wyłupił sobie oczy i sam odgryzł język. I cały czas próbuje się zabić. Nie dziwię mu się, ale jest w jego determinacji coś więcej niż tylko szaleństwo okaleczonego człowieka. A ja jestem w tej chwili najwyższym rangą Szczurem w prowincji i nie mam nikogo, kogo mógłbym posłać do hrabiego, a dałbym sobie łeb obciąć, że to ma coś z nim wspólnego. Więc poślę was, w nadziei, że nie pozwolicie się zdemaskować i zabić, choć wiem, że to łowienie potwora na przynętę z dzieci. A wy zrobicie, o co proszę.
– Bo?
– Bo Laskolnyk zaaprobował mój plan, a wy złożyłyście mu przysięgę. Nie Imperium, tylko jemu. I wolę nie wiedzieć, co jest w tym człowieku takiego, że wszyscy mu ufają i są gotowi dla niego walczyć i ginąć, ale skoro tak, wykorzystam to. Zrozumiałyście? Powiedział, że będziecie jego strzałą na wietrze, cokolwiek miałoby to znaczyć.
Powoli skinęły głowami. Jeśli Laskolnyk wiedział, sprawy wyglądały inaczej. Kailean uśmiechnęła się do Dagheny.
– Pamiętasz tę zabawę? Jeden na jednego w wysokiej trawie?
– Pewnie. Raz czy dwa w to grałam. Mała przyjemność.
Szpieg wodził między nimi wzrokiem.
– O czym mówicie?
– O stepowych podchodach. – Kailean uśmiechnęła się lekko. – Dwóch ludzi poluje na siebie, kryjąc się w wysokich trawach. Żaden z nich nie wie, gdzie jest wróg. Wreszcie jeden napina łuk i wypuszcza strzałę w niebo. Jest szansa, że przeciwnik spłoszy się, drgnie, uniesie nagle głowę, by śledzić lot pocisku, i tym samym zdradzi pozycję. Desperackie posunięcie, ale czasem skuteczne i...
– I jest też druga część tego powiedzenia – Daghena przerwała jej w pół słowa. – Strzała wypuszczona na wiatr często nie wraca do kołczanu. Kha-dar mówi, że mamy uważać. Że to bardzo niebezpieczne zadanie. Jakbyśmy same nie wiedziały. Jesteś gotowa, Kailean?
– Oczywiście. Ale nazwij mnie choć raz swoją drogą Inrą, a cię zatłukę. Zrozumiałaś, wasza wysokość?
– Oczywiście, moja droga, oczywiście.
– Za kilka dni wyruszacie. Generał da wam eskortę, należną wysoko urodzonym, a ja przez ten czas nauczę was kilku rzeczy. I nikomu ani słowa. Zobaczymy się wieczorem.
Odwrócił się i wyszedł. Tak po prostu.
ZACHÓD
Sztylet i morze
Światło na klindze miecza
Ten dzień zapowiadał się wyjątkowo parszywie. Słońce wschodziło powoli, ozłacając kolejne dzielnice miasta, przepędzając cienie i szczury do kanałów oraz z wyjątkową złośliwością nadając wszystkiemu szlif nowości i piękna. Po bladobłękitnym niebie łagodny wietrzyk pędził kilka różowych obłoczków, przypominających przerośnięte bezy. Morze marszczyło się drobnymi falkami, a wiejąca od niego bryza była chłodna i orzeźwiająca.
Koszmar.
Altsin leżał na deskach drewnianego molo i gapił się w dół. Woda była zdumiewająco czysta, mógł więc sięgnąć wzrokiem kilka stóp w głąb. Bardzo starał się skoncentrować na tym, co widzi. Każdy sposób był dobry, by odwrócić uwagę od tego, co działo się z jego żołądkiem, który co prawda zrezygnował już chyba z prób buntu, lecz wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że to tylko krótkotrwały rozejm, a nie kapitulacja. W chwili, gdy to pomyślał, kolejny skurcz targnął jego przeponą i woda zabarwiła się na zielono. Stado rybek, od dłuższego czasu korzystających z darmowej przekąski, rozprysło się w panice na wszystkie strony. Gotów był przysiąc, że te, które nie zdążyły, zatrzepotały rozpaczliwie i w drgawkach wypłynęły na powierzchnię.
Zamknął oczy. Między uszami przetaczał mu się balast średniej wielkości galeonu, a na dodatek mewy postanowiły właśnie, że to najlepsza chwila, by obwieścić światu swoje ptasie istnienie. I chyba wszystkie darły się nad jego głową.
Spojrzał z nienawiścią w stronę miasta, gdzie nad dachami jednej z dzielnic bogaczy, Pofeeru, pojawił się właśnie złocisty dysk.
Niech cię szlag, pomyślał, mogłoby przynajmniej padać.
Szarpnęło nim raz jeszcze. Leżał przez chwilę nieruchomo, mając nadzieję, że może zaraz straci przytomność albo chociaż umrze. Niestety, Eyffra – Prządka Losu, miała wobec jego osoby inne plany i po kolejnym ataku torsji doszedł do wniosku, że tak łatwo się nie wymiga. Powoli, bardzo powoli spróbował wstać, słup, którego używał jako podpory, mimo iż wbity dwadzieścia stóp w dno, kołysał się teraz podejrzanie na wszystkie strony. Podobnie jak cała reszta świata. Zgiął się wpół i udekorował deski zielonożółtym „czymś”. Wydawało się, że drewno zasyczało.
Paradoksalnie, po tym ostatnim wyczynie poczuł się lepiej, molo przestało się chwiać, mewy troszkę przycichły, a słońce jakby przygasło. Stanął pewniej na nogach i poświęcił chwilę na sprawdzenie stanu swojej odzieży. Kolejna miła niespodzianka. Co prawda ubranie było przepocone i cuchnęło nieprzyjemnie, ale ani na czarnych spodniach, ani na niebieskiej koszuli z bardzo drogiego, hertydzkiego płótna, ani też, za co zaraz zaczął dziękować bogom, na nowiutkiej, skórzanej kamizelce, wytłaczanej w pokręcone wethyjskie wzory, nie było śladu wczorajszej zabawy. Tylko czubek lewego buta był ozdobiony czymś kolorowym, lepkim i paskudnym. Żadna strata.
Na dodatek miał też oba sztylety, pas, sakiewkę, srebrny łańcuszek i stalową bransoletę wysadzaną opalami. A to już zakrawało na cud.
Spojrzał w miejsce, gdzie wczoraj cumowały „Dawer” i „Yonaderuk”. Oba nesbordzkie langskipy znikły, zapewne Horgers wyszedł w morze przed świtem, korzystając z dobrej pogody i odpływu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.