Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Wła­śnie tak. To nie są ban­dy­ci. Choć nie po­sta­wi­ła­bym na to wie­le.

– I jesz­cze nas ob­ra­ża­ją... – Wy­ta­tu­owa­ny zmie­rzył ją wzro­kiem. – Dwie ko­bie­ty i dwóch męż­czyzn, kon­no, z bro­nią. Nie­co­dzien­ny wi­dok. Kim je­ste­ście?

– A...

Ko­ci­mięt­ka naj­wy­raź­niej za­mie­rzał za­dać nie­śmier­tel­ne „A wy?”. Zły po­mysł, gdy dzie­się­ciu lu­dzi mie­rzy do cie­bie z kusz.

– Ka­ile­an-ann-Ale­wan, Da­ghe­na Oany­ter, Sar­den Wa­edro­nyk i Jan­ne Ne­wa­ryw z wol­ne­go cza­ar­da­nu ge­ne­ra­ła La­skol­ny­ka – prze­rwa­ła mu. – Chcie­li­śmy ro­zej­rzeć się z wie­ży po oko­li­cy.

– Po­rucz­nik Ken­neth-lyw-Da­ra­wyt. – Rudy ski­nął dło­nią i ku­sze skie­ro­wa­ły się w zie­mię. – A to Var­henn Ve­ler­gorf, mój za­stęp­ca. Gór­ska Straż. Kie­dyś Czer­wo­ne Szóst­ki z Be­len­den, dziś Czer­wo­ne Szóst­ki z Bę­kar­tów Czar­ne­go. Mo­że­cie go pu­ścić, tyl­ko nie wy­ko­nuj­cie gwał­tow­nych ru­chów, nie po­do­ba­cie się psom.

W cał­ko­wi­tej ci­szy zo­sta­wi­li ran­ne­go na zie­mi i od­su­nę­li się od nie­go. Psy wo­dzi­ły za nimi wzro­kiem, już nie war­cza­ły, ale pod­wi­nię­te war­gi wciąż ob­na­ża­ły kły. Wy­glą­da­ło to tak, jak­by uśmie­cha­ły się wy­zy­wa­ją­co.

– Do­brze.

Na ko­lej­ny gest kil­ku żoł­nie­rzy pod­bie­gło do męż­czy­zny, zła­pa­ło go za ręce i nogi i spraw­nie skrę­po­wa­ło. Ka­ile­an spoj­rza­ła na ofi­ce­ra i unio­sła brwi w nie­mym py­ta­niu.

– To trze­ci, któ­re­go zna­le­zio­no ży­we­go. Dwóch wcze­śniej­szych prze­gry­zło so­bie żyły, za­nim miej­sco­we Szczu­ry zdą­ży­ły z nimi po­roz­ma­wiać. No i co, Wilk?

Straż­nik, do któ­re­go skie­ro­wał to py­ta­nie, pod­szedł tak ci­cho, że na­wet Ber­deth go nie wy­czuł.

– Nic, pa­nie po­rucz­ni­ku. Była ich trój­ka, wy­pu­ści­li go na skra­ju lasu, pew­nie na ich wi­dok, i za­wró­ci­li. Po trzy­dzie­stu kro­kach ślad się ury­wa. Jak­by od­fru­nę­li.

– Więc wra­ca­my do zam­ku. A wy z nami. Mamy do po­ga­da­nia.

* * *

– Od trzech mie­się­cy w gó­rach giną lu­dzie. – Do­wód­ca twier­dzy po­chy­lił się nad sto­łem i wle­pił w nich wzrok. – Pi­sa­łem o tym do sto­li­cy. A wszyst­ko za­czę­ło się wkrót­ce po tym, jak do­sta­łem roz­kaz, że mam szu­kać dro­gi na Wy­ży­nę Ly­the­rań­ską, i to ta­kiej, któ­rą bę­dzie mógł prze­je­chać wóz. Znaj­du­ję ją, jest dłu­ga i nie­bez­piecz­na, trze­ba zbu­do­wać dwa mo­sty i po­sze­rzyć kil­ka przejść w ska­łach, ale da się nią prze­je­chać. I na­gle za­czy­na­ją gi­nąć lu­dzie. Wy­sy­łam wieść do Me­ekha­nu. I co? Za­miast kom­pa­nii czy dwóch Szczu­rów, wspar­tych kil­ko­ma wiel­ki­mi ma­ga­mi, do­sta­ję to! Jak­bym miał mało pro­ble­mów!

Ka­ile­an zdą­ży­ła już wy­czuć, że w ta­kich chwi­lach nie na­le­ży nic mó­wić. Ka­wer Mo­nel, zwa­ny nie wie­dzieć cze­mu Czar­nym Ka­pi­ta­nem, mimo iż ge­ne­ral­ski błę­kit na jego płasz­czu kłuł w oczy, nie chciał za­da­wać im py­tań, tyl­ko na nich na­wrzesz­czeć. I trze­ba mu było na to po­zwo­lić, choć­by ze wzglę­du na siwe wło­sy i po­bruż­dżo­ną zmarszcz­ka­mi twarz.

Wie­dzia­ła, co go tak roz­wście­czy­ło. Niby do­stał roz­ka­zy i po­wi­nien się tego wła­śnie spo­dzie­wać, lecz wi­dok dzie­się­ciu ty­się­cy wo­zów wjeż­dża­ją­cych w do­li­nę po­ło­żo­ną u stóp zam­ku każ­de­go mógł wy­pro­wa­dzić z rów­no­wa­gi. Po­dob­nie jak świa­do­mość, że to tyl­ko ćwierć kło­po­tów.

– Jak mam utrzy­mać po­rzą­dek w Ole­ka­dach, jak za­bez­pie­czyć na­sze skrzy­dło, na wy­pa­dek, gdy­by ko­czow­ni­cy ru­szy­li, je­śli sami ko­pie­my w gniaz­do os? Po­wiesz mi, Szczu­rze? A może ty, pa­nien­ko? Hę?

Już raz ktoś na­zwał ją pa­nien­ką, ale wte­dy brzmia­ło to le­piej. Mniej... lek­ce­wa­żą­co.

– Te za­bój­stwa i przy­by­cie Ver­dan­no nie mają ze sobą nic wspól­ne­go. – Męż­czy­zna po jej pra­wej po­wie­dział to spo­koj­nie, nie­mal men­tor­skim to­nem. Błąd.

– Jak to, na cyc­ki An­day’yi, nic wspól­ne­go?! Co ty mi tu, chłop­cze, wci­skasz za głu­po­ty?! Wszyst­ko za­czę­ło się wła­śnie wte­dy, gdy da­łem znać, że jest dro­ga na Wy­ży­nę!

„Chło­piec” miał na oko do­brze po­wy­żej trzy­dziest­ki. Ek­ken­hard, Wol­ny Szczur, jak się już zdą­ży­ła do­wie­dzieć. Oka­za­ło się, że znał La­skol­ny­ka oraz więk­szość lu­dzi z jego cza­ar­da­nu. Naj­praw­do­po­dob­niej to wła­śnie jemu za­wdzię­cza­li, że ostat­nich go­dzin nie spę­dzi­li w naj­głęb­szym lo­chu twier­dzy. Ka­ile­an wy­mie­ni­ła spoj­rze­nie z Da­ghe­ną, byli w kom­na­cie ge­ne­ra­ła we czwór­kę. One, Szczur i do­wód­ca ca­łej Gór­skiej Stra­ży sta­cjo­nu­ją­cej w Ole­ka­dach. To Ek­ken­hard je tu za­pro­sił, ale do­tych­czas nie miał oka­zji, by po­wie­dzieć po co.

Choć głów­ny po­wód Ka­ile­an zna­ła. W gó­rach, zwłasz­cza w oko­li­cach zam­ku, od dłuż­sze­go cza­su ro­bi­ło się co­raz go­rę­cej. Nie­szczę­sna wie­ża, któ­rą spraw­dza­li, była szó­stą w cią­gu ostat­nich trzech mie­się­cy, któ­rej za­ło­gę za­mor­do­wa­no. Dzie­sięć pa­tro­li Stra­ży za­gi­nę­ło bez wie­ści, choć jak po­wie­dział ten rudy ofi­cer, wszy­scy się spo­dzie­wa­ją, że gdy tyl­ko pusz­czą śnie­gi, ich cia­ła zo­sta­ną od­na­le­zio­ne. O stra­tach wśród oko­licz­nej lud­no­ści krą­ży­ły jak na ra­zie tyl­ko ma­ka­brycz­ne plot­ki.

Wśród miej­sco­wej szlach­ty wrza­ło. Hra­bio­wie i ba­ro­no­wie od­gra­ża­li się, że je­śli Straż nie za­pew­ni bez­pie­czeń­stwa, sami to zro­bią. Już kil­ka razy żoł­nie­rze na­po­ty­ka­li w gó­rach po­dej­rza­ne ban­dy, le­gi­ty­mu­ją­ce się po­zwo­le­niem miej­sco­we­go ba­ro­na na pa­tro­lo­wa­nie oko­li­cy i za­trzy­my­wa­nie każ­de­go po­dej­rza­ne­go. Jak na ra­zie obe­szło się bez starć, ale wid­mo beł­tów świsz­czą­cych w po­wie­trzu i le­pią­cych się od krwi ostrzy spę­dza­ło wszyst­kim sen z po­wiek. Naj­wy­raź­niej Law-Onee prze­sta­ło być naj­nud­niej­szą pro­win­cją Im­pe­rium.

A w to wszyst­ko wjeż­dża­ło wła­śnie czter­dzie­ści ty­się­cy ver­dań­skich wo­zów. Nic dziw­ne­go, że ge­ne­rał był wście­kły.

– Co ten La­skol­nyk wy­my­ślił, hę?

* * *

Otwar­cie szło po kole i za­mknę­ło się na do­wód­cy cza­ar­da­nu. Uśmiech­nął się i po­pa­trzył na nich z ja­kąś taką... czu­ło­ścią.

– Wszy­scy, praw­da? Więc te­raz ja. Na czym skoń­czy­łem? A... Chcia­łem odejść. Ale ze sto­li­cy nie da się odejść tak ła­two. Gdy ba­wi­ło się w in­try­gi Rady Pierw­szych, nie moż­na ogło­sić, że już nam się ode­chcia­ło. Mia­łem przy­ja­ciół i so­jusz­ni­ków w ar­mii, wśród im­pe­rial­nych Szczu­rów, na dwo­rze, w oto­cze­niu sa­me­go ce­sa­rza. Uprze­dzi­li mnie, że je­śli wy­co­fam się, sprze­dam ma­ją­tek, wy­ja­dę na pro­win­cję, nie prze­ży­ję trzech mie­się­cy. Ta księż­na nie była je­dy­nym śmier­tel­nym wro­giem, ja­kie­go so­bie zro­bi­łem. Spadł­bym z ko­nia na po­lo­wa­niu, za­dła­wił się ością, skrę­cił kark na scho­dach. Mo­głem spę­dzić resz­tę ży­cia, trzę­sąc się ze stra­chu i wy­da­jąc for­tu­nę na straż­ni­ków. Albo przy­jąć pro­po­zy­cję Szczu­rzej Nory. Wy­wiad We­wnętrz­ny za­ofe­ro­wał mi ochro­nę i za­ję­cie... – Przez staj­nię prze­biegł szmer, ale La­skol­nyk zda­wał się go igno­ro­wać. – Mia­łem zo­stać... nie, nie szpie­giem, tyl­ko kimś, kto wy­ku­je dla Szczu­rów broń. Od­mó­wi­łem, by­łem wte­dy żoł­nie­rzem... uwa­ża­łem się za żoł­nie­rza i po­trak­to­wa­łem tę pro­po­zy­cję jak obe­lgę. Miał­bym zo­stać zwie­rząt­kiem na szczu­rzej smy­czy? Ni­g­dy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x