Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Janne podszedł do kominka, szturchnął żelaznym prętem popiół. Zamigotały iskry.
– Jeszcze rano palili – mruknął. – Osiemnaście pryczy. Ale tylko sześć z kocami. Zdążyli zjeść śniadanie. Potem znikli.
Mamrotał krótkie, proste zdania, raczej jakby głośno myślał, niż chciał jej coś przekazać. Kailean dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że w pomieszczeniu wykorzystywano tylko sześć łóżek.
– Mało ich coś.
– To załoga na czas pokoju. Obserwacyjna. Szkoda pieniędzy na utrzymywanie pełnego stanu, jeśli parę mil stąd jest imperialna twierdza. Sześciu ludzi wystarczy, żeby pilnować okolicy i dbać o wieżę. To też znaczy, że pan hrabia nie ma żadnych zatargów z sąsiadami, inaczej zostawiłby tu dwudziestu albo więcej strażników. Tak sądzę – dodał po chwili.
– Dobrze sądzisz. – Kailean ruszyła na drugie piętro. – A skąd wiesz o śniadaniu?
– Czuję zapach jakiegoś gulaszu. Z dużą ilością czosnku i cebuli. A ty nie?
– Nie, ale też jestem już głodna. No, idziemy dalej.
Powyżej znajdowała się kuchnia, wielki i ciężki piec zajmował pół ściany. Tutaj było jaśniej, bo sporo światła wpadało przez klapę prowadzącą na dach. Piec, stół, kilka drewnianych taboretów, jeszcze dwa łóżka i oczywiście ginący w suficie słup. Kailean zajrzała do stojącego na stole kociołka. Kasza z jakimś gulaszem. Od zapachu czosnku aż zakręciło jej się w nosie.
– O Pani, z pewnością nie mieli kataru.
– To z powodu mięsa. – Janne zajrzał jej przez ramię. – Baranina. Jadłaś kiedyś taką bez czosnku?
– Jadłam. Jak dobrze przyrządzić...
– Kailean, to warowna wieża, a nie zamek. Pan hrabia nie przysyła tu najlepszej młodej jagnięciny, lecz mięso ze starego tryka albo z owiec, które już nawet wełny nie dają. Gdyby nie cebula i czosnek, odór mógłby nas pozbawić zmysłów. Może dlatego właśnie nie ma tu nikogo. Dostali o jedną porcję baraniny za dużo i postanowili rzucić służbę...
– Daj spokój. – Pochyliła się nad kociołkiem i jeszcze raz pociągnęła nosem. – Albo i masz rację. Nadal czuję tylko czosnek. Ciekawe, jak smakuje?
Złapała za drewnianą łyżkę.
Wielka dłoń zacisnęła się jej na nadgarstku.
– Oni zjedli i przepadli, dziewczyno. Może ktoś im czegoś dodał do śniadania albo mięso okazało się zepsute. Sprawdźmy najpierw dach.
Puściła łyżkę, uśmiechając się z zakłopotaniem. Janne nigdy nie sprawiał wrażenia błyskotliwego, daleko mu było do swobody Kocimiętki, złośliwości Dagheny czy promieniującej ukrytym autorytetem postawy Laskolnyka. Łatwo było się co do niego pomylić.
– Idziemy.
Klapa była otwarta. Słup strzelał pośrodku dachu w górę, rząd przybitych do niego drewnianych szczebli prowadził do stanowiska obserwatora. Całość wzmacniało drewniane rusztowanie. Wspinaczka na szczyt musiała stanowić nie lada wyzwanie nawet w dzień, przy dobrej pogodzie. Wolała nie wyobrażać sobie, jak to wygląda nocą, w deszczu.
– No nie. Ja tam na pewno nie wejdę. – Zadarła głowę w górę i wpatrywała się w tkwiącą na końcu słupa maleńką budkę, aż zaczęły jej łzawić oczy. – To i tak jest za małe, żeby zmieściło się tam sześciu ludzi.
– Wejdziesz.
Janne stwierdził to z takim spokojem, jakby trzymał za pazuchą pismo z rozkazem samego cesarza, który stwierdzał, że ona, Kailean-ann-Alewan, ma osobiście wdrapać się jeszcze sześćdziesiąt stóp w górę.
– Bo co? Zmusisz mnie?
– Nie. – Wzruszył szerokimi ramionami. – Ale będziesz musiała zejść na dół i powiedzieć Dag, że po tym, jak namówiłaś nas na wspinaczkę, nie chciało ci się wdrapać na ten słup i rozejrzeć po okolicy. Mieliśmy sprawdzić, jak daleko jest zamek, pamiętasz? Jeśli teraz skrewisz, ona i Kocimiętka będą ci to wypominać przez następne pół roku.
Miał rację. W ten swój lekko flegmatyczny, irytująco bezpośredni sposób trafił w sedno. Skrzywiła się wściekle, mierząc jeszcze raz słup wzrokiem. Z tego miejsca wyglądał na dwa razy wyższy niż z zewnątrz wieży.
– Może ty wejdziesz? – spróbowała jeszcze.
– Ja? Ja nie pochodzę z gór. No i... Oni znikli, Kailean. Co najmniej sześciu ludzi. – Machnął bronią. – Nie zostawię cię tu samej.
– Poradzę sobie lepiej niż ty.
– Ale nie z toporem. Jeśli ktoś będzie chciał wejść tu przez tę klapę, topór jest lepszy niż szabla.
Oczywiście pytanie, kto mógłby wejść przez klapę wieży, którą już sprawdzili i do której nikt nie mógł się niepostrzeżenie dostać, pozostawało otwarte, lecz Janne znów miał rację. Topór był lepszy do rozwalania głów niż szabla. Wyglądało na to, że wspinaczka jej nie ominie.
Podeszła do krawędzi dachu. Daghena sprawdzała popręg swojego siodła. Kocimiętka uważnie obserwował wieżę. Gdy tylko się pokazała, pozdrowił ją uniesioną ręką.
– Pusto! – krzyknęła. – Ani żywej duszy.
Skinął głową i wskazał palcem słup. Drań.
I wtedy nadeszło wybawienie.
Za plecami Dagheny, na samej krawędzi lasu, pojawił się mężczyzna. Zatrzymał się, przyłożył rękę do twarzy, jakby raziło go światło, po czym ruszył w ich stronę. Potrzebowała chwili, żeby zorientować się, co jest nie tak. Obcy szedł sztywno, niemal nie uginając kolan, ręce trzymał przyciśnięte do boków, głowa kiwała mu się na wszystkie strony. Bardziej przypominał kukłę, zawieszoną na sznurku przeciągniętym przez kręgosłup, niż żywego człowieka. Poczuła dreszcz.
Berdeth?
Po raz pierwszy od dłuższego czasu sięgnęła myślą do psa. Był gdzieś tu, na pograniczu świadomości, ale najwyraźniej nie zamierzał się jeszcze pokazywać. Mimo to poczuła się pewniej.
Spojrzała na Kocimiętkę i machnęła w stronę przybysza. Obejrzał się, rzucił słówko do Dagheny i zerkając z powrotem na wieżę, wskazał palcem ziemię. Do mnie.
Oderwała się od muru i ruszyła do klapy.
– Mamy gościa, Janne. Jeden. Pieszo. Błyskawicznie zbiegli na dół. Gdy dołączyli do pozostałej dwójki, obcy był już w połowie polany.
– Na koniach?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.