Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Machnęła ręką.
– Co najmniej piętnaście. Gdy wreszcie w górach puszczą śniegi, cała ta woda popłynie tędy. Widziałam na własne oczy, jak maleńka struga w godzinę zmienia się w potok, a w dwie w rzekę i zabiera ludziom dobytek całego życia. Za kilka, kilkanaście dni całym korytem będzie rwała woda. I to tak, że jak ktoś w nią wpadnie, to nurt zaniesie go hen, do morza. Nie śmiejcie się z tutejszych rzeczek, bo to podstępne i dzikie bestie.
Wpatrywali się w leniwą strużkę.
– Lepiej żeby te śniegi wreszcie zaczęły topnieć, bo inaczej może zabraknąć wody w dole rzeki – stwierdził wreszcie Janne. – Gdzie ma być zjazd do Kehloren?
– Milę stąd.
– Jedźmy już.
Minęli most. Podjechała do niej Daghena i szturchnęła ją w bok.
– Jakieś wspomnienia, Kailean? Od trzech dni prawie w ogóle się nie odzywasz.
Zastanowiła się. Właściwie powinna coś czuć, odnaleźć w sobie jakieś wspomnienia albo chociaż ich ślad. A tu nic. Olekady zapisały się w jej pamięci bardzo płytko, mimo że spędziła tu ponad pół życia. Góry nie wrosły w nią, nie wyryły śladu w kościach ani sercu. Może dlatego, że jej rodzina osiedliła się tu ledwo dwa pokolenia temu, szukając lepszego życia, a znajdując tylko harówkę od świtu do nocy na kawałku gruntu dzierżawionego od miejscowego barona. Pamiętała opowieści ojca o początkach gospodarowania. Ziemia była tak kiepska, że nawet kozy nie zdołały się na niej wyżywić. Mimo to spróbowali. Wyrwali kamienie z pola, zasadzili kilkadziesiąt niskich, odpornych na mrozy jabłoni, sprowadzili małe stadko kóz i owiec.
Walczyli.
I przegrywali.
Jedną z rzeczy, które pamiętała wyraźnie, było to, że ziemia może rodzić kamienie. Co roku wiosną cała rodzina wychodziła na pole i zbierała je, usypując w wielkie stosy. Dopiero potem była orka i sianie zboża. A następnej wiosny znów najpierw odkamieniali rolę, a potem dopiero ją obsiewali. I tak bez końca. To też dobrze pamiętała, ich skrawek ziemi otoczony wianuszkiem kamiennych kopców, najstarsze porosły już jakimś zielskiem i jeżynami. Bawiła się między tymi pagórkami razem z braćmi, niecierpliwie wypatrując pierwszych owoców. Niemal zawsze chodziła głodna. To dlatego, zanim skończyła siedem lat, razem z chłopcami nauczyła się strzelać z łuku. Zając, świstak czy nawet wiewiórka – nie było stworzenia niegodnego jej strzały. Wszystko, co mogło trafić do garnka, a potem do brzucha, stawało się celem.
– Głód, chłód i ubóstwo – rzuciła wreszcie. – Tu można tylko kozy i owce hodować, niewiele urośnie na okolicznych kamieniach, a właściciel ziemi odbierze ci każdy grosz, jaki zarobisz na roli. Jeśli ktoś ma głowę na karku, ciuła latami tylko po to, żeby się stąd wynieść.
Najlepiej pamiętała dzień, gdy ojciec postanowił wyruszyć na południe. Po wojnie z koczownikami położone przy granicy Stepów prowincje z otwartością witały każdą parę rąk do pracy, obiecując lata wolnizny od podatków, darmową ziemię i liczne przywileje. Ojciec po długiej rozmowie z matką wykopał ukryty w kącie izby mieszek z garścią srebra, pojechał do miasta i wrócił z wozem zaprzężonym w dwa konie. Dwa konie! Pierwszy raz w życiu widziała wtedy z bliska konia, dotychczas używali do orki wołu sąsiadów, opłacanego za każdy dzień pracy.
Pochyliła się i poklepała Toryna po szyi. Kto by pomyślał, prawda?
A potem była podróż na południe, wjazd na Stepy, które otworzyły się przed nimi jak cudowna, oferująca nieskończone możliwości kraina i nocne spotkanie z bandytami.
I kłujący ją w tyłek patyk.
Odetchnęła jeszcze raz, tak głęboko, że niemal zakręciło jej się w głowie. Nie, Olekady z pewnością nie były jej domem. Już nie.
A mimo to los zagnał ją tutaj, choć wcale o to nie prosiła. Prawie czuła, jak ten stary oszust poklepuje ją po głowie i mruczy protekcjonalnym tonem: „Kto by pomyślał, prawda?”.
Jechały chwilę w milczeniu, Daghena nie ponaglała rozmowy.
– Mieszkaliśmy jeszcze dalej na północ, jakieś trzydzieści mil za Valener. Te okolice... Właściwie niemal cała szlachta, wszyscy hrabiowie i baronowie, to starej krwi Meekhańczycy. Osiedlili się tu zaraz po podbiciu tych ziem, po pokonaniu Świątyni Dress. Prawie trzysta lat temu. Ta świątynia stawiała długi i zacięty opór, w całych Olekadach są pozostałości po górskich twierdzach, które Meekhańczycy musieli zdobywać jedną po drugiej. Zresztą podobno Kehloren też było kiedyś twierdzą-światynią małżonki Pana Burz. W czasie tych wojen niemal cała miejscowa arystokracja padła, a po podboju Meekhan osiedlił tu mnóstwo żołnierzy, wielu z nich nagradzając tytułami szlacheckimi. Dziadek mi o tym opowiadał, gdy pytałam go, dlaczego właśnie tu zamieszkaliśmy. Miejscowa szlachta jest... – zawahała się, szukając właściwych słów – bardziej meekhańska niż sam cesarz i chętnie osiedla u siebie na dzierżawach meekhańskich osadników. Takich jak moja rodzina. I jest przekonana, że ci powinni być dumni, że pracują na ziemiach szlachciców czystej krwi. Nawet jeśli człowiek głoduje i marznie od świtu do nocy. Od lat żenią się między sobą, uważają, że mieszane małżeństwo to hańba dla rodu, a każdy, kto nie ma przynajmniej dziesięciu udokumentowanych pokoleń meekhańskich przodków, w ogóle nie powinien pokazywać im się na oczy.
– Pracowaliście dla takiego szlachcica?
Skinęła głową.
– Dzierżawiliśmy kawałek gruntu. Pracowaliśmy ciężej niż biedota w Lithrew, jedliśmy gorzej niż żebracy. A wszystko pod łaskawą protekcją baronów i hrabiów z gór.
– Ha, jeśli wszyscy są tu tacy... Nie ucieszą się na nasz widok.
– Nie. Ale ograniczą się do ignorowania. W końcu idzie przed nami cesarski rozkaz, a dla tutejszych słowo Imperatora jest święte. Poza tym większość ma zamki pobudowane wyżej w górach i rzadko z nich wychodzi. Nie spodziewam się problemów. Ale powitania chlebem i zaproszenia pod dach też nie. Zjazd przed nami.
Rzeczywiście, od głównego traktu odgałęziała się boczna droga. Równie szeroka i solidna, choć wyraźnie rzadziej używana.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.