Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Panienko. Miłe. Czy droga do Kehloren jest przejezdna? – Pstryknęła palcami i koń podszedł do niej jak psiak. Parsknął jej prosto w ucho, wyraźnie złośliwie, ale ona nie zwróciła na to uwagi, przypatrując się cały czas Derwanowi.
Kehloren? Pamiętał, że trakt jakieś trzy mile przed miastem odgałęzia się na wschód, w stronę zamku, gdzie ponoć stacjonowało jakieś wojsko. Ale o samej drodze nic nie słyszał, bo żaden z ich gości nigdy się tam nie wybierał.
– Nie wiem – zawahał się. – Ale gdyby coś było nie tak ze szlakiem, to widzielibyśmy cesarskich budowniczych, którzy zmierzaliby w tamtą stronę. Dwa lata temu, jak jeden potok wystąpił z brzegów i podmył drogę, to w stronę twierdzy pojechało pięćdziesiąt wozów z robotnikami i materiałem. Więc chyba jest.
Skinęła głową, jakby jego domysły ją usatysfakcjonowały.
– Gdzie tu jest najbliższy wodopój albo rzeka?
– Trzy mile stąd, w stronę Valener, płynie Malawa. Tam kupcy często poją zwierzęta, ale i u nas jest dobra studnia... – wskazał ocembrowanie. – Woda czystsza niż w rzece.
Uśmiechnęła się, mrużąc oczy. A potem, zanim zdążył się zorientować, już była w siodle. Siedziała tam z taką swobodą, jakby się w nim urodziła.
– Oszczędzajcie ją – poradziła. – I powiedz karczmarzowi, że ci, którzy nadjeżdżają, chętnie zapłacą za czystą wodę, jeżeli cena nie będzie wygórowana. Ale z pewnością nie zanocują w zajeździe.
Zawróciła konia.
– I powiedz mu też, że przez najbliższe dni może się nie obawiać zbójców. Dziękuję za informacje. – W powietrzu błysnęła srebrna moneta.
Wiedział, że nie opowie innym o porannym gościu, bo karczmarka wykorzysta to przeciw niemu. Bo niby dlaczego nie namówił dziewczyny choćby na śniadanie? Albo kufel grzanego piwa? A w ogóle, co to znaczy, że mogą się nie obawiać zbójców?
Zrozumiał dopiero w południe, gdy pierwsze wozy zaturkotały okutymi kołami na trakcie.
* * *
Gdy tylko Kailean wróciła na drogę, puściła wodze i pozwoliła koniowi na galop. Musiała ulżyć pęcherzowi, a ten zapomniany przez wszystkich zajazd był jedynym osłoniętym miejscem, jakie napotkali od opuszczenia miasta. Co prawda był jeszcze las, ale wolałaby już wysikać się na środku drogi, niż wjeżdżać między drzewa.
W czasie, gdy rozmawiała z parobkiem, Daghena, Kocimiętka i Janne wyprzedzili ją o spory kawałek, ale to akurat nawet dobrze. Toryn miał kiepski nastrój nie tylko ze względu na konieczność wstania przed świtem, ale też dlatego, że było mu zimno. Jej samej tyłek przymarzał do siodła, na południu wiosna już dawno pokryła całe Wielkie Stepy nowymi trawami, a tutaj jakby cofnęli się w czasie o dobry miesiąc. Pola i łąki, które miała po lewej, wciąż nie wypuściły z siebie nawet kiełka, każdy oddech mglił się jej przed twarzą, a od gór ciągnęło zimne, wilgotne powietrze.
Pokonawszy niewielkie wzniesienie, zobaczyła resztę grupy jakieś ćwierć mili przed sobą. Jechali stępa, strzemię w strzemię, konie lekko parowały w chłodzie. Widocznie też przegalopowali kawałek. Daghena obejrzała się przez ramię i pomachała jej. Kailean puściła konia w krótki cwał.
Dogoniła ich w kilkadziesiąt uderzeń serca. Toryn zwolnił niechętnie, bocząc się i gryząc wędzidło. Brakowało mu ruchu, pościgów i walki; zamiast tego od dziesięciu dni wędrowali imperialnym traktem, prostym, nudnym i równym jak stół. Jedynym urozmaiceniem podróży były słupy milowe z wypisanymi na nich odległościami. Daghena liczyła je z nudów i ostatnio wyszło jej sto pięćdziesiąt. Sto pięćdziesiąt mil w dziesięć dni. W życiu by nie pomyślała, że to możliwe.
– No i jak zajazd? – Kocimiętka uśmiechnął się pod wąsem.
– Dziura, i to taka z biedniejszych.
– Jakieś ładne karczmareczki?
– Nie zwróciłam uwagi, ale był całkiem ładny parobek. Możesz zawrócić, jak chcesz...
– Może w drodze powrotnej. Jak się porządnie ogoli...
Janne się uśmiechnął, Daghena przewróciła oczami. Taki był efekt przebywania od dziesięciu dni w drodze, wciąż na szpicy, wciąż tylko we czwórkę. Po dwóch dniach skończyły im się sensowne tematy do rozmowy, a okolica jakoś nie podsuwała nowych. Po prawej cały czas mieli ponury las i wznoszące się nad nim góry, po lewej równie ponurą wyżynę, będącą główną częścią Law-Onee, najbardziej paskudnej i smutnej prowincji Imperium. Mglista, dżdżysta i wilgotna kraina, o której mówiono, że Święto Lata i Święto Jesieni wypadają tu jednego dnia. Rankiem ogłasza się to pierwsze, a po południu, gdy słońce zajrzy na kilka minut, to drugie. Tak naprawdę jedynym bogactwem Law-Onee były długowłose owce i kozy, z których wełny tkano płaszcze dla cesarskiej armii oraz sukno dla każdego, kto szukał taniego i solidnego materiału. Zwierzęta były tyleż liczne, co niewybredne i zapewniały jaki taki byt mieszkańcom. One i oczywiście imperialny trakt, którym co roku płynęła rzeka żywności. Jej ojciec zawsze powtarzał, że gdyby nie handel, prowincja zdechłaby z głodu.
Tylko że teraz trakt będzie zablokowany jeszcze przez co najmniej dziesięć dni, może dłużej. Cesarskie rozkazy muszą być wykonywane bez żadnego sprzeciwu.
– Kiedy ma być zjazd w stronę gór? – rzucił Janne.
– Za trzy albo cztery mile. Za rzeką.
Dag pokiwała głową.
– Rzeka, właśnie. Ktoś ma ochotę przejechać się i sprawdzić co z mostem? Jak w ogóle się ona nazywa?
– Malawa. Podobno jest tam wodopój, więc musi być łagodne podejście do brzegu. I nie rozdzielajmy się. Kiedy dotrzemy na miejsce, to się zobaczy co i jak. Jeśli coś będzie nie tak, zdążymy wrócić i uprzedzić resztę.
– Dobrze.
Znowu zapadła cisza. I tak przegadali więcej czasu niż przez cały wczorajszy dzień. No cóż, wczoraj nie było takich ekscytujących wydarzeń, jak sikanie pod ścianą kiepskiego zajazdu i sprawdzanie stanu najbliższego mostu. Choć jeśli budowali go cesarscy inżynierowie, to z pewnością stał solidnie jak skała. Ale nawet taka skała ma swoją wytrzymałość, a ten most czeka wkrótce ciężka próba.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.