Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ka­ile­an rzu­ci­ła okiem na boki. Da­ghe­na, Jan­ne, Ko­ci­mięt­ka. I ona. Oraz Niiar, Lea i Fay­len za nimi. Sied­mio­ro. W tej chwi­li tyl­ko tyle zo­sta­ło z cza­ar­da­nu La­skol­ny­ka. Nie mie­li zresz­tą pew­no­ści, czy jesz­cze w ogó­le mogą się tak na­zy­wać. Bo co to za cza­ar­dan La­skol­ny­ka bez La­skol­ny­ka?

* * *

Na­zy­wam się Gen­no La­skol­nyk, choć, jak pew­nie nie­któ­rzy wie­dzą, Gen­no to tyl­ko przy­do­mek. Moja mat­ka nada­ła mi imię po pra­pra­dziad­ku, Wul­gre­fge­rieh. Wolę Gen­no. Jak wszy­scy wie­cie, nie mam w ży­łach na­wet kro­pli me­ekhań­skiej krwi, a mimo to zo­sta­łem ge­ne­ra­łem Im­pe­rium i jak twier­dzą po­chleb­cy, stwo­rzy­łem pierw­szą praw­dzi­wą ar­mię kon­ną Me­ekha­nu. To nie­praw­da, nie stwo­rzy­łem jej. Zro­bi­li to me­ekhań­scy ofi­ce­ro­wie, ja tyl­ko przez dwa lata nie po­zwa­la­łem użyć jej w wal­ce, do­pó­ki nie by­łem pe­wien, że so­bie po­ra­dzi. Do dziś nie­któ­rzy mają mi to za złe, uwa­ża­ją, że za dłu­go cze­ka­łem, i przez tę zwło­kę prze­gra­li­śmy bi­twę pod Gre­no­lyt, gdzie po­le­gło osiem­na­ście ty­się­cy żoł­nie­rzy. Ale ja wie­dzia­łem wte­dy i na­dal wiem, że po­stą­pi­łem słusz­nie. Do­wód­cy re­gi­men­tów pie­cho­ty, któ­re wy­krwa­wia­ły się w star­ciach z Se-koh­land­czy­ka­mi, sła­li do sto­li­cy proś­by o ka­wa­le­rię, o kon­ni­cę, któ­ra wspie­ra­ła­by ich w polu. Bo praw­da jest taka, że pie­cho­ta może ode­przeć jaz­dę, może wy­trzy­mać każ­dy atak, może na­wet zmu­sić ją do uciecz­ki, ale ni­g­dy nie zdo­ła jej roz­bić i wy­rżnąć. Bo do wy­rżnię­cia kon­ni­cy po­trzeb­na jest wła­sna jaz­da. A więc przez pierw­sze dwa lata woj­ny Im­pe­rium szko­li­ło puł­ki ka­wa­le­rii, za­cią­ga­ło na­jem­ni­ków z po­łu­dnio­wych rów­nin i po­sy­ła­ło ich do wspar­cia re­gi­men­tów pie­cho­ty. Do każ­de­go po tro­chę. Dla­te­go za­wsze, gdy przy­cho­dzi­ło do bi­twy, ko­czow­ni­cy mie­li dzie­się­ciu kon­nych na jed­ne­go na­sze­go. Po­tem zja­wi­łem się ja, a ce­sarz dał mi wol­ną rękę w kwe­stii jaz­dy i przez na­stęp­ne lata woj­ny pie­cho­ta nie­mal za­wsze wal­czy­ła sama.

Do­cho­dzi­ła pół­noc, gdy zgro­ma­dzi­li się w opróż­nio­nej na tę oka­zję staj­ni. Sta­ry Aan­durs za­pew­nił, że nikt nie bę­dzie im prze­szka­dzał. Każ­dy, zgod­nie ze zwy­cza­jem, przy­niósł mały ka­ga­nek, świe­cę czy oliw­ną lamp­kę, i te­raz wnę­trze po­miesz­cze­nia oświe­tla­ły tyl­ko one. Dwa­dzie­ścia czte­ry mi­go­czą­ce świa­teł­ka.

– Oto cała moja za­słu­ga, przez dwa lata z rzę­du nie do­pusz­cza­łem, by nowo wy­sta­wio­ne od­dzia­ły jaz­dy wy­sy­ła­no do wal­ki po jed­nym czy dwa. Chcia­łem stwo­rzyć peł­ną ar­mię kon­ną, co naj­mniej trzy­dzie­ści ty­się­cy sza­bel, bo bez niej Me­ekhan prze­grał­by woj­nę. I uda­ło mi się, ale przez te dwa lata w kil­ku więk­szych i mniej­szych bi­twach zgi­nę­ło osiem­dzie­siąt ty­się­cy żoł­nie­rzy, a ko­czow­ni­cy spu­sto­szy­li po­ło­wę pół­noc­nych pro­win­cji. Bo to dru­ga praw­da o wal­ce pie­cho­ty z jaz­dą. Je­śli pie­cho­ta zła­mie jaz­dę, ni­g­dy nie może jej do­go­nić i do­bić. Je­śli jaz­da zła­mie pie­cho­tę, robi to za­wsze. Osiem­dzie­siąt ty­się­cy za­bi­tych żoł­nie­rzy, oto moja za­słu­ga.

Wszy­scy wstrzy­ma­li od­dech. Ka­ile­an sta­ła nie­co z boku, wosk spły­wa­ją­cy z ma­łej świecz­ki pa­rzył jej pal­ce. Nie kłam przed pło­mie­niem, to zwy­czaj zna­ny i uzna­wa­ny przez wszyst­kich. Me­ekhań­czy­cy przy­wieź­li go w cza­sie pod­bo­jów, lecz za­ko­rze­nił się na Wscho­dzie ze zdu­mie­wa­ją­cą szyb­ko­ścią. Na­zy­wa­no go tu Otwar­ciem. Pro­sty, nie­mal ma­gicz­ny ob­rzęd. Gdy trzy­ma­jąc w ręku świe­cę, ka­ga­nek albo na­wet ka­wa­łek za­pa­lo­ne­go dre­wien­ka, sto­isz po­śród to­wa­rzy­szy, mu­sisz mó­wić praw­dę. Mó­wisz, pa­trząc na pło­mień, a on po­chła­nia two­je sło­wa, za­pi­su­je je w so­bie i ni­g­dy już nie zdo­łasz się ich wy­przeć. No­wo­żeń­cy skła­da­ją so­bie przy­się­gi, trzy­ma­jąc świe­cę w ręku, kup­cy pod­pi­su­ją naj­waż­niej­sze umo­wy, jed­ną ręką do­ty­ka­jąc pod­sta­wy lam­py. Ko­na­ją­ce­mu za­pa­la się świe­cę, by nie umie­rał w ciem­no­ści i by jego ostat­nie sło­wa nie prze­pa­dły. Pło­mień to praw­da i oczysz­cze­nie.

– Po wy­gra­nej bi­twie o Me­ekhan spa­dły na mnie wszel­kie za­szczy­ty, ja­kie mogą spaść na czło­wie­ka. Do tej pory przy­słu­gu­je mi przy­wi­lej zwra­ca­nia się do ce­sa­rza po imie­niu i au­dien­cji na każ­de żą­da­nie. Nie li­cząc oczy­wi­ście zło­ta, zie­mi i ty­tu­łów. – La­skol­nyk za­milkł i wy­da­wa­ło się, że za­pa­trzo­ny w pło­mień wi­dzi te daw­ne dni, pięk­ne po­se­sje w sto­li­cy, uczty i pa­ra­dy na swo­ją cześć. – Oto moja za­słu­ga. Przez pierw­sze lata po woj­nie by­łem w No­wym Me­ekha­nie jed­nym z naj­waż­niej­szych lu­dzi. Męż­czyź­ni za­bie­ga­li, by zna­leźć się przy moim sto­le, ko­bie­ty, by od tego sto­łu tra­fić do łoża. Mia­łem... mam pod mia­stem po­sia­dłość, w któ­rej stoi pa­ła­cyk, cały z mar­mu­ru i ala­ba­stru, zaj­mu­ją­cy tyle miej­sca, co ćwierć Li­th­rew. W win­ni­cach po­ra­sta­ją­cych ota­cza­ją­ce go wzgó­rza moż­na by wy­bu­do­wać pięć­dzie­siąt ta­kich mia­ste­czek. Ho­do­wa­łem ko­nie, któ­re mia­ły bie­gać szyb­ciej niż wiatr i – na wło­sy Laal – uda­wa­ło mi się. Pięć lat z rzę­du moje kla­cze zaj­mo­wa­ły pierw­sze miej­sce w Wiel­kiej Ce­sar­skiej Go­ni­twie, by­łem sław­ny, bo­ga­ty i po­tęż­ny. Ale nie by­łem Me­ekhań­czy­kiem czy­stej krwi, a dwór ce­sar­ski to plac za­baw dla znu­dzo­nych ary­sto­kra­tów z Rady Pierw­szych. Dla nich mia­łem być pion­kiem lub co naj­wy­żej mało zna­czą­cą fi­gu­rą, dzi­kim bar­ba­rzyń­cą, któ­ry tym­cza­so­wo wkradł się w ła­ski ce­sa­rza. – Kha-dar uśmiech­nął się dziw­nie, ob­na­ża­jąc przy tym zęby jak praw­dzi­wy wilk. – Oto moja za­słu­ga. Da­łem się wcią­gnąć w in­try­gi na dwo­rze, po­mo­głem wy­tro­pić i uka­rać spi­skow­ców, któ­rzy pra­gnę­li zdo­być dla sie­bie nowe przy­wi­le­je. I za­pła­ci­łem za to. Szó­ste­go roku, tuż przed Wiel­ką Go­ni­twą, ktoś otruł moje trzy naj­lep­sze wy­ści­go­we kla­cze. Po­tem ktoś roz­pu­ścił wśród na­jem­nych ro­bot­ni­ków plot­kę, że słu­żę Nie­chcia­nym i skła­dam ofia­ry z lu­dzi, więc po­ło­wa wi­no­gron zgni­ła, bo nie miał ich kto ze­brać. Póź­niej pró­bo­wa­no pod­rzu­cić mi kom­pro­mi­tu­ją­ce do­ku­men­ty. A po­tem chcia­no oskar­żyć o gwałt.

Bły­snął jesz­cze raz dzi­kim uśmie­chem i za­milkł. Po chwi­li, wciąż za­pa­trzo­ny w pło­myk, pod­jął opo­wieść.

– Zna­la­złem oso­bę, na któ­rej po­le­ce­nie otru­to moje ko­nie, i po­nie­waż oka­za­ła się księż­ną wy­so­kie­go rodu, wy­zwa­łem na po­je­dy­nek jej naj­star­sze­go syna i go za­bi­łem. Po­tem przy­po­mnia­łem, że ma jesz­cze dwóch sy­nów, któ­rzy nie mogą od­mó­wić mi sa­tys­fak­cji. Tak za­mie­ni­łem zwy­kłe­go wro­ga we wro­ga śmier­tel­ne­go. Do pra­cy w win­ni­cach ścią­gną­łem lu­dzi z od­le­głych stron, prze­pła­ca­jąc ich so­wi­cie. Kom­pro­mi­tu­ją­ce pa­pie­ry po­ka­za­łem im­pe­rial­nym Szczu­rom, a oni raz-dwa zna­leź­li tego, kto je sfał­szo­wał. Ro­dzi­nie dziew­czy­ny, któ­ra chcia­ła oskar­żyć mnie o gwałt, ka­za­łem sta­wić się przed ce­sar­ski­mi ja­sno­wi­dza­mi. Wię­cej o niej nie sły­sza­łem. Oto moja za­słu­ga.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x