Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Chłopcy rzucili im rozespane spojrzenia i wrócili do pilnowania stada. Czterech uzbrojonych jeźdźców jadących w stronę zamku to żadna sensacja. Tylko jeden, chyba najmłodszy, pomachał im. Janne odwzajemnił pozdrowienie, po czym uśmiechnął się i wyciągnął rękę w bok. Zafurkotało i na rękawie kurtki przysiadł jastrząb. Skóra zaskrzypiała pod pazurami, ptak zamachał skrzydłami i poprawił pozycję. Chłopak zastygł z otwartą buzią.
* * *
– Oto moja zasługa. Nazywam się Janne Newaryw. Moja rodzina pochodzi stąd, ze Wschodu. Ojciec był oficerem, kawalerzystą w Czternastym Pułku Lekkim, matka Meekhanką. Poznali się w czasie wojny, poślubili zaraz po niej.
Janne zawahał się, zacisnął usta w wąską kreskę, kaganek w jego ręku zamigotał.
– Nie lubię, nie umiem dużo mówić, ale trzeba, płomień w ręku, nie można kłamać... Ich miłość... nie potrafili... ona chciała, żeby przyjął jej nazwisko nea-Landos albo przynajmniej zaczął pisać swoje po meekhańsku, new-Aryw lub jeszcze lepiej nea-Waryw. Wielu tak robi, to ułatwia karierę w wojsku... można łatwiej awansować... albo zostać wysokim urzędnikiem... On nie chciał. Był dumny z nazwiska – Newaryw to stary szlachecki ród... już za Świątyni był znany i szanowany... Nie chciał wyrzec się własnej dumy. Gdy... gdy miałem sześć lat, matka postanowiła się z ojcem rozwieść. Zgodnie z meekhańskim prawem mogła to zrobić, jeśli nie zapewniał jej warunków, do jakich przywykła. Nie wiem, do jakich przywykła, ale mieliśmy duży dom, służbę, powozy. Ojciec służył w stopniu porucznika, a jako szlachcic miał też sporo ziemi, którą dzierżawił innym. Żyliśmy godnie... Moja matka... warunki, do jakich przywykła, to zaproszenia na bale... spotkania... – zaciął się, wyglądało na to, że już nie ruszy. – Nie, nie będę o tym mówił. Oni... rozstali się i było tyle gniewu, że bałem się, czy on jej nie zabije. Potem pewnej nocy ojciec zakradł się pod okno mojej sypialni, obudził i zabrał w Step. Porzucił służbę, zdezerterował. Przez następne dziewięć lat żyliśmy jak banici. Dwa konie, dwa łuki, dwie szable. Czasem całymi miesiącami jedliśmy tylko to, co udało się upolować, czasem całymi dniami nie jedliśmy nic... Od... od obcych ludzi dowiedzieliśmy się, że ojcu skonfiskowano majątek, pozbawiono go stopnia i że cały czas nas szukano. Matka była uparta. Ale ja szybko rosłem, gdy miałem osiem lat, wyglądałem na dziesięć, gdy miałem dwanaście – na szesnaście. Nie znaleźli nas...
Kailean patrzyła na niego, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Janne zawsze był cichy i małomówny, ze swoimi szerokimi barami i grubo ponad sześcioma stopami wzrostu wydawał się wcieleniem małomównego, niezbyt bystrego wielkoluda, co to wywija toporem jak szabelką, a z żartów zawsze śmieje się ostatni.
– Po kilku latach przestaliśmy się tak dokładnie ukrywać. Ojciec zapuścił brodę do pasa, mnie nie poznałby nikt, nawet rodzona matka. Najmowaliśmy się do ochrony karawan, służyliśmy jako osobiści strażnicy temu i owemu. On... potrafił tylko jeździć konno, robić szablą i szyć z łuku... i tego mnie nauczył... a potem, jak zobaczył, jak macham toporem, także i machania nim... toporem, znaczy się. A potem... umarł. Pewnego dnia pojechał do miasta po jedzenie i nie wrócił. Szukałem go i znalazłem... Nie wiem nawet, kto go zabił... strzałą w plecy. – Kaganek zatrząsł się tak, że niemal zgasł.
– Znalazłem go, po dwóch dniach, tylko dzięki krukom. One widziały... przylatywały na ucztę i ja... też widziałem... Miałem wtedy piętnaście lat... byłem sam na Stepach i bardzo, bardzo chciałem go odnaleźć... i one go odnalazły... dla mnie...
– Potrafię... mogę... ptaki... one mnie słuchają... czasem użyczają oczu... czasem ja użyczam im mięśni... nie wiem, czy to czary... mogę... kazać im latać nade mną albo polecieć tam, gdzie chcę... albo spaść komuś na głowę, ale wtedy jest tak, jakby spadały na moją...
Zatrząsł się.
– Niekiedy nazywają mnie ptasznikiem i... i zawsze jest tak, że z czasem ktoś zauważy, że to, co robię, jest niezwykłe... Wtedy muszę jechać dalej... Nigdy nie odwiedziłem matki... za to, co zrobiła ojcu...
Zamknął oczy, jakby te parę nieskładnych zdań całkiem go wyczerpało.
– Oto moja zasługa.
* * *
Droga wciągnęła ich w góry niemal niepostrzeżenie. Gdyby ktoś, jadąc tym szlakiem, przysnął na chwilę w siodle, po kwadransie, unosząc głowę, napotkałby ciemny kamień i wysokie ściany, porośnięte łatami mchów. Jakby jakiś potwór go pożarł, wciągnął w przełyk. Budowniczowie drogi musieli wykorzystać naturalną przełęcz, pęknięcie w skale, bo nie do pomyślenia było, żeby coś takiego stworzyła ludzka ręka. Skały po obu stronach drogi pięły się na setki stóp wzwyż.
– Niech to demon... – Kocimiętka tylko raz spojrzał w górę i z miejsca zaczepił wzrok na końskiej grzywie. – To się zaraz zawali.
– Nie zawaliło się przez tysiące lat, nie zawali i teraz. Potem ma być lepiej. Szerzej.
– Szerzej to jest, jak widzę wszystko na dziesięć mil wokół, Kailean. Teraz jest wąsko jak w szczurzym tyłku.
* * *
– Oto moja zasługa. Nazywam się Sarden Waedronyk, choć to nie jest moje prawdziwe imię ani nazwisko. Pochodzę z północnego Lowen. Wszyscy mówią na mnie Kocimiętka, bo lubię ten zapach. Jestem... byłem żołnierzem, służyłem pod generałem Laskolnykiem w Czterdziestym Drugim Pułku Gwardii, dochrapałem się porucznika. Walczyłem z koczownikami pod koniec wojny, brałem udział w bitwie o Meekhan, w bitwie pod Serentay i w Długim Pościgu. I w dziesiątkach mniejszych potyczek i starć.
Kocimiętka stał w kręgu migoczących światełek i po raz pierwszy, odkąd go poznała, wyglądał na onieśmielonego. Nie uśmiechał się kpiąco, nie wygładzał zawadiackim ruchem wąsów. Jeśli ktoś czuł, co tu się dzieje, to właśnie on. Poza tym... Na Dziki Uśmiech Szarowłosej, był kiedyś oficerem, i to w gwardyjskim pułku. Wiedziała, że służył w armii, ale dawała mu co najwyżej dziesiętnika. Pełny porucznik. To znaczyło, że mógł dowodzić, a najpewniej dowodził, całą chorągwią.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.