Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Nieeee... – Nee’wa uśmiechała się szeroko. – Tylko się odwróciłam i już jej nie było. Znowu się gdzieś schowała. Ana’we?
– Hej! – Najmłodsza Key’la zamajtała nogami. – Ja tu jestem!
Pierwsza córka And’ewersa, najpoważniejsza z całego rodzeństwa, pokręciła tylko głową, z cieniem uśmiechu w ciemnych oczach.
– Heeej! Tu wiszę!
– Dziwne... – Mimo drętwiejącego karku, Kailean podniosła rękę i podrapała się po głowie. – Mogłabym przysiąc, że ją słyszę. Ale nie, przecież dobrze wychowana dziewczyna przywitałaby się ze mną jak należy.
– Dobrze wychowana kuzynka nie... heh... nie kazałaby mi czekać dwa dni... ufff, zanim się zjawi... – Key’la podciągnęła się wyżej i wreszcie oplotła ją nogami w pasie, ucisk na szyi zelżał.
Kailean spojrzała z bliska na zaczerwienioną z wysiłku buzię.
– Ojej. Przyczepiłaś się teraz, czy przyniosłam cię ze Stepów?
Zaśmiali się wszyscy, nawet Key’la.
– Witaj w domu, Kailean – powiedziała wreszcie.
Dotknęła jej policzka.
W wozie sypialnym znajdowało się kilka łóżek. Łóżek wozackich, czyli drewnianych ram, na których rozpięto plecionkę z końskiego włosia i położono cienki materac. Mogłaby w każdej ręce unieść trzy podobne meble. Teraz większość z nich postawiono pionowo pod ścianą, żeby zrobić miejsce dla Der’eka i jego słuchaczy. Okna były przymknięte, tworząc nastrojowy półmrok.
– No, no, Pierwszy, widzę, że postanowiłeś poczarować rodzinę opowieścią o wielkim mieście, gdzie żyje trzydzieści tysięcy Verdanno. Złaź, Key. – Kailean postawiła małą na podłodze.
– Sześćdziesiąt tysięcy, kuzynko. Już sześćdziesiąt. – Najstarszy spojrzał na nią bez uśmiechu, dziwnie poważny i skupiony. Na niewidoczny znak reszta rodziny zasiadła w półokręgu wprost na podłodze. Ona nie, Pierwszy był od niej wyższy o głowę, więc na razie wolała stać.
– A skąd się tam wzięło tylu ludzi, hę?
Po raz pierwszy się uśmiechnął, leciutko, samymi kącikami ust. I zrozumiała, jaki jest spięty, nie tyle patrzył na nią, ile mierzył wzrokiem, jakby zastanawiał się... – nagle to do niej dotarło – jakby się zastanawiał, ile i czy cokolwiek usłyszała z jego opowieści.
– Powiedziałbym ci, ale mamy tu dziecko. – Uśmiech się nie zmienił.
– Hej! – Key’la poruszyła się niespokojnie.
– My wiemy, że ty wiesz, że dzieci przynosi nocą biała klacz i zostawia je pod wozem rodziców. – Nee’wa potarmosiła małej włosy.
– Tylko że do Mandellen musiałby co noc przybiegać wielki tabun białych klaczy. – Det’mon chyba się uśmiechał, wyczuła to w jego głosie, ale go nie widziała, nie spuszczając oczu z Pierwszego. – Nikt w całym mieście nie mógłby spać.
– Ale te klacze biegają ciszej, niż sunie wieczorna mgła, nie powinny nikomu przeszkadzać... – To była znów Nee’wa.
– Przestańcie! Wiem, że dzieci biorą się z brzucha mamy!
Ktoś dostał kuksańca, ktoś zachichotał. Kailean nie odrywała oczu od twarzy Der’eko.
– Pięknie opowiadałeś – mruknęła. – Szkoda, że nie widziałam dokładnie.
– Takie tam bajędy dla dzieci. Dla pokrzepienia wygnańców.
– Więc się pewnie przydadzą. Tu jest pełno wygnańców. Ostatnia wojna stworzyła ich setki tysięcy. Niektórzy wrośli już w nowe ziemie.
– Tak. Niektórych nawet zmuszono do tego siłą. I prawami. Meekhańskimi – dodał, wyciągając palec w jej stronę.
Zmarszczyła brwi, bardziej zaskoczona niż obrażona tym gestem, w rodzinie od dawna nikt nie wspominał, że nie jest arb’verdanno – urodzona na wozie. Dla wszystkich była kuzynką, mimo jasnych włosów, zielonych oczu i bladej cery. Ale rozmawiali w wysokiej mowie, więc wiedziała, że nie chciał jej obrazić, tylko podkreślić oczywisty fakt, że Meekhan nie jest jego ojczyzną.
– Tak, Der. Prawa. Pokaż mi dowolne królestwo, które nie opiera się na prawach. Nawet Se-kohlandczycy je mają. A może inaczej – uśmiechnęła się tak jak on, samymi wargami – oni mają królestwo, bo mają prawa. Rozumiesz?
– A my straciliśmy swoje, bo nie mieliśmy praw?
Płynnie przeszedł na meekh, jakby nie chciał kalać wysokiej mowy zwykłą kłótnią.
– My? Kto, my? Zapytaj ojca... – Też zmieniła język.
– A po co? Znam jego opowieści.
– Więc jakie królestwo stracili ci, którzy nie uznawali żadnych granic ani władzy nad sobą? Królewska karawana była królewska tylko z nazwy, bo króla nie słuchano nawet na własnym wozie. Koczownicy miażdżyli obozy jeden po drugim, bo każdy z nich walczył za siebie. Pamiętasz opowieść o karawanach Lantayo i Kerw? Gdy ci pierwsi walczyli na śmierć i życie z potężnym zagonem, gdy ich obóz odpierał szturm za szturmem, ci drudzy minęli pole bitwy ledwo o dziesięć mil i pojechali dalej. Dwa plemiona, które nie potrafiły zapomnieć o dawnych waśniach i oba zostały pokonane. Kto nie szanuje własnych praw i nie słucha własnego króla, będzie musiał pokłonić się cudzym prawom i będzie służył jako niewolnik u obcych. Tak mówi Genno Laskolnyk, jeśli nie wiesz.
– Tak. Jako niewolnik. Dobre określenie, Kailean.
Och, w meekhu też można oddać wiele znaczeń samą intonacją. Nabrała tchu i powoli wypuściła powietrze, rozluźniając napięte mięśnie. To upał, pomyślała, to przez ten cholerny upał. Gadamy, co nam ślina na język przyniesie, a w taki upał łatwiej się kłócić, niż być miłym. Po prostu człowiek chce wyrzucić z siebie zmęczenie i otępienie, chce wyżyć się na kimś za pot zalewający oczy i ubranie lepiące się do pleców, a nic nie pomaga na to lepiej niż kilka ostrych słów. Na chwilę się zapominamy, a potem miesiącami liżemy rany.
– Zmieniłeś się, Der – przeszła z powrotem na wyższą mowę. – Miasto cię odmieniło. Ciekawe, czy kiedy kładł dłoń na mieczu, wiedział, że nazwą go venhorrem. Ja też kiedyś mogłam odwrócić się do ciebie plecami.
Wyższa mowa – to również aluzje i skróty. Mowa ciała i gesty. Można jednym zdaniem wyrazić to, na co w meekhu potrzeba trzy razy więcej słów. „Gdy kładł rękę na mieczu”. Dla Wozaków był tylko jeden człowiek, do którego mogły odnosić się te słowa – Genno Laskolnyk. Venhorrem nazywano każdego zamieszanego w handel niewolnikami. Niewiele było gorszych obelg na Wschodzie. „Mogłam się odwrócić plecami” – ufałam, że mnie nie zranisz, a właśnie to zrobiłeś. Coś, co nie przeszłoby jej przez gardło w meekhu czy anaho, dało się wyrazić kilkoma gestami.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.