Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Nie­eee... – Nee’wa uśmie­cha­ła się sze­ro­ko. – Tyl­ko się od­wró­ci­łam i już jej nie było. Zno­wu się gdzieś scho­wa­ła. Ana’we?

– Hej! – Naj­młod­sza Key’la za­maj­ta­ła no­ga­mi. – Ja tu je­stem!

Pierw­sza cór­ka And’ewer­sa, naj­po­waż­niej­sza z ca­łe­go ro­dzeń­stwa, po­krę­ci­ła tyl­ko gło­wą, z cie­niem uśmie­chu w ciem­nych oczach.

– He­eej! Tu wi­szę!

– Dziw­ne... – Mimo drę­twie­ją­ce­go kar­ku, Ka­ile­an pod­nio­sła rękę i po­dra­pa­ła się po gło­wie. – Mo­gła­bym przy­siąc, że ją sły­szę. Ale nie, prze­cież do­brze wy­cho­wa­na dziew­czy­na przy­wi­ta­ła­by się ze mną jak na­le­ży.

– Do­brze wy­cho­wa­na ku­zyn­ka nie... heh... nie ka­za­ła­by mi cze­kać dwa dni... ufff, za­nim się zja­wi... – Key’la pod­cią­gnę­ła się wy­żej i wresz­cie oplo­tła ją no­ga­mi w pa­sie, ucisk na szyi ze­lżał.

Ka­ile­an spoj­rza­ła z bli­ska na za­czer­wie­nio­ną z wy­sił­ku bu­zię.

– Ojej. Przy­cze­pi­łaś się te­raz, czy przy­nio­słam cię ze Ste­pów?

Za­śmia­li się wszy­scy, na­wet Key’la.

– Wi­taj w domu, Ka­ile­an – po­wie­dzia­ła wresz­cie.

Do­tknę­ła jej po­licz­ka.

W wo­zie sy­pial­nym znaj­do­wa­ło się kil­ka łó­żek. Łó­żek wo­zac­kich, czy­li drew­nia­nych ram, na któ­rych roz­pię­to ple­cion­kę z koń­skie­go wło­sia i po­ło­żo­no cien­ki ma­te­rac. Mo­gła­by w każ­dej ręce unieść trzy po­dob­ne me­ble. Te­raz więk­szość z nich po­sta­wio­no pio­no­wo pod ścia­ną, żeby zro­bić miej­sce dla Der’eka i jego słu­cha­czy. Okna były przy­mknię­te, two­rząc na­stro­jo­wy pół­mrok.

– No, no, Pierw­szy, wi­dzę, że po­sta­no­wi­łeś po­cza­ro­wać ro­dzi­nę opo­wie­ścią o wiel­kim mie­ście, gdzie żyje trzy­dzie­ści ty­się­cy Ver­dan­no. Złaź, Key. – Ka­ile­an po­sta­wi­ła małą na pod­ło­dze.

– Sześć­dzie­siąt ty­się­cy, ku­zyn­ko. Już sześć­dzie­siąt. – Naj­star­szy spoj­rzał na nią bez uśmie­chu, dziw­nie po­waż­ny i sku­pio­ny. Na nie­wi­docz­ny znak resz­ta ro­dzi­ny za­sia­dła w pół­okrę­gu wprost na pod­ło­dze. Ona nie, Pierw­szy był od niej wyż­szy o gło­wę, więc na ra­zie wo­la­ła stać.

– A skąd się tam wzię­ło tylu lu­dzi, hę?

Po raz pierw­szy się uśmiech­nął, le­ciut­ko, sa­my­mi ką­ci­ka­mi ust. I zro­zu­mia­ła, jaki jest spię­ty, nie tyle pa­trzył na nią, ile mie­rzył wzro­kiem, jak­by za­sta­na­wiał się... – na­gle to do niej do­tar­ło – jak­by się za­sta­na­wiał, ile i czy co­kol­wiek usły­sza­ła z jego opo­wie­ści.

– Po­wie­dział­bym ci, ale mamy tu dziec­ko. – Uśmiech się nie zmie­nił.

– Hej! – Key’la po­ru­szy­ła się nie­spo­koj­nie.

– My wie­my, że ty wiesz, że dzie­ci przy­no­si nocą bia­ła klacz i zo­sta­wia je pod wo­zem ro­dzi­ców. – Nee’wa po­tar­mo­si­ła ma­łej wło­sy.

– Tyl­ko że do Man­del­len mu­siał­by co noc przy­bie­gać wiel­ki ta­bun bia­łych kla­czy. – Det’mon chy­ba się uśmie­chał, wy­czu­ła to w jego gło­sie, ale go nie wi­dzia­ła, nie spusz­cza­jąc oczu z Pierw­sze­go. – Nikt w ca­łym mie­ście nie mógł­by spać.

– Ale te kla­cze bie­ga­ją ci­szej, niż su­nie wie­czor­na mgła, nie po­win­ny ni­ko­mu prze­szka­dzać... – To była znów Nee’wa.

– Prze­stań­cie! Wiem, że dzie­ci bio­rą się z brzu­cha mamy!

Ktoś do­stał kuk­sań­ca, ktoś za­chi­cho­tał. Ka­ile­an nie od­ry­wa­ła oczu od twa­rzy Der’eko.

– Pięk­nie opo­wia­da­łeś – mruk­nę­ła. – Szko­da, że nie wi­dzia­łam do­kład­nie.

– Ta­kie tam ba­ję­dy dla dzie­ci. Dla po­krze­pie­nia wy­gnań­ców.

– Więc się pew­nie przy­da­dzą. Tu jest peł­no wy­gnań­ców. Ostat­nia woj­na stwo­rzy­ła ich set­ki ty­się­cy. Nie­któ­rzy wro­śli już w nowe zie­mie.

– Tak. Nie­któ­rych na­wet zmu­szo­no do tego siłą. I pra­wa­mi. Me­ekhań­ski­mi – do­dał, wy­cią­ga­jąc pa­lec w jej stro­nę.

Zmarsz­czy­ła brwi, bar­dziej za­sko­czo­na niż ob­ra­żo­na tym ge­stem, w ro­dzi­nie od daw­na nikt nie wspo­mi­nał, że nie jest arb’ver­dan­no uro­dzo­na na wo­zie. Dla wszyst­kich była ku­zyn­ką, mimo ja­snych wło­sów, zie­lo­nych oczu i bla­dej cery. Ale roz­ma­wia­li w wy­so­kiej mo­wie, więc wie­dzia­ła, że nie chciał jej ob­ra­zić, tyl­ko pod­kre­ślić oczy­wi­sty fakt, że Me­ekhan nie jest jego oj­czy­zną.

– Tak, Der. Pra­wa. Po­każ mi do­wol­ne kró­le­stwo, któ­re nie opie­ra się na pra­wach. Na­wet Se-koh­land­czy­cy je mają. A może ina­czej – uśmiech­nę­ła się tak jak on, sa­my­mi war­ga­mi – oni mają kró­le­stwo, bo mają pra­wa. Ro­zu­miesz?

– A my stra­ci­li­śmy swo­je, bo nie mie­li­śmy praw?

Płyn­nie prze­szedł na me­ekh, jak­by nie chciał ka­lać wy­so­kiej mowy zwy­kłą kłót­nią.

– My? Kto, my? Za­py­taj ojca... – Też zmie­ni­ła ję­zyk.

– A po co? Znam jego opo­wie­ści.

– Więc ja­kie kró­le­stwo stra­ci­li ci, któ­rzy nie uzna­wa­li żad­nych gra­nic ani wła­dzy nad sobą? Kró­lew­ska ka­ra­wa­na była kró­lew­ska tyl­ko z na­zwy, bo kró­la nie słu­cha­no na­wet na wła­snym wo­zie. Ko­czow­ni­cy miaż­dży­li obo­zy je­den po dru­gim, bo każ­dy z nich wal­czył za sie­bie. Pa­mię­tasz opo­wieść o ka­ra­wa­nach Lan­tayo i Kerw? Gdy ci pierw­si wal­czy­li na śmierć i ży­cie z po­tęż­nym za­go­nem, gdy ich obóz od­pie­rał szturm za sztur­mem, ci dru­dzy mi­nę­li pole bi­twy le­d­wo o dzie­sięć mil i po­je­cha­li da­lej. Dwa ple­mio­na, któ­re nie po­tra­fi­ły za­po­mnieć o daw­nych wa­śniach i oba zo­sta­ły po­ko­na­ne. Kto nie sza­nu­je wła­snych praw i nie słu­cha wła­sne­go kró­la, bę­dzie mu­siał po­kło­nić się cu­dzym pra­wom i bę­dzie słu­żył jako nie­wol­nik u ob­cych. Tak mówi Gen­no La­skol­nyk, je­śli nie wiesz.

– Tak. Jako nie­wol­nik. Do­bre okre­śle­nie, Ka­ile­an.

Och, w me­ekhu też moż­na od­dać wie­le zna­czeń samą in­to­na­cją. Na­bra­ła tchu i po­wo­li wy­pu­ści­ła po­wie­trze, roz­luź­nia­jąc na­pię­te mię­śnie. To upał, po­my­śla­ła, to przez ten cho­ler­ny upał. Ga­da­my, co nam śli­na na ję­zyk przy­nie­sie, a w taki upał ła­twiej się kłó­cić, niż być mi­łym. Po pro­stu czło­wiek chce wy­rzu­cić z sie­bie zmę­cze­nie i otę­pie­nie, chce wy­żyć się na kimś za pot za­le­wa­ją­cy oczy i ubra­nie le­pią­ce się do ple­ców, a nic nie po­ma­ga na to le­piej niż kil­ka ostrych słów. Na chwi­lę się za­po­mi­na­my, a po­tem mie­sią­ca­mi li­że­my rany.

– Zmie­ni­łeś się, Der – prze­szła z po­wro­tem na wyż­szą mowę. – Mia­sto cię od­mie­ni­ło. Cie­ka­we, czy kie­dy kładł dłoń na mie­czu, wie­dział, że na­zwą go ven­hor­rem. Ja też kie­dyś mo­głam od­wró­cić się do cie­bie ple­ca­mi.

Wyż­sza mowa – to rów­nież alu­zje i skró­ty. Mowa cia­ła i ge­sty. Moż­na jed­nym zda­niem wy­ra­zić to, na co w me­ekhu po­trze­ba trzy razy wię­cej słów. „Gdy kładł rękę na mie­czu”. Dla Wo­za­ków był tyl­ko je­den czło­wiek, do któ­re­go mo­gły od­no­sić się te sło­wa – Gen­no La­skol­nyk. Ven­hor­rem na­zy­wa­no każ­de­go za­mie­sza­ne­go w han­del nie­wol­ni­ka­mi. Nie­wie­le było gor­szych obelg na Wscho­dzie. „Mo­głam się od­wró­cić ple­ca­mi” – ufa­łam, że mnie nie zra­nisz, a wła­śnie to zro­bi­łeś. Coś, co nie prze­szło­by jej przez gar­dło w me­ekhu czy ana­ho, dało się wy­ra­zić kil­ko­ma ge­sta­mi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x