Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Tyl­ko że o tym rów­nież się nie roz­ma­wia­ło.

Przy­sia­dła na roz­kła­da­nej ła­wie obok okna. Je­śli ja­kimś cu­dem po­ja­wi się wiatr, nie omi­nie jej ża­den po­dmuch. Pot nie spły­wał jej już tyl­ko po twa­rzy. Lnia­na ko­szu­la le­pi­ła się do ple­ców i pier­si; się­gnę­ła do gor­se­ci­ka i po­lu­zo­wa­ła go. Le­piej.

Ciot­ka Vee’ra sta­ła do niej ty­łem, mie­sza­jąc coś za­wzię­cie w wiel­kim ga­rze. Była pięk­ną ko­bie­tą, wy­so­ką i szczu­płą i mimo uro­dze­nia dzie­siąt­ki dzie­ci, wciąż mia­ła ta­lię dwu­dzie­sto­lat­ki. Lecz zwa­żyw­szy, ile cza­su spę­dza­ła w sau­nie, w któ­rą zmie­niał się pod­czas go­to­wa­nia wóz ku­chen­ny, nie po­win­no to ni­ko­go dzi­wić.

Od­wró­ci­ła się z uśmie­chem, wy­cią­ga­jąc w jej stro­nę głę­bo­ką gli­nia­ną mi­secz­kę.

– Czę­stuj się, Ka­ile­an. Po­win­na być już do­bra.

Ka­ile­an wzię­ła na­czy­nie. Ostroż­nie siorb­nę­ła. Zupa była pysz­na – od­po­wied­nio do­pra­wio­na, z ła­god­nym, wy­raź­nym sma­kiem doj­rza­łe­go sera i uno­szą­cą się nad wszyst­kim nutą ostrych przy­praw i ziół. Na chwi­lę za­po­mnia­ła o du­cho­cie i o tym, że wła­śnie pije coś, co nie­wie­le róż­ni się tem­pe­ra­tu­rą od wrząt­ku.

– Mmmm, prze­pysz­na, cio­ciu. Jed­nak po­win­naś dać się na­mó­wić Aan­dur­so­wi i za­cząć u nie­go pra­cę. Choć­by ze dwa razy w mie­sią­cu. Ostat­nio pod­bił prze­cież cenę.

Wła­ści­ciel Ven­do­ra, za­przy­jaź­nio­ny z ro­dzi­ną ko­wa­la, od wie­lu lat pro­po­no­wał Vee’rze pra­cę, bę­dąc świę­cie prze­ko­na­ny, że jej ta­lent roz­sła­wi za­jazd na wie­le mil. Na ra­zie nie­wie­le wskó­rał.

– Może kie­dyś, jak będę mia­ła mniej na gło­wie. Poza tym wiesz prze­cież, że ja w ob­cej kuch­ni... – Ciot­ka wzru­szy­ła ra­mio­na­mi i wró­ci­ła do mie­sza­nia zupy.

Po chwi­li przy­tłu­mi­ła hu­czą­cy w pie­cu ogień, przy­kry­ła gar i zręcz­nie mi­ja­jąc Ka­ile­an, usia­dła przy niej na ła­wie.

– Co sły­chać w sze­ro­kim świe­cie? – za­ga­iła.

– W sze­ro­kim świe­cie jak to w sze­ro­kim świe­cie, cio­ciu. – Ka­ile­an wzru­szy­ła ra­mio­na­mi. – Ty mi ra­czej po­wiedz, dla­cze­go do­pie­ro przy­pad­kiem do­wia­du­ję się, że bliź­nia­cy wy­ku­wa­ją swo­je ka­vayo? Hę?

Gli­nia­na mi­ska za­czę­ła ją pa­rzyć w pal­ce, lecz i tak ma­chi­nal­nie po­cią­gnę­ła ko­lej­ny łyk. Kub­ki sma­ko­we za­pia­ły z za­chwy­tu.

Star­sza ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się rzew­nie.

– Dla mnie to też była nie­spo­dzian­ka, dziec­ko. Duża nie­spo­dzian­ka. Ale gdy ostat­nio ich przy­tu­li­łam, to oka­za­ło się, że są już wy­żsi i ode mnie. Nie da się po­wstrzy­mać źre­biąt od do­ra­sta­nia.

– Źre­biąt, co? To za­wia­dom mnie, jak już bę­dzie­cie te źre­bię­ta pod­ku­wać. Dla ta­kie­go wi­do­ku prze­bę­dę każ­dą dro­gę.

Vee’ra za­śmia­ła się cie­pło i Ka­ile­an nie po raz pierw­szy ogar­nę­ło zdu­mie­nie. Jak­by małe dziec­ko śmia­ło się gło­sem do­ro­słej ko­bie­ty. Tyle szcze­rej ra­do­ści.

– Nie, Ka­ile­an, na pew­no nie za­po­mni­my cię za­wia­do­mić. – Ciot­ka otar­ła łzę z ką­ci­ka oka. – Ja... i tak są­dzę, że trzy­ma­li­śmy ich zbyt dłu­go. Mają pięt­na­ście lat, w ka­ra­wa­nie od co naj­mniej roku no­si­li­by już wła­sne noże.

W ka­ra­wa­nie... Ka­ile­an za­wsze za­sta­na­wia­ła się, czy ciot­ka sły­szy, co po­ja­wia się w jej gło­sie, gdy mówi te sło­wa. W ka­ra­wa­nie. Z mięk­kim przy­de­chem, jak­by pła­ka­ła sy­la­ba­mi.

– W ka­ra­wa­nie jeź­dzi­li­by już wła­snym ry­dwa­nem, cio­ciu – po­wie­dzia­ła ci­cho. – Je­den by po­wo­ził, a dru­gi miał łuk. Pew­nie Fen, bo le­piej strze­la. W ka­ra­wa­nie naj­pew­niej by­li­by już za­rę­cze­ni, z wy­so­ki­mi, sma­gły­mi dzie­wu­cha­mi, przed któ­ry­mi po­pi­sy­wa­li­by się po­wo­że­niem i cel­no­ścią. W ka­ra­wa­nie...

Nie do­koń­czy­ła, bo nie pierw­szy raz jej roz­mo­wa z ciot­ką wpa­dła w ko­le­iny, któ­rych obie po­win­ny uni­kać. W ka­ra­wa­nie wszyst­ko by­ło­by ina­czej, wozy to­czy­ły­by się przez step, ro­ze­śmia­ni chłop­cy śmi­ga­li­by w ry­dwa­nach, a dziew­czę­ta flir­to­wa­ły­by z nimi i uczy­ły się, jak być do­bry­mi żo­na­mi i mat­ka­mi. Pę­dzo­ne obok ka­ra­wa­ny sta­da mu­cza­ły­by zgod­nie, wy­peł­nia­jąc prze­strzeń pie­śnią o po­tę­dze i do­bro­by­cie. W ka­ra­wa­nie wszyst­kie wozy by­ły­by ko­lo­ro­we, rów­ni­na gład­ka, a pa­szy i wody – za­wsze w bród. Wszyst­ko tak pięk­ne, jak pięk­ne są wspo­mnie­nia ko­bie­ty, któ­rej ka­ra­wa­na za­trzy­ma­ła się ćwierć wie­ku temu. W jej wspo­mnie­niach nie było miej­sca na chłop­ców ła­mią­cych so­bie kar­ki w cza­sie jaz­dy ry­dwa­nem, nie było krwi spły­wa­ją­cej po ostrzach ka­vayo w cza­sie mię­dzy­ple­mien­nych starć, nie było po­rwań, ro­dzin­nej wen­de­ty, kra­dzie­ży stad ani bra­to­bój­czych walk. Ina­czej niż we wspo­mnie­niach And’ewer­sa. Nie było nie­na­wi­ści, za­zdro­ści, po­zo­sta­wia­nia krew­nia­ków na pa­stwę losu, zdrad. Ka­ile­an cza­sem my­śla­ła, że każ­de z nich odzie­dzi­czy­ło inny ze­staw wspo­mnień. Vee’ra do­sta­ła te do­bre, a jej mąż te złe.

Za­mil­kły na chwi­lę. Ka­ile­an, za­pa­trzo­na we wnę­trze mi­secz­ki, bała się pod­nieść wzrok. Wszyst­ko przez ten upał, po­my­śla­ła. Gdy­by nie upał, le­piej pa­no­wa­ła­bym nad ję­zy­kiem. A było bli­sko, na­praw­dę bli­sko, o mało nie po­wie­dzia­ła: „W ka­ra­wa­nie w sze­ściu wo­zach miesz­ka­ło­by dwa razy tyle osób, co tu­taj”. Naj­pew­niej w wo­zach Ka­le­ven­hów by­li­by tak­że ro­dzi­ce And’ewer­sa, może mał­żeń­stwo ro­dzeń­stwa jego i żony, bo rody chęt­nie wią­za­ły się ze sobą nie tyl­ko jed­nym związ­kiem. By­ło­by o wie­le wię­cej dzie­ci.

– Ale w ka­ra­wa­nie – pod­ję­ła po chwi­li – nie by­ło­by mnie, cio­ciu. I omi­nę­ła­by mnie ta zupa, a to już na­zwa­ła­bym nie­szczę­ściem.

Bło­go­sła­wio­ny ję­zyk, w któ­rym moż­na wy­po­wie­dzieć ta­kie pro­ste kłam­stew­ka.

Oczy ciot­ki roz­ja­śni­ły się na chwi­lę.

– Der’eko wró­cił wczo­raj – rzu­ci­ła. – Spo­tka­łaś go już?

Po­krę­ci­ła gło­wą.

– Nie, cio­ciu, a wuj na­wet sło­wem się nie za­jąk­nął, że pier­wo­rod­ne­go ma w domu. Ktoś tu za­słu­żył na la­nie.

Od­po­wie­dział jej ci­chy śmiech.

– Nie ty jed­na masz cza­sem ocho­tę, by to zro­bić, Ka­ile­an. Ale on jest, jaki jest, mam na­dzie­ję, że wresz­cie się roz­mó­wią z Pierw­szym i prze­sta­ną na sie­bie pa­trzeć wil­kiem.

Naj­star­szy syn wy­je­chał do Man­del­len wbrew woli ojca, któ­ry uwa­żał, że chło­pak musi się jesz­cze spo­ro na­uczyć. Ale Der’eko wie­dział swo­je. Po pierw­sze, w tym mie­ście-obo­zie żyło naj­wię­cej Ver­dan­no we wschod­nich pro­win­cjach. Po dru­gie, ta mała wio­ska, któ­ra z dnia na dzień ob­ro­sła ty­sią­ca­mi wo­zów, nie­ocze­ki­wa­nie sta­ła się jed­nym z naj­waż­niej­szych miast na po­gra­ni­czu, bo taka ilość lu­dzi zwa­bi­ła na miej­sce kup­ców i rze­mieśl­ni­ków z ca­łej oko­li­cy. Kup­cy przy­jeż­dża­li po ele­men­ty koń­skie­go wy­po­sa­że­nia, rze­mieśl­ni­cy, żeby ofe­ro­wać to, cze­go Wo­za­cy sami nie wy­ra­bia­li, jak na przy­kład gli­nia­ne dzba­ny czy szkla­ne bu­tel­ki. Po kil­ku la­tach w Man­del­len, oprócz kil­ku­dzie­się­ciu ty­się­cy ucie­ki­nie­rów z Pół­noc­nej Wy­ży­ny, miesz­ka­ło już co naj­mniej dzie­sięć ty­się­cy in­nych lu­dzi. Mia­sto sta­ło się praw­dzi­wą me­tro­po­lią, gdzie każ­dy ko­wal był na wagę zło­ta. A And’ewers, choć się za­rze­kał, że jego sy­no­wie jesz­cze nic nie umie­ją, do­brze wy­uczył ich fa­chu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x