Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ta wojna jeszcze bardziej zmieniła oblicze Wschodu. Większość miejscowych plemion, mieszkających po obu stronach granicznej rzeki, zachowała się lojalnie w stosunku do Imperium. A przynajmniej nie wsparła najeźdźców. Lecz kilka grup chętnie przyłączyło się do se-kohlandzkiej armii konnej, rabując, mordując i pokazując drogę w głąb Meekhanu. Po klęsce Ojca Wojny i powrocie do starej granicy, Meekhańczycy postąpili zgodnie ze swoimi zwyczajami: mięso i chleb dla przyjaciół, żelazo i ogień dla wrogów. Niedobitki takich plemion jak Myngoni czy Kayerowie zostały wypędzone za rzekę, Wehrengowie i Hearysi otrzymali prawo do obywatelstwa i swobodnych wędrówek wzdłuż granicy. Nie było w tym zresztą zbytniej łaski, to właśnie spośród tych ludów armia Imperium rekrutowała większość lekkiej jazdy. Granicę uszczelniono tak, jak się dało, zakładając co kilkanaście mil warowne obozy, a co kilkadziesiąt silne stanice, uzupełniające linię otoczonych murami miast i osad. Po jej zachodniej stronie znalazło się kilkadziesiąt plemion i szczepów, które dochowały wierności Imperium i które – zgodnie z nadanymi przywilejami – mogły zachować własne obyczaje, wierzenia i tradycje.
Lecz to rodziło problemy, o których nikt nie pomyślał, niektóre z tych plemion używały bowiem magii nieakceptowanej przez Wielki Kodeks. Inne miały do Pani Stepów dość lekceważący stosunek, co doprowadzało kapłanów największej wschodniej Świątyni do szału. Jeszcze inne nie zerwały kontaktów z mieszkającymi na wschodzie krewniakami, pomimo oficjalnej polityki meekhańskiego tronu.
A wszystko to z wiszącą wciąż nad głowami groźbą kolejnego najazdu.
Wschodnie prowincje zaczynały przypominać jakąś przypadkowo dołączoną do Imperium krainę, zamieszkaną przez na wpół dzikie plemiona, rządzącą się dziwnymi prawami i hołdującą niecywilizowanym zwyczajom.
Tak myśleli politycy – dla nich tysiące verdańskich wozów było tylko kolejnym kłopotem, który najchętniej zostawiliby na głowie Ojca Wojny. Po co prowokować wciąż potężnego sąsiada? Po co ściągać sobie na głowę tysiące nowych mieszkańców, którzy może wcale nie zechcą podporządkować się imperialnemu prawu, a co gorsza, może nie zechcą płacić podatków? Po co w ogóle robić cokolwiek, niech ten problem sam się rozwiąże.
Lecz meekhańską armią dowodził człowiek, który pochodził ze wschodnich stepów i jak powiadano, był twórcą niemal całej kawalerii Imperium. I znał lepiej niż którykolwiek z polityków sposób myślenia Ojca Wojny. Więc gdy pierwsze z wozów zatrzymały się przed rzeką, przejechał bród w towarzystwie kilku przybocznych i ocenił przybyszów. Nie mógł nie znać ich wartości jako rzemieślników i hodowców koni, lecz chciał przekonać się naocznie, jakich ludzi wypluł z siebie Krwawy Marsz. A potem jednym gestem wskazał im drogę na zachód.
Rzekę przekroczyło łącznie dwadzieścia tysięcy wozów i ponad sto pięćdziesiąt tysięcy ludzi. A gdy na drugim brzegu stanęły se-kohlandzkie a’keery i ich dowódca wjechawszy w bród, krzyknął: „Ci niewolnicy są nasi! Oddajcie ich!”, Genno Laskolnyk wyjechał mu naprzeciw i nawet nie kładąc dłoni na rękojeści miecza, lecz tylko się uśmiechając, powiedział: „A więc chodźcie i weźcie ich sobie”.
Kailean szczerze wątpiła w taką wersję wydarzeń, lecz była to zbyt piękna opowieść, żeby jej nie powtarzać.
Bo koczownicy zawrócili wtedy konie i pojechali na wschód. Bo, o czym niektórzy dyplomaci Imperium zdawali się zapominać, politykę czasem trzeba prowadzić, pokazując pancerną pięść.
Lecz urzędnicy i tak postanowili coś zrobić z tym niespodziewanym kłopotem. Nie podobała im się wizja kolejnych tysięcy wolnych jak ptaki nomadów, wędrujących wzdłuż całej wschodniej granicy. Więc żeby nie dopuścić do jej spełnienia, wydali szybko tzw. prawo o kołach.
To znaczy kazali je zdjąć z wozów.
Odtąd każdy wozacki ród miał prawo raz na pięć lat założyć koła do swoich wozów i wywędrować, za zgodą odpowiednich władz, w nowe miejsce. Potem koła miały być zdjęte, a wozy zamieniały się w długie chaty. Takie jak te, na które właśnie patrzyła.
Widziała karawanę, którą kawałek pergaminu i pieczęć jakiegoś urzędasa zatrzymała w miejscu.
Gdyby dostała tego wypierdka w swoje ręce...
Z drugiej strony, gdyby nie to prawo, być może nigdy nie spotkałaby rodu Kalevenhów, bo zamiast szukać dla siebie miejsca do osiedlenia, wędrowaliby pewnie razem z plemieniem.
Milczeli prawie kwadrans, wyczesując końską sierść. Kailean pierwsza zmęczyła się ciszą.
– Co ciotka mówi o upałach? – zagaiła wreszcie.
– Będą trwały jeszcze co najmniej miesiąc. Może dłużej. Jak tak dalej pójdzie, cena owsa skoczy pod niebo.
– No, a wszyscy w mieście mówią, że jak tak dalej pójdzie, Se-kohlandczycy ruszą. Na całych Wielkich Stepach nie ma już dość trawy dla ich stad. Jeśli bydło zacznie im padać, będą musieli znaleźć nowe pastwiska. Albo nowe zwierzęta.
Kowal przerwał, spojrzał na nią ponad końskim grzbietem i spokojnie wrócił do czesania.
– Słyszę to co roku, odkąd tu zamieszkaliśmy, Kailean. Koczownicy nadciągają, już widziano wielkie skrzydła ich armii, a luźne a’keery są na naszym brzegu rzeki. Lada chwila wpadną tu i zaczną palić, gwałcić i mordować. Chyba że im się kolejność pomyli. Jak jest susza, to przyjdą, żeby zagrabić nasze stada, jak leje, przyjdą, żeby zagrabić nasze ziemie, te położone wyżej. Jak nie jest za sucho ani za mokro i mamy urodzaj, to wtedy na pewno przyjdą, bo urośli w siłę i chcą grabić z nudów. Gdyby nie Se-kohlandczycy, przez cały rok nie byłoby o czym gadać i niektórzy nie otworzyliby gęby. Jesień się zaczęła, żaden dureń nie będzie wszczynał wojny, gdy zboże zżęte, owoce w sadach zebrane, a zamki i miasta mają pełne spichrze. Poza tym wszyscy mówią, że u Se-kohlandczyków szykują się inne problemy.
No tak. Plotki o niedomaganiu Yawenyra poszły już w step. Nawet sama Laal nie zdołałaby ich teraz zatrzymać.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.