Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Za­mie­rzasz go za­mę­czyć na śmierć?

No tak, ko­nia­rze. Gdy­by le­ża­ła za­krwa­wio­na mię­dzy ko­py­ta­mi To­ry­na, to naj­pierw i tak za­ję­li­by się ko­niem, a po­tem do­pie­ro spy­ta­li, cze­mu bru­dzi zie­mię. Zmarsz­czy­ła brwi.

– Też się cie­szę, wuju, że cię wi­dzę.

– Po­tem, Ka­ile­an, po­tem. Na ra­zie za­pro­wadź­my go do staj­ni.

Tyl­ko staj­nia nie była ni­g­dy wo­zem miesz­kal­nym. Zbu­do­wa­no ją od pod­staw i mia­ła chy­ba więk­sze wy­go­dy niż nie­je­den bu­dy­nek w mie­ście. Sze­ro­kie bok­sy, po­idła za­wsze peł­ne wody i żło­by peł­ne owsa. A w środ­ku pa­no­wał chłód. Ko­nie Ver­dan­no po­wi­ta­ły To­ry­na przy­ja­zny­mi par­sk­nię­cia­mi.

– Wy­trzyj go, wy­czesz i na­pój.

– Już go dziś cze­sa­łam.

– Zgrze­błem? – Prze­je­chał dło­nią po koń­skim grzbie­cie, ja­kimś cu­dem od­naj­du­jąc ka­wa­łek przy­bru­dzo­nej sier­ści. Za­ło­żył szczot­kę na dłoń, dziew­czy­nie po­da­jąc dru­gą.

Nie było sen­su pro­te­sto­wać. W koń­cu To­ry­na do­sta­ła w po­da­run­ku od And’ewer­sa i kto jak kto, ale on znał się na ko­niach. Poza tym w staj­ni było chłod­no i przy­jem­nie, a jej wierz­cho­wiec za­słu­żył so­bie na kil­ka chwil uwa­gi.

Cze­sząc ko­nia, za­wsze po­zwa­la­ła my­ślom pły­nąć swo­bod­nie.

Kie­dyś, trzy­dzie­ści lat temu, ta­kich wo­zów jak te sześć było dzie­siąt­ki ty­się­cy. Nie­któ­rzy twier­dzi­li, że do­brze po­nad sto ty­się­cy. Po­dzie­lo­ne na kla­no­we i ple­mien­ne związ­ki, ru­cho­me me­tro­po­lie prze­mie­rza­ły wzdłuż i wszerz wy­ży­nę po­ło­żo­ną na pół­noc od Wiel­kich Ste­pów i przez wie­le lat ni­ko­mu roz­sąd­ne­mu nie przy­cho­dzi­ło do gło­wy, żeby wda­wać się z Ver­dan­no w woj­nę. Licz­ni i bit­ni, po­tra­fi­li bły­ska­wicz­nie zmie­niać swo­je wę­drow­ne mia­sta w wa­row­ne obo­zy, na któ­rych ła­ma­ły so­bie zęby wszyst­kie ar­mie. Chęt­nie han­dlo­wa­li z są­sia­da­mi, mie­li świet­nych ko­wa­li i ry­ma­rzy, a ich sio­dła i uprzę­że ucho­dzi­ły za naj­lep­sze na świe­cie. Zna­ko­mi­ci rze­mieśl­ni­cy oraz wiel­kie sta­da by­dła, cią­gną­ce za każ­dą ka­ra­wa­ną, były źró­dłem siły i bo­gac­twa tego ludu.

I te wiel­kie sta­da by­dła sta­ły się przy­czy­ną ich zgu­by. Gdy czter­dzie­ści lat temu Oj­ciec Woj­ny pod­bił i zhoł­do­wał wszyst­kie ple­mio­na Wiel­kich Ste­pów, po­trze­bo­wał tych stad. Po­trze­bo­wał mię­sa i tłusz­czu, żeby za­peł­nić żo­łąd­ki stu­ty­sięcz­nej ar­mii, po­trze­bo­wał skór na na­mio­ty i pan­ce­rze, ko­ści i ścię­gien na łuki. Pierw­szą wiel­ką woj­nę Se-koh­land­czy­cy, jak ich już wte­dy na­zy­wa­no, nie sto­czy­li z Im­pe­rium, tyl­ko z Wo­za­ka­mi Ver­dan­no.

Wę­drow­ne mia­sta pa­da­ły jed­no po dru­gim, bo ko­czow­ni­cy mie­li jaz­dę, a miesz­kań­cy wy­ży­ny nie.

Bo wo­za­cy nie jeź­dzi­li kon­no.

Ni­g­dy.

Ver­dan­no czci­li Laal Sza­ro­wło­są, Pa­nią Ste­pów, pod po­sta­cią ka­men­de­eth śnież­no­bia­łej kla­czy ze zło­tą gwiazd­ką na czo­le. Mie­li le­gen­dę o swo­im pierw­szym wład­cy i bo­gi­ni, i o tym, jak prze­wio­zła go przez Szlak Obłę­du, pro­wa­dząc jego lud do zie­mi obie­ca­nej, a on przy­rzekł jej, że ani sam, ani jego po­tom­ko­wie ni­g­dy już nie wsią­dą na koń­ski grzbiet. Ver­dan­no uży­wa­li koni – cią­gnę­ły ich wozy, za­przę­ga­li je do swo­ich bo­jo­wych ry­dwa­nów, a gdy trze­ba, zwie­rzę­ta cho­dzi­ły w kie­ra­cie. Lecz każ­dy Wo­zak, któ­ry zna­lazł się na koń­skim grzbie­cie, nie­waż­ne, w ja­kich oko­licz­no­ściach, był na­tych­miast wy­pę­dza­ny z rodu. Sta­ra le­gen­da two­rzy­ła rdzeń ich du­cho­wo­ści, spla­ta­ła rody i kla­ny w na­ród, jed­no­cze­śnie wią­żąc im ręce.

Bo Ver­dan­no ko­cha­li ko­nie. Ko­cha­li je obłęd­ną, sza­lo­ną mi­ło­ścią. Po­wia­da­no, że Wo­zak prę­dzej do­pu­ści do tego, żeby jego dzie­ci po­umie­ra­ły z gło­du, niż po­zwo­li, by jego ko­nie za­zna­ły nie­do­stat­ku. Prze­sa­da, ale nie­wiel­ka. Przy czym w swo­ich zwy­cza­jach nie byli bez­myśl­ny­mi fa­na­ty­ka­mi. Z po­zba­wio­nym bi­go­te­rii prag­ma­ty­zmem uzna­wa­li, że inne ludy jeż­dżą kon­no, więc ro­bi­li wszyst­ko, aby ulżyć koń­skim grzbie­tom, i dla­te­go też mie­li naj­lep­szych ry­ma­rzy na Ste­pach. I ko­wa­li. Ele­men­ty koń­skie­go opo­rzą­dze­nia, po­wsta­ją­ce w kuź­ni And’ewer­sa, łą­czy­ły w so­bie pięk­no i prak­tycz­ność. Ver­dan­no byli ab­so­lut­ny­mi mi­strza­mi w wy­twa­rza­niu koń­skich uprzę­ży. Z po­dob­nym prag­ma­ty­zmem przyj­mo­wa­li, że w cza­sie woj­ny moż­na ra­nić i za­bi­jać ko­nie wro­ga, od­da­jąc im jed­nak hołd na­leż­ny szla­chet­ne­mu prze­ciw­ni­ko­wi. Zda­rza­ło się, że po bi­twie zo­sta­wia­li lu­dzi na żer sę­pom, a ko­niom usy­py­wa­li wy­so­ki kur­han.

Lecz sta­ra le­gen­da ro­bi­ła z nich pie­chu­rów i woź­ni­ców. Ni­g­dy jeźdź­ców.

I to wła­śnie przy­wio­dło ich do klę­ski. Za­pra­wio­ne w bo­jach se-koh­landz­kie ar­mie prze­ci­na­ły szla­ki wę­dró­wek wiel­kich ka­ra­wan i ude­rza­ły na nie z za­sko­cze­nia. Cza­sem uda­wa­ło im się roz­bić je w pierw­szym ata­ku, kie­dy in­dziej ka­ra­wa­na osko­ru­pia­ła się war­stwą pan­cer­nych wo­zów i za­mie­nia­ła w wa­row­ny obóz. Ko­czow­ni­cy uczy­li się je zdo­by­wać, cza­ra­mi i siłą, i wkrót­ce żad­ne ru­cho­me mia­sto nie mo­gło czuć się bez­piecz­nie. Och, bi­twy były za­wzię­te, lek­kie ry­dwa­ny Ver­dan­no po­ka­zy­wa­ły, co po­tra­fią, bo woź­ni­ce Ver­dan­no nie dar­mo ucho­dzi­li za naj­lep­szych na świe­cie. Lecz ry­dwa­ny nie po­ko­na­ją ka­wa­le­rii, zwłasz­cza ta­kiej jak se-koh­landz­ka. I ka­ra­wa­ny-mia­sta pa­da­ły jed­na po dru­giej.

Naj­dłu­żej utrzy­ma­ła się naj­więk­sza z nich, zwa­na Hav’lood, Kró­lew­skim Gro­dem. Two­rzy­ło ją po­nad dzie­sięć ty­się­cy wo­zów, któ­re usta­wio­ne w po­tęż­ny, po­czwór­ny mur, przez pół roku od­pie­ra­ły ata­ki pięć­dzie­się­cio­ty­sięcz­nej ar­mii ko­czow­ni­ków. Cza­row­ni­cy Ver­dan­no prze­ciw­sta­wia­li się Źre­bia­rzom Ojca Woj­ny tak sku­tecz­nie, że ten wresz­cie za­ka­zał swo­im sza­ma­nom udzia­łu w wal­ce, śnia­do­skó­rzy wo­jow­ni­cy od­pie­ra­li je­den atak za dru­gim, a we­wnątrz ol­brzy­mie­go czwo­ro­bo­ku pa­sły się wiel­kie ta­bu­ny. I to one zgu­bi­ły w koń­cu obroń­ców, bo ci nie po­tra­fi­li roz­stać się ze swo­imi koń­mi. Gdy za­czę­ło się ob­lę­że­nie, pod nóż po­szły wszyst­kie kro­wy, woły i owce. Lecz nie ko­nie. A tra­wy we­wnątrz wa­row­ne­go obo­zu było za mało i gdy skoń­czy­ły się za­pa­sy pa­szy, a lu­dzie za­czę­li od­da­wać wła­sną żyw­ność zwie­rzę­tom, ostat­ni wład­ca Ver­dan­no na­ka­zał roz­piąć łań­cu­chy spi­na­ją­ce wozy. Czas wiel­kich ka­ra­wan do­biegł koń­ca.

Zdu­mie­wa­ją­ce, że Oj­ciec Woj­ny po­trak­to­wał pod­bi­tych ła­god­nie. Po­zwo­lił im za­trzy­mać wozy, po­zwo­lił za­cho­wać część stad, po­zwo­lił na­wet wę­dro­wać po Ste­pach. Za­brał tyl­ko każ­de dzie­więć z dzie­się­ciu sztuk by­dła i osiem z dzie­się­ciu wy­piesz­czo­nych koni oraz ka­zał so­bie pła­cić da­ni­nę w tym, w wy­twa­rza­niu cze­go Ver­dan­no byli naj­lep­si. W koń­skim opo­rzą­dze­niu. W koń­cu dla na­ro­du jeźdź­ców do­bre sio­dła i uprzę­że były na wagę zło­ta. Wy­da­wa­ło się, że Wo­za­cy wy­szli z tego star­cia le­piej niż ja­kie­kol­wiek inne ple­mię przed nimi, na­dal mie­li wła­sne zie­mie, wła­sne wozy i część wła­snych stad.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x