Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

* * *

Nie są­dzi­ła, że to po­trwa aż tak dłu­go.

Gna­li przez wzgó­rza i do­li­ny, prze­ska­ki­wa­li ja­kieś ra­chi­tycz­ne stru­gi, klą­ska­li ko­py­ta­mi po błoc­ku u ich brze­gów, by za chwi­lę prze­dzie­rać się przez chasz­cze i wy­schnię­te ba­dy­le, wzbi­ja­jąc za sobą się­ga­ją­cy nie­ba tu­man ku­rzu. I tak raz za ra­zem. Ści­ga­ją­cy nie za­mie­rza­li re­zy­gno­wać.

Ka­ile­an się­gnę­ła do koł­cza­nu po ostat­nią igłę i rzu­ci­ła wzro­kiem na wierz­chow­ca Da­ghe­ny, Lei, a po­tem na resz­tę cza­ar­da­nu. Mie­li do­bre ko­nie, naj­lep­sze, ja­kie moż­na było ku­pić za pie­nią­dze, zdo­być w wal­ce lub ukraść, ta­kie, któ­rym nie­jed­no­krot­nie po­wie­rza­li wła­sne ży­cie i któ­re im to ich ży­cie nie­je­den raz wy­nio­sły z opa­łów. Lecz to mo­gło nie wy­star­czyć. To nie był te­ren, na któ­rym dało się po pro­stu pu­ścić w cwał, ru­nąć na­przód i niech zwy­cię­ży szyb­szy. Cho­ler­ne wzgó­rza, po­ro­śnię­te krza­ka­mi, par­szy­we, wy­peł­nio­ne pod­mo­kły­mi tra­wa­mi do­li­ny mię­dzy nimi, i to cią­głe w górę, w dół, w górę, w dół, i znów w górę. Taki po­ścig za­bił­by każ­de­go słab­sze­go ko­nia, ale i nie­któ­re z ich wierz­chow­ców za­czy­na­ły już rzę­zić. Za to ko­nie Se-koh­land­czy­ków...

Ka­ile­an nie pa­trzy­ła już w tył, bo spo­sób, w jaki pę­dzi­ły te zwie­rzę­ta, był bar­dziej niż prze­ra­ża­ją­cy. Ko­nie wy­glą­da­ły, jak­by się nie mę­czy­ły. Gna­ły na­przód, trzy­ma­jąc szyk, i czy to cwa­łu­jąc na dno do­li­ny, czy ga­lo­pu­jąc na szczyt ko­lej­ne­go wzgó­rza, wy­glą­da­ły, jak­by do­pie­ro co roz­po­czę­ły go­ni­twę. Ani je­den się nie po­tknął, nie dy­szał, sierść żad­ne­go nie le­pi­ła się od spie­nio­ne­go potu.

Za to im Se-koh­land­czy­cy nie po­zwa­la­li ode­tchnąć.

Co chwi­lę od głów­nej gru­py od­ry­wał się mniej­szy od­dział i pę­dząc cwa­łem, pró­bo­wał ogar­nąć cza­ar­dan. Oni wte­dy rów­nież pusz­cza­li ko­nie z naj­więk­szą pręd­ko­ścią, gro­żą­cą po­tknię­ciem i skrę­ce­niem kar­ku, więc po chwi­li ści­ga­ją­cy re­zy­gno­wa­li. A je­śli nie, ucie­ki­nie­rzy od­wra­ca­li się i za­sy­py­wa­li ich strza­ła­mi, co za­zwy­czaj źle się koń­czy­ło dla kil­ku Bły­ska­wic, i wte­dy do­pie­ro ści­ga­ją­ca grup­ka zwal­nia­ła. Lecz za­nim cza­ar­dan zdą­żył na­cie­szyć się tym chwi­lo­wym zwy­cię­stwem, ko­lej­na wy­ry­wa­ła się do przo­du i sia­da­ła im na kark. I znów roz­pacz­li­wy cwał i bez­gło­śna mo­dli­twa, by żad­ne z ko­pyt nie tra­fi­ło na kró­li­czą norę albo ostry ka­mień. I znów chwi­la prze­rwy, gdy Jeźdź­cy Bu­rzy od­pusz­cza­li. I tak raz za ra­zem. Do­wód­ca ko­czow­ni­ków mógł rzu­cać do ta­kich po­ści­gów co­raz to nowe od­dzia­ły, zmie­niać je, oszczę­dza­jąc ko­nie po­zo­sta­łych, ale oni nie mie­li ta­kich moż­li­wo­ści. Szar­pa­ne tem­po, cwał, wście­kły ga­lop, cwał, chwi­la od­de­chu, znów cwał – to było za­bój­cze. Wkrót­ce na­dej­dzie czas, gdy ich ko­nie nie wy­krze­szą już z sie­bie ani odro­bi­ny sił. Do­pad­nie ich wte­dy wy­su­nię­ta naj­da­lej gru­pa jeźdź­ców, a chwi­lę po niej – resz­ta.

I będą ich brać żyw­cem.

Bo mimo że ostrze­li­wa­li się ostro i sku­tecz­nie, a ro­do­we du­chy Ver­dan­no jej świad­kiem, że ich strza­ły wy­eli­mi­no­wa­ły już kil­ka­dzie­siąt koni, Se-koh­land­czy­cy nie od­pła­ca­li im tym sa­mym. A prze­cież mie­li łuki i z pew­no­ścią po­tra­fi­li ich uży­wać. Lecz nie strze­la­li, a gdy po­przed­nim ra­zem rzu­ci­ła okiem w tył, zo­ba­czy­ła, że kil­ku jeźdź­ców trzy­ma w rę­kach ar­ka­ny lub dłu­gie, za­koń­czo­ne pę­tla­mi lan­ce. Tak jak twier­dził kha-dar, chcie­li ich mieć ca­łych.

Ta świa­do­mość była jak lo­do­wy ro­bak peł­za­ją­cy wzdłuż krę­go­słu­pa. Cho­dzi­ło o La­skol­ny­ka, o Sza­re­go Wil­ka, czło­wie­ka, któ­ry za­trzy­mał se-koh­landz­kie kon­ne ar­mie u wrót Me­ekha­nu, roz­bił je i po­gnał z po­wro­tem na wschód. To on sta­no­wił ich cel. Był bez­cen­ny, ale tyl­ko żywy. Na­to­miast je­śli ktoś inny wpad­nie im jesz­cze w ręce...

Wszyst­kie te my­śli prze­mknę­ły jej przez gło­wę w tem­pie wy­pusz­czo­nej z łuku strza­ły. Spoj­rza­ła na Da­ghe­nę, ta chy­ba mu­sia­ła my­śleć o tym sa­mym, bo za­ci­snę­ła lewą dłoń w pięść i do­tknę­ła ust, a po­tem pier­si, uśmie­cha­jąc się wy­zy­wa­ją­co. Ten pro­sty gest spra­wił, że Ka­ile­an coś ści­snę­ło za gar­dło. Do ostat­nie­go tchu, do ostat­nie­go ude­rze­nia ser­ca. Spoj­rza­ła Dag w oczy i ski­nę­ła gło­wą.

Tyl­ko po­wiedz kie­dy, sio­stro.

Kie­dy za­wró­ci­my ko­nie i ru­nie­my w tył, żeby wbić się w pę­dzą­cą za nami ścia­nę że­la­za i dać po­zo­sta­łym kil­ka chwil wię­cej.

Bo nie mia­ła wąt­pli­wo­ści, że tę go­ni­twę miał prze­żyć tyl­ko La­skol­nyk. Resz­ta cza­ar­da­nu sta­nie się co naj­wy­żej roz­ryw­ką dla znu­dzo­nych wo­jow­ni­ków. Wy­szcze­rzy­ła się dzi­ko. Da im wię­cej roz­ryw­ki, niż­by pra­gnę­li.

Gdy­by był za mną Ber­deth, mo­gło­by być jej tyle, że śni­ła­by się póź­niej nie­jed­ne­mu po no­cach, po­my­śla­ła. Ale może to i le­piej, że znikł. Mimo wszyst­ko by­ło­by to tro­chę sa­mo­lub­ne, za­bie­rać go na ostat­nią prze­jażdż­kę, wie­dząc, że bę­dzie krót­ka i bo­le­sna.

Gwiz­dek z przo­du ode­rwał ją od po­nu­rych my­śli.

Uwa­ga.

Cwał!

Zdu­mie­wa­ją­ce, ale ko­nie jak­by na nie­wi­dzial­ny sy­gnał same wy­cią­gnę­ły się w sza­leń­czym bie­gu. Ru­szy­li pod gór­kę, szczyt zbli­żał się w obłęd­nym tem­pie, prze­sko­czy­li go i...

Pra­wo! Pra­wo! Pra­wo!

Skrę­ci­li tuż za wznie­sie­niem, na kil­ka­na­ście se­kund za­sło­nię­ci przed wzro­kiem ści­ga­ją­cych. Ka­ile­an spoj­rza­ła w stro­nę, gdzie ich pę­dzo­no, na­stęp­na do­lin­ka, na­stęp­ne wzgó­rze. Za­czy­na­ła mieć wra­że­nie, że Se-koh­land­czy­cy gna­ją ich w kół­ko.

Lecz te­raz oni cwa­ło­wa­li na łeb, na szy­ję w po­przek zbo­cza. I re­ago­wa­li na ko­lej­ne roz­ka­zy. Klin. Wą­sko. Sza­ble.

Ja­dą­cy w luź­nym szy­ku cza­ar­dan zwarł for­ma­cję, sku­pił się w po­dob­ny do gro­tu włócz­ni kształt. Och, prze­mknę­ło jej przez gło­wę, ależ byli w tym do­brzy, La­skol­nyk nie na­le­gał, żeby mieć u sie­bie naj­lep­szych szer­mie­rzy czy łucz­ni­ków, ale je­śli cho­dzi­ło o ma­new­ry, ka­zał im je ćwi­czyć aż do znu­dze­nia. A oni ćwi­czy­li, bo byli w cza­ar­da­nie Sza­re­go Wil­ka. I te­raz w ni­czym nie ustę­po­wa­li ce­sar­skiej gwar­dii czy sa­mym Bły­ska­wi­com. Za­nim prze­by­li sto jar­dów, w peł­nym cwa­le zmie­ni­li się z ja­dą­cej luź­no gru­py w twar­dy i zwar­ty klin z dwo­ma jeźdź­ca­mi z przo­du i sze­ścio­ma u pod­sta­wy.

Su­nę­li te­raz strze­mię w strze­mię, tak że od pierw­sze­go od ostat­nie­go wierz­chow­ca moż­na było przejść po koń­skich grzbie­tach, a ża­den nie prze­su­nął­by się na­wet o cal. Na cze­le w pierw­szej dzie­siąt­ce zna­leź­li się La­skol­nyk, Ko­ci­mięt­ka, Fay­len, Niiar i kil­ku in­nych rę­baj­łów, do­sia­da­ją­cych wiel­kich i ma­syw­nych koni. Resz­ta sku­pi­ła się za nimi. Łuki po­wę­dro­wa­ły do łubi, w dło­niach zna­la­zły się sza­ble, mie­cze i to­po­ry. To­ryn wy­szcze­rzył zęby, nie­za­do­wo­lo­ny z tak cia­sne­go szy­ku, ale krót­kim szarp­nię­ciem wo­dzy przy­wo­ła­ła go do po­rząd­ku. Nie bę­dzie cza­su na za­ba­wę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x