Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Widziałaś kiedyś Wielki Bezdech?
Chyba zaczynała się rozmowa polegająca na wymianie pytań.
– Nie – odpowiedziała. – Ale wuj opowiadał mi o tym.
Wielki Bezdech, bezwietrzny całun, cisza przed burzą. Różnie to nazywano. Gdy na stepach zaczynał się sezon huraganów i wichur, raz na kilkanaście lat pojawiała się trąba powietrzna, która nosiła miano niszczycielki miast. To był prawdziwy potwór, potrafiący mieć u podstawy dwieście jardów średnicy i wkręcający się w niebo z taką furią, że wydawało się, iż sam firmament trzeszczy. I ponoć jej pojawienie się zawsze poprzedzał moment, gdy wszystko spowijała absolutna cisza. Zwierzęta i owady uciekały lub chowały się do najgłębszych nor, powietrze zastygało, świat zamierał w bezruchu. Wielki Bezdech.
– Coś takiego czuję od jakiegoś czasu, Kailean. Jakby w każdej chwili niebo miało mi się zwalić na głowę.
W oczach koczowniczki nie dostrzegła ani śladu uśmiechu. Daghena martwiła się, i to bardzo. Kailean zamrugała i po raz pierwszy od trzech dni przyjrzała się uważnie towarzyszom. Kocimiętka jechał lekko przygarbiony, a spięty był tak, że bicepsy omal nie rozsadzały mu ogniw kolczugi. Lea, drobna i niesforna Lea, która wygrała wyścig i która zazwyczaj uprzykrzała im każdą podróż nieustanną paplaniną, nie odezwała się od chwili, gdy opuścili stanicę, a w siodle siedziała tak, jakby chciała puścić swojego prędkonogiego konika w cwał. Faylen, jeden z najlepszych rębajłów w czaardanie, założył tarczę na ramię, a miecz trzymał oparty o łęk siodła. Landeh brzdąkał od niechcenia na cięciwie, przytrzymując dwoma palcami założoną na nią strzałę. Topór Niiara kołysał się zawieszony na pętli u jego nadgarstka. Cholera jasna, ona sama trzymała szablę w dłoni, a przecież byli w Imperium i spokojnie wracali do domu.
Spojrzała na Daghenę. Jej przyjaciółka zamiast zwyczajowej kurtki założyła ewelar, charakterystyczny dla swojego plemienia skórzany pancerz, zrobiony z przeplatających się pasów utwardzonej skóry wzmocnionych guzami z brązu. Widziała ją tak uzbrojoną może ze trzy razy. Psiakrew, ona sama założyła na przeszywanicę kolczugę z krótkimi rękawami. Zrobiła to zupełnie bezwiednie, tak jak bezwiednie bawiła się od jakiegoś czasu rękojeścią szabli.
– No nareszcie. – Dag uśmiechnęła się łobuzersko. – A już myślałam, że prześpisz całą zabawę.
– Jaką zabawę?
Czarne oczy otworzyły się szerzej.
– Kailean – powiedziała cicho. – Zanim wjechaliśmy do stanicy, kha-dar zebrał czaardan i powiedział, że będziemy tu nie dłużej niż trzy dni, żebyśmy nie wdawali się w pijatyki i niczemu nie dziwili. I że każdy, kto chce, może zostać w stanicy, gdy będziemy ją opuszczać, bo droga powrotna może być niebezpieczna. Pamiętasz?
To było pewnie wtedy, gdy zatrzymali się pół mili przed obozem. Chwilę wcześniej poczuła, że towarzysząca jej od lat obecność Berdetha znikła. Wszyscy stali w kręgu, Laskolnyk coś mówił, a ona rozpaczliwie sięgała umysłem we wszystkie strony.
– Pamiętam – potwierdziła spokojnie. – Po prostu trochę się martwię. Jak myślisz, o co tu chodzi?
– A bo ja wiem? – Daghena wzruszyła ramionami. – Ale będziemy rozbijać obóz za rozstajami i wtedy pewnie kha-dar trochę nas oświeci. Na razie miej oczy otwarte.
* * *
Na postój wybrali małą nieckę. Przypominała bardziej dziurę w ziemi niż zapewniający schronienie jar, ale wystarczyła. Osłaniała ich od wiatru, a jeśli rozpalą ogniska, nawet te niemal niewidoczne i niedymiące stepowe ogniska, żadna zdradziecka iskra nie ujawni ich pozycji nieproszonym gościom.
Laskolnyk wjechał do niej pierwszy, zatrzymał się pośrodku i odwrócił ku oddziałowi. Przypatrywał się przez chwilę każdemu z osobna.
– Stąd do stanicy są cztery mile. Jeśli ktoś czegoś zapomniał, może wrócić.
Nikt się nie ruszył.
– Dobrze. – Kha-dar skinął głową. – O świcie zapytam jeszcze raz. Więc do roboty. Nocujemy tutaj, ruszamy, zanim słońce wzejdzie. Warty po sześciu ludzi, Kocimiętka i Ryuta wyznaczą kolejność. Broń pod ręką, nie sądzę, żeby już zaczęły się kłopoty, ale trzeba i z tym się liczyć.
Daghena uniosła rękę.
– Jakie kłopoty, kha-dar?
– Dojdziemy do tego, córuchna, po kolei. Konie rozkulbaczyć, nakarmić i napoić. Tylko dwa ogniska. Tylko przez godzinę. Potem zbiórka.
Opuszczając siodło, Kailean sięgnęła umysłem wokół. Nic, pustka. Straciła Berdetha.
Następną godzinę zajęły jej normalne, obozowe czynności. Zdjęła siodło, wyczyściła konia, nałożyła mu na pysk worek z owsem. Potem pomogła Lei wykopać dołek, w którego głębi rozpaliły niewielkie ognisko. Suszony koński nawóz palił się wolno, niemal nie dając dymu. Ustawiły nad nim napełniony wodą kociołek, po czym wrzuciły do niego kilka garści suszonego mięsa i ziół. Noc nie zapowiadała się zimna, ale rozgrzać się przed noclegiem na ziemi zawsze było warto.
Potem Laskolnyk rzucił kilka słów i cały czaardan zgromadził się znów wokół niego. Kailean, grzejąc dłonie na kubku z zupą, wpatrywała się w dowódcę.
– No dobra, dzieci. – Mężczyzna błysnął zębami. – Pora na wyjaśnienie. Gdy tu stoimy, Yawenyr Dziecię Koni, Ojciec Wojny Se-kohlandczyków, ten stary skurwiel, który upuścił nam tyle krwi, umiera.
Prawie wypuściła kubek z rąk. Yawenyr umiera. To... to niemal niemożliwe. Ojciec Wojny był zawsze, odkąd pamiętała. Żył gdzieś tam na wschodzie, w namiocie ze złoconego jedwabiu, skąd wysyłał konne zagony, żeby łupiły i mordowały. W dzieciństwie wyobrażała go sobie jako olbrzymiego, tłustego jak wieprz, siedzącego na stosie poduszek potwora, który na śniadanie zjada pieczeń z meekhańskich dzieci. Później to wyobrażenie niewiele się zmieniło. Yawenyr był... stały, niezmienny jak wschody i zachody słońca. Wiadomość, że jest zwykłym śmiertelnikiem, który może umrzeć jak wszyscy inni, była prawie niewiarygodna.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.