Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ale po kil­ku­na­stu dniach, gdy woj­ska było wię­cej i wię­cej, mu­sia­ła przy­znać, że jej do­my­sły wy­glą­da­ją śmiesz­nie. Na­wet gdy­by Li­th­rew zo­sta­ło star­te z po­wierzch­ni zie­mi, Im­pe­rium nie prze­su­nę­ło­by na gra­ni­cę ca­łej ar­mii kon­nej, ry­zy­ku­jąc woj­nę z wciąż po­tęż­nym są­sia­dem. Poza tym ska­la ma­new­rów świad­czy­ła o tym, że szy­ko­wa­no je od wie­lu mie­się­cy, że za­czę­to o nich my­śleć znacz­nie wcze­śniej, nim pierw­szy Po­miot­nik po­ja­wił się w mie­ście. Na pierw­szej li­nii, wzdłuż li­czą­cej trzy­sta mil gra­ni­cy z Wiel­ki­mi Ste­pa­mi, sta­ło te­raz pra­wie dwa­dzie­ścia ty­się­cy kon­ni­cy, z cze­go wię­cej niż po­ło­wę sta­no­wi­ła re­gu­lar­na ka­wa­le­ria. Resz­tę uzu­peł­nia­ły wol­ne cza­ar­da­ny, ta­kie jak ich, któ­re zgod­nie z im­pe­rial­nym pra­wem do­wód­cy puł­ków mo­gli przy­jąć na żołd. Wa­row­ne mia­sta – Ma­ko­nenn, Kawe czy Na­wenth – wzmoc­nio­no pie­cho­tą, a twier­dze, jak Gun­darh, po raz pierw­szy od dzie­się­ciu lat mia­ły peł­ną za­ło­gę i peł­ne spi­chrze. Na­wet śle­py by za­uwa­żył, że Im­pe­rium szy­ku­je się do woj­ny.

Albo przy­naj­mniej szcze­rzy kły, żeby do woj­ny znie­chę­cić.

Oczy­wi­ście dla wszyst­kich ma­ją­cych ja­kie­kol­wiek po­ję­cie o woj­nie było ja­sne, że te dwa­dzie­ścia ty­się­cy kon­nych, roz­rzu­co­nych w kil­ku­na­stu wa­row­nych obo­zach, bę­dzie zbyt roz­pro­szo­ne, żeby za­trzy­mać wiel­kie za­go­ny po­dob­ne do tych, któ­re ude­rzy­ły na Im­pe­rium ćwierć wie­ku temu. Ich za­da­niem było przede wszyst­kim roz­po­znać siłę i kie­run­ki ata­ków, opóź­niać marsz, szar­pać wro­ga woj­ną pod­jaz­do­wą i wpro­wa­dzać za­mie­sza­nie. A po­tem wy­co­fać się do naj­bliż­szej twier­dzy czy mia­sta albo na za­chód, w kie­run­ku głów­nych sił, na któ­re skła­da­ło się po­dob­no czter­dzie­ści ty­się­cy jaz­dy i trzy­dzie­ści pie­cho­ty, nie li­cząc jed­no­stek po­moc­ni­czych. Za­da­nie nie­mal sa­mo­bój­cze, ale nie­któ­rzy do­wód­cy puł­ków sta­wa­li na gło­wie, żeby je do­stać. Go­to­wi byli iść tro­pem wo­jen­nej chwa­ły ni­czym po­so­kow­ce śla­dem ran­ne­go dzi­ka. I mo­gli skoń­czyć, jak cza­sem koń­czy­ły one, do­łą­cza­jąc wła­sną krew do krwi ści­ga­nej zwie­rzy­ny.

Lecz w taki wła­śnie spo­sób Siód­my Pułk Gwar­dii Kon­nej Zie­lo­ne Gar­dła tra­fił tuż nad gra­ni­cę. Jego do­wód­ca nie­mal od razu za­warł trzy­mie­sięcz­ne kon­trak­ty z kha-da­ra­mi kil­ku­na­stu wol­nych cza­ar­da­nów, zwięk­sza­jąc swo­je siły o ja­kieś sie­dem­set koni, przede wszyst­kim lek­kiej jaz­dy i kon­nych łucz­ni­ków. Umoc­nił Mały Byn­der, za­mie­nia­jąc sta­ni­cę w praw­dzi­wy obóz woj­sko­wy, i za­pro­sił Gen­no La­skol­ny­ka do sie­bie.

Za­pro­sił!

Aż zgrzyt­nę­ła zę­ba­mi na to wspo­mnie­nie. Rze­czy­wi­ście ich za­pro­sił i bar­dzo na­le­gał, żeby jej kha-dar ra­czył za­pro­sze­nie przy­jąć. Nie za­pro­po­no­wał im kon­trak­tu, rze­ko­mo dla­te­go, że hań­bą by­ło­by pro­po­no­wa­nie sław­ne­mu ge­ne­ra­ło­wi pie­nię­dzy jak pierw­sze­mu lep­sze­mu na­jem­ni­ko­wi, ale po­wi­tał z wszyst­ki­mi ho­no­ra­mi, ni­czym księ­cia. Cały pułk usta­wił się do prze­glą­du w peł­nym wy­po­sa­że­niu. Pa­mię­ta­ła, jak przed trze­ma dnia­mi wjeż­dża­li na plac przed sta­ni­cą, na któ­rym ty­siąc dwie­ście koni sta­ło w rów­niut­kich sze­re­gach. Sześć pół­pan­cer­nych cho­rą­gwi cze­ka­ło w mil­cze­niu, pre­zen­tu­jąc broń. Ich do­wód­ca naj­wy­raź­niej za­pra­gnął się po­pi­sać, bo wszyst­kie ele­men­ty wy­po­sa­że­nia lśni­ły, jak­by do­pie­ro co ode­bra­no je z ma­ga­zy­nów. Może zresz­tą tak wła­śnie wy­glą­da­ła praw­da, Siód­my był puł­kiem gwar­dyj­skim, za­zwy­czaj sta­cjo­no­wał w sa­mej sto­li­cy, a tam ni­g­dy nie było pro­ble­mów z za­opa­trze­niem.

Ja­dąc za La­skol­ny­kiem, oce­nia­ła żoł­nie­rzy. Część słu­ży­ła już na po­gra­ni­czu, przy pół­noc­nych lub po­łu­dnio­wych ste­pach, bo do gwar­dii nie bra­no tyl­ko szla­chec­kich sy­nal­ków, więc pułk miał swo­ją war­tość. Ale mimo wszyst­ko od cza­sów woj­ny z Se-koh­land­czy­ka­mi Zie­lo­ne Gar­dła jako je­den od­dział nie uczest­ni­czy­ły w praw­dzi­wej bi­twie. Pułk po­trze­bo­wał nie po­zo­ro­wa­nych, ćwi­czeb­nych starć, lecz wal­ki na śmierć i ży­cie z praw­dzi­wym wro­giem. Żoł­nier­ska spraw­ność, tak wspa­nia­le pre­zen­tu­ją­ca się w cza­sie pa­rad, mu­sia­ła zna­leźć po­twier­dze­nie w, jak na­zy­wa­no to w im­pe­rial­nej ka­wa­le­rii, krwa­wych ocze­pi­nach. Tyl­ko wte­dy Siód­my za­mie­ni się w ma­chi­nę wo­jen­ną, zdol­ną sta­wić czo­ło se-koh­landz­kim a’ke­erom. Być może dla­te­go wła­śnie Aber­len-gon-Sawe na­le­gał, żeby to jego od­dział zna­lazł się tuż przy sa­mej gra­ni­cy. Był z tych, któ­rzy uwa­ża­ją, że miecz nie tyl­ko po­wi­nien być ostry i do­brze le­żeć w dło­ni, lecz tak­że musi od cza­su do cza­su po­sma­ko­wać krwi.

Wes­tchnę­ła z iry­ta­cją, wspo­mi­na­jąc, jak ich przy­ję­to. Od po­cząt­ku było ja­sne, że do­wód­ca Siód­me­go i La­skol­nyk zna­ją się do­brze. Chy­ba za do­brze. Aber­len słu­żył pod La­skol­ny­kiem kil­ka lat, za­nim awans wy­niósł go do stop­nia ge­ne­ra­ła i teo­re­tycz­nie zrów­nał z by­łym do­wód­cą. Teo­re­tycz­nie – do­bre sło­wo. Jej kha-dar od­szedł z im­pe­rial­nej ar­mii pra­wie pięć lat temu, za­szył się na po­gra­ni­czu, pro­wa­dząc wła­sny cza­ar­dan, ale i tak wszy­scy, od chłop­ców sta­jen­nych po do­wód­ców od­dzia­łów sta­cjo­nu­ją­cych na gra­ni­cy, mó­wi­li do nie­go „pa­nie ge­ne­ra­le”. Niby nie po­win­no to ni­ko­go dzi­wić, w koń­cu sto­pień woj­sko­wy na­le­żał mu się aż do śmier­ci, ale to „pa­nie ge­ne­ra­le” mia­ło znacz­nie głęb­szy sens. Ka­pi­ta­no­wie i puł­kow­ni­cy, ma­ją­cy za sobą trzy­dzie­ści lat służ­by, sa­lu­to­wa­li La­skol­ny­ko­wi ostro, sprę­ży­ście i co naj­waż­niej­sze, cał­ko­wi­cie od­ru­cho­wo, jak­by fakt, że nie no­sił już mun­du­ru, nie miał naj­mniej­sze­go zna­cze­nia. Nie było w tym nic ze zdaw­ko­wej uprzej­mo­ści, tyl­ko wy­ry­ty w żoł­nier­skich ko­ściach na­kaz, mó­wią­cy, że tak trze­ba. Że oto sta­ją przed La­skol­ny­kiem, TYM La­skol­ny­kiem, więc nie­od­da­nie mu ho­no­rów by­ło­by hań­bą dla ca­łej ar­mii.

Wi­dzia­ła to w cza­sie po­wi­tal­ne­go prze­glą­du. Kha-dar bez żad­ne­go ostrze­że­nia skrę­cił ko­niem mię­dzy żoł­nie­rzy. Tam, gdzie je­chał, sze­re­gi, wy­prę­żo­ne już jak stru­na, prę­ży­ły się jesz­cze moc­niej, broń lśni­ła ja­śniej, a ko­nie dum­niej wy­gi­na­ły szy­je. Tam, gdzie po­chwa­lił ko­nia i jeźdź­ca, choć­by ski­nie­niem gło­wy, na twa­rzy ka­wa­le­rzy­sty wy­kwi­tał ra­do­sny uśmiech. Tam, gdzie zmarsz­czył brwi, po­ja­wia­ła się tru­pia bla­dość. A prze­cież poza zwy­kłym gry­ma­sem nie miał nad żoł­nie­rza­mi żad­nej wła­dzy, nie mógł na­kła­dać kar ani roz­da­wać na­gród. Mi­nio to na kil­ka chwil prze­jął do­wódz­two nad puł­kiem w spo­sób tak ab­so­lut­ny i na­tu­ral­ny, jak­by pro­wa­dził go za­wsze. Wszedł w rolę tak ła­two, że nikt by nie uwie­rzył, że od kil­ku lat do­wo­dził tyl­ko ste­po­wą zbie­ra­ni­ną. W ja­kiś spo­sób prze­ra­ża­ło ją to. Jak­by pa­trzy­ła na ob­ce­go czło­wie­ka, a nie na swo­je­go kha-dara, któ­ry na co dzień na­zy­wał ją „có­ruch­ną”.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x