Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

No ja­sne. A co ona niby, do cho­le­ry, pró­bu­je zro­bić?

Chcia­ła mu to po­wie­dzieć, ale lew od­wró­cił się i w dwóch su­sach znik­nął w naj­bliż­szej ulicz­ce. Szko­da, do­brze by­ło­by mieć go przy so­bie w taką noc. Uśmiech­nę­ła się do ab­sur­du ostat­niej my­śli. W taką noc do­brze by­ło­by mieć przy so­bie ko­go­kol­wiek z cza­ar­da­nu, na­wet je­śli tym kimś był­by Dwu­kształt­ny przy­bie­ra­ją­cy po­stać wiel­kie­go lwa.

Zwłasz­cza, po­pra­wi­ła się, zwłasz­cza je­śli tym kimś był­by Dwu­kształt­ny przy­bie­ra­ją­cy po­stać wiel­kie­go lwa.

Po­de­szła do To­ry­na i za­pro­wa­dzi­ła go do naj­bliż­szej staj­ni. Kop­nia­kiem wy­ła­ma­ła pro­ste za­mknię­cie i wpro­wa­dzi­ła ko­nia do środ­ka.

– Stój tu, po­wi­nie­neś być bez­piecz­ny. I bądź ci­cho. Wró­cę póź­niej.

Wy­szła w noc, pró­bu­jąc upo­rząd­ko­wać my­śli. Da­ghe­na oka­za­ła się ple­mien­ną cza­row­ni­cą. Jej amu­le­ty nie były ta­ni­mi bły­skot­ka­mi z tar­gu, z któ­rych ka­pła­ni mo­gli­by co naj­wy­żej się po­śmiać. Mia­ły wła­sną Moc, po­wstrzy­ma­ły falę cza­rów Po­miot­ni­ka. Jesz­cze pięć­dzie­siąt lat temu za uży­wa­nie nie­aspek­to­wa­nej ple­mien­nej ma­gii tra­fia­ło się do lo­chu albo od razu na sza­fot. Ko­ci­mięt­ka był Dwu­kształt­nym, a na nich po­lo­wa­no w Im­pe­rium od po­cząt­ku jego ist­nie­nia. Na­dal za każ­de­go z nich moż­na było otrzy­mać spo­rą na­gro­dę. Lea? Lea wiesz­czy­ła, wi­dzia­ła na od­le­głość, ta­kich jak ona już nie za­bi­ja­no, lecz za­my­ka­no w wie­żach, gdzie do koń­ca ży­cia do­sta­wa­li wy­war z ma­ko­win. Czy La­skol­nyk wie­dział? Głu­pie py­ta­nie. Czy wie­dział o niej? Ta myśl była tak nie­spo­dzie­wa­na, że aż przy­sta­nę­ła. Kha-dar za­wsze do­bie­rał so­bie lu­dzi we­dług nie­zro­zu­mia­łe­go sche­ma­tu. Od­rzu­cał naj­więk­szych oko­licz­nych za­bi­ja­ków – na rzecz kogo? Dziew­czy­ny wy­cho­wa­nej przez Ver­dan­no?

Póź­niej. Póź­niej bę­dzie czas, żeby się nad tym za­sta­na­wiać. Ru­szy­ła szyb­ciej. Te­raz mia­ła ro­bo­tę do wy­ko­na­nia.

* * *

Szła, kie­ru­jąc się od­gło­sa­mi wal­ki, któ­re raz po raz wy­bu­cha­ły gdzieś przed nią, w mro­ku. Wy­glą­da­ło na to, że cza­ar­da­ny La­skol­ny­ka i We­thor­ma wresz­cie od­na­la­zły wro­ga. Se-koh­land­czy­cy naj­wy­raź­niej nie spo­dzie­wa­li się, że obroń­cy tak szyb­ko wró­cą. Roz­pro­sze­ni po mie­ście ko­czow­ni­cy nie po­tra­fi­li wy­ko­rzy­stać prze­wa­gi li­czeb­nej, któ­ra dość szyb­ko top­nia­ła, bo też Li­th­rew szyb­ko otrzą­snę­ło się z za­sko­cze­nia i wy­szcze­rzy­ło w noc kły. W kil­ka mi­nut Ka­ile­an zna­la­zła czte­ry se-koh­landz­kie ko­nie i sie­dem tru­pów. Wszy­scy zgi­nę­li od strzał i beł­tów. Sza­lo­ny Dzik po­wi­nien za­dać so­bie py­ta­nie, ja­kim cu­dem nie­zbyt duże prze­cież mia­sto zdo­ła­ło prze­trwać na sa­mej gra­ni­cy, le­d­wo dwa­dzie­ścia mil od rze­ki od­dzie­la­ją­cej Im­pe­rium od Ste­pów, je­śli nie było oto­czo­ne ani mu­rem, ani wa­łem, ani na­wet zwy­kłą pa­li­sa­dą.

Po­wi­nien też za­py­tać, skąd bie­rze się ten sza­ry pia­sko­wiec, z któ­re­go zbu­do­wa­no więk­szość bu­dyn­ków w Li­th­rew.

Ka­ile­an mia­ła już dość błą­ka­nia się w ciem­no­ściach. Do­pó­ki wszy­scy Po­miot­ni­cy nie zo­sta­ną za­bi­ci lub nie uciek­ną, cza­ry będą ma­mić i my­lić jej dro­gę. W do­dat­ku na pie­cho­tę mia­ła nie­wiel­kie szan­se na szyb­kie od­na­le­zie­nie cza­ar­da­nu. Po­de­szła do naj­bliż­sze­go do­mo­stwa. Drzwi były na szczę­ście otwar­te, w środ­ku pu­sto, wszy­scy miesz­kań­cy zni­kli.

Przez otwar­tą kla­pę ze­szła do piw­ni­cy, oświe­tla­jąc so­bie dro­gę po­chod­nią za­pa­lo­ną od resz­tek żaru z pa­le­ni­ska. Drzwi ukry­te w ścia­nie były pra­wie nie do wy­kry­cia, chy­ba że ktoś wie­dział, gdzie szu­kać.

Za­pu­ka­ła trzy razy, po­tem raz i jesz­cze dwa. Naj­prost­sze szy­fry są naj­lep­sze.

Za drzwia­mi coś za­szu­ra­ło.

– Kto?

– Ka­ile­an, cza­ar­dan La­skol­ny­ka.

Otwo­rzy­ło się ma­leń­kie okien­ko. Bły­snę­ły oczy.

– To ty, Me­len­ha? – za­py­ta­ła. – Zo­sta­wi­li cię tu sa­me­go i po­szli się ba­wić, co?

– Prze­gra­łem za­kład.

Ma­len­ha, śred­ni syn ry­ma­rza, nie wy­glą­dał na za­do­wo­lo­ne­go. Otwo­rzył jej drzwi i cof­nął się w bocz­ną ni­szę, żeby mo­gła przejść.

– Gdzie chcesz iść, Ka­ile­an?

– Do Ven­do­ru. Dro­ga wol­na?

– Czer­wo­ny ko­ry­tarz. W nie­bie­skim są za­po­ry, bo kil­ka Bły­ska­wic pró­bo­wa­ło tu wejść.

– Dzię­ki.

Li­th­rew też mia­ło swo­je ta­jem­ni­ce. I to ta­kie, któ­rych nie roz­gła­sza­no wszem wo­bec. Kie­dy dwie­ście lat temu za­kła­da­no mia­sto, za­nim jesz­cze za rze­ką wy­ro­sło po­tęż­ne se-koh­landz­kie kró­le­stwo, pierw­si osad­ni­cy od­kry­li, że pod cien­ką war­stwą gle­by znaj­du­je się przede wszyst­kim mięk­ki, ła­twy do wy­do­by­wa­nia i ob­rób­ki pia­sko­wiec. Pod każ­dym bu­dyn­kiem bły­ska­wicz­nie wy­ro­sły roz­le­głe piw­ni­ce, któ­re dość szyb­ko po­łą­czo­no ze sobą sie­cią tu­ne­li. Dzię­ki temu dało się przejść do do­wol­ne­go punk­tu mia­sta, nie sta­wia­jąc sto­py na uli­cach. Tu­ne­le były dłu­gie, krę­te, a piw­ni­ce wie­lo­po­zio­mo­we – naj­głęb­sze scho­dzi­ły na­wet sie­dem­dzie­siąt stóp pod po­wierzch­nię grun­tu. We­wnątrz gro­ma­dzo­no za­pa­sy żyw­no­ści i wody, bro­ni, odzie­ży i le­ków. Łą­czą­cych je wą­skich przejść mo­gło przed całą ar­mią obro­nić za­le­d­wie kil­ku lu­dzi.

Ka­ile­an wie­dzia­ła, że tyl­ko dzię­ki za­sko­cze­niu ko­czow­ni­kom uda­ło się za­mor­do­wać część miesz­kań­ców. Te­raz resz­ta mści­ła się, mści­ła nie­ład­nie i nie­ho­no­ro­wo, ale zgod­nie z naj­lep­szą tra­dy­cją tych, któ­rym ban­dy­ci za­kłó­ca­ją spo­koj­ny sen. Strza­ła­mi i beł­ta­mi wy­strze­li­wa­ny­mi w ple­cy, pod­stęp­nym cio­sem zza wę­gła, lin­ką prze­cią­gnię­tą na wy­so­ko­ści gło­wy kon­ne­go. Nie­wiel­kie, trzy-, czte­ro­oso­bo­we gru­py prze­my­ka­ły ko­ry­ta­rza­mi od piw­ni­cy do piw­ni­cy. Tak­ty­ka była pro­sta i spraw­dzo­na: wejść do pu­ste­go bu­dyn­ku, za­cza­ić się, od­dać sal­wę do prze­jeż­dża­ją­cych na­past­ni­ków i wy­co­fać. Gdy ostrze­la­ny od­dział rzu­cał się sztur­mo­wać do­mo­stwo, wy­wa­żać drzwi, naj­czę­ściej do­sta­wał na­stęp­ną sal­wę z są­sied­nie­go bu­dyn­ku. Je­śli ata­ku­ją­cy zna­leź­li wej­ście do tu­ne­li, to wą­ski ko­ry­tarz, kil­ka ka­mien­nych blo­ków usta­wio­nych jako za­po­ra i paru kusz­ni­ków oka­zy­wa­ło się naj­czę­ściej prze­szko­dą nie do prze­by­cia.

La­skol­nyk stwier­dził kie­dyś, że zdo­by­cie sie­ci pod­ziem­nych tu­ne­li prze­kra­cza­ło­by moż­li­wo­ści puł­ku im­pe­rial­nej pie­cho­ty. A on za­zwy­czaj wie­dział, o czym mówi.

Bie­gła ko­ry­ta­rzem, któ­re­go ścia­ny w re­gu­lar­nych od­stę­pach ozna­czo­no czer­wo­ną far­bą. Kil­ka razy scho­dzi­ła na niż­sze po­zio­my, kil­ka razy mu­sia­ła wspi­nać się po dra­bin­kach. Mi­nę­ła kil­ka więk­szych po­miesz­czeń, pu­stych, bo star­cy, ko­bie­ty i dzie­ci schro­ni­li się w naj­głę­biej po­ło­żo­nych piw­ni­cach, a męż­czyź­ni po­lo­wa­li na Se-koh­land­czy­ków w in­nej czę­ści mia­sta. Dro­ga do Ven­do­ru za­bra­ła jej le­d­wo kil­ka mi­nut.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x