Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Opar miał tyl­ko pół mili śred­ni­cy. – La­skol­nyk pod­je­chał do nich z le­wej. – A te stwo­ry za­ata­ko­wa­ły, kie­dy by­li­śmy w po­ło­wie dro­gi. Gdy­by tu­man był dzi­siaj szer­szy...

Nie mu­siał koń­czyć. Żywa noga nie wy­je­cha­ła­by z mgły.

Ko­ci­mięt­ka nie pa­trzył na kha-dara. Ze­sko­czył na zie­mię, zła­pał za wo­dze i przy­tu­lił twarz do koń­skiej szyi. Ka­ile­an wi­dzia­ła te­raz wy­raź­nie bok jego ko­nia. To, co wcze­śniej wzię­ła za frag­ment nad­pru­te­go po­prę­gu, było dłu­gie, owal­ne i lśnią­ce. Je­li­to. Koń Ko­ci­mięt­ki biegł przez ćwierć mili z roz­pru­tym brzu­chem. Jego jeź­dziec szep­tał mu te­raz coś do ucha.

Po­tem na­głym ru­chem wy­rwał z po­chwy przy udzie dłu­gi nóż i wbił zwie­rzę­ciu tuż za przed­nią nogą. Koń ukląkł, wes­tchnął, bar­dzo po ludz­ku, i zwa­lił się na bok. Tyl­ne nogi szarp­nę­ły się w kil­ku spa­zmach i znie­ru­cho­mia­ły.

Ko­ci­mięt­ka po­wo­li wy­tarł ostrze o spodnie.

– Jeź­dzi­łem z nim od pię­ciu lat – za­chry­piał.

Ka­ile­an ude­rzy­ło, że wła­śnie tak po­wie­dział, nie „na nim”, tyl­ko „z nim”.

– Kto, kha-dar? Kto to uczy­nił?

– Do­wie­my się, Sar­den.

– Do­brze by było, że­by­śmy do­wie­dzie­li się szyb­ko.

Ciar­ki prze­szły jej po grzbie­cie od tego gło­su.

– Do­wie­my się w Li­th­rew. Wkrót­ce. To czte­ry mile, Sar­den, do­brze by było, gdy­byś wziął in­ne­go ko­nia.

Dla­cze­go on tak mówi? Po­wo­li, spo­koj­nie, jak do wiel­kie­go, uzbro­jo­ne­go w na­pię­tą ku­szę dziec­ka.

Ko­ci­mięt­ka po­krę­cił gło­wą, nie­spiesz­nie wło­żył nóż do po­chwy.

– Ża­den koń mnie te­raz nie po­nie­sie, kha-dar. Nie ten za­pach. A ja nie chcę je­chać z że­la­zem w gar­ści. Tę krew mu­szę zmyć ina­czej.

– Sar­den...

– Nie martw się o dziew­czy­ny, kha-dar. Każ­da z nich też ma swo­je ta­jem­ni­ce. Do­brze wy­bra­łeś.

Ru­szył przed sie­bie. W mia­rę jak się od­da­lał, jego syl­wet­ka zda­wa­ła się...

– Ka­ile­an! – La­skol­nyk trą­cił ją w ra­mię. – Ro­bo­ta cze­ka.

Nie sko­men­to­wał zaj­ścia ani sło­wem.

– Ty i Da­ghe­na do­łą­czy­cie do cza­ar­da­nu We­thor­ma. Stra­cił wię­cej lu­dzi. Roz­dzie­la­my się tu­taj. Wy po­je­dzie­cie od wscho­du, my od za­cho­du. Sta­raj­cie się nie roz­pra­szać w mie­ście. Je­śli bo­go­wie po­zwo­lą, spo­tka­my się przy ryn­ku. W dro­gę!

* * *

Sta­raj­cie się nie roz­pra­szać. Ła­twiej po­wie­dzieć, niż zro­bić. Li­th­rew było tak na­praw­dę plą­ta­ni­ną uli­czek i za­uł­ków wci­śnię­tych mię­dzy naj­róż­niej­sze, sta­wia­ne bez ładu i skła­du bu­dyn­ki. Je­śli wje­cha­ło się w te ulicz­ki, nie spo­sób było po­ru­szać się ina­czej jak gę­sie­go, koń za ko­niem. Nie­roz­pra­sza­nie się było dla od­dzia­łu jaz­dy w prak­ty­ce nie­wy­ko­nal­ne.

Gdy zbli­ża­li się do mia­sta, oka­za­ło się, że sy­tu­acja nie jest tak zła, jak wy­glą­da­ła w pierw­szej chwi­li. Pło­nę­ły skła­dy Ke­wer­sa i kil­ka staj­ni po­ło­żo­nych na obrze­żu. Więk­szość do­mostw była nie­na­ru­szo­na. Sza­ry pia­sko­wiec, z któ­re­go wznie­sio­no ich ścia­ny, trud­no się pa­lił.

Pierw­sze śla­dy wal­ki zo­ba­czy­li za­raz po wje­cha­niu do mia­sta. W ulicz­ce stał koń. Bo­jo­wy ogier z se-koh­landz­kim sio­dłem uma­za­nym krwią. Li­th­rew umia­ło ką­sać i trze­ba było cze­goś wię­cej niż kil­ku­dzie­się­ciu Jeźdź­ców Bu­rzy, żeby wy­rwać mu zęby.

To coś wię­cej zna­leź­li chwi­lę po­tem. Cza­ar­dan We­thor­ma roz­padł się już na kil­ka grup, każ­da z nich na wła­sną rękę pró­bo­wa­ła do­stać się na ry­nek. Ka­ile­an i Da­ghe­na trzy­ma­ły się ra­zem, to­wa­rzy­szy­ło im trzech miej­sco­wych ochot­ni­ków, któ­rzy bez szem­ra­nia za­ak­cep­to­wa­li, że roz­ka­zy wy­da­ją im ja­kieś dziew­czy­ny. W koń­cu obie były od La­skol­ny­ka.

Ka­ile­an zna­ła mia­sto, spę­dzi­ła tu kil­ka ostat­nich lat, po­win­na umieć prze­je­chać przez nie z za­mknię­ty­mi ocza­mi. Te­raz wiatr wpy­chał gę­sty, smo­li­sty dym po­mię­dzy ulicz­ki, ogra­ni­cza­jąc wi­docz­ność do kil­ku­na­stu kro­ków, ale nie cho­dzi­ło tyl­ko o to. Mia­ła wra­że­nie, że coś po­ro­bi­ło się z prze­strze­nią, z od­le­gło­ścia­mi. Ulicz­ka, któ­ra po­win­na mieć kil­ka­na­ście kro­ków, wio­dła ich przez kil­ka­dzie­siąt ude­rzeń ko­pyt w przód, by na­gle skoń­czyć się śle­pą ścia­ną. W Li­th­rew, któ­re pa­mię­ta­ła, nie było ta­kie­go miej­sca. Je­den z ochot­ni­ków jęk­nął i za­łkał ci­cho, po kwa­dran­sie błą­ka­nia się po ro­dzin­nym mie­ście był już w pół dro­gi do pa­ni­ki.

– Wy dwaj! Na lewo! Zo­bacz­cie, czy jest wol­na dro­ga. – Nie mia­ła za­mia­ru po­zwo­lić im na bez­czyn­ność, La­skol­nyk za­wsze po­wta­rzał, że jak nie wia­do­mo, co się dzie­je, to trze­ba przy­naj­mniej zna­leźć lu­dziom coś do ro­bo­ty. – Dag, czu­jesz?

Czar­no­wło­sa ski­nę­ła gło­wą.

– Cza­ry, po­tęż­ne. Jak na Uro­czy­sku, tyl­ko inne. Ktoś pró­bu­je nam mą­cić w gło­wach. Amu­le­ty za­cho­wu­ją się dziw­nie.

Rze­czy­wi­ście, ko­ści, pió­ra i wo­recz­ki, któ­ry­mi ob­wie­si­ła sie­bie i ko­nia, ko­ły­sa­ły się lek­ko, ale w asyn­chro­nicz­nym ryt­mie, jak­by każ­dym ba­wi­ła się inna para ma­łych dło­ni.

Na­gle roz­le­gło się dzi­kie rże­nie i ze ścia­ny wy­padł spie­nio­ny koń. Roz­trą­cił ich wierz­chow­ce i spró­bo­wał przejść w cwał, ale nogi od­mó­wi­ły mu po­słu­szeń­stwa, po­tknął się, raz, dru­gi, i za­rył chra­pa­mi w zie­mię. Jeź­dziec, wy­rzu­co­ny z sio­dła, prze­le­ciał kil­ka jar­dów i gruch­nął na ubi­ty trakt. Mar­twy. Bły­ska­wi­ca. Z ple­ców ster­cza­ły mu drzew­ca beł­tów.

Ścia­na zro­bi­ła się przej­rzy­sta i roz­wia­ła się w po­wie­trzu jak ciem­ny opar. Ulicz­ka wy­cho­dzi­ła na nie­wiel­ki, wy­sy­pa­ny pia­skiem pla­cyk. Kil­ka po­chod­ni za­tknię­tych w ścia­nach naj­bliż­szych bu­dyn­ków da­wa­ło dość świa­tła, by przyj­rzeć się sto­ją­ce­mu po­środ­ku pla­cu męż­czyź­nie. Ubra­ny był jak za­moż­ny ku­piec, w zie­le­nie i gra­na­ty, po­chy­lał się wła­śnie nad roz­cią­gnię­tym na zie­mi cia­łem. W pra­wej dło­ni trzy­mał krót­ki, pro­sty nóż.

Le­żą­cy na mo­krym od krwi pia­sku był mło­dym Se-koh­land­czy­kiem. Żył jesz­cze, od­dy­chał chra­pli­wie, pró­bu­jąc od­czoł­gać się na ple­cach od gó­ru­ją­cej nad nim, ciem­nej po­sta­ci. Przez chwi­lę Ka­ile­an mia­ła wra­że­nie, że pa­trzy na ja­kieś ma­lo­wi­dło, mi­to­lo­gicz­ną sce­nę z cza­sów Wo­jen Bo­gów, przed­sta­wia­ją­cą stwo­ra Nie­chcia­nych po­chy­lo­ne­go nad ofia­rą.

Bo męż­czy­zna, mimo świet­ne­go stro­ju, lśnią­cych bu­tów, śnież­no­bia­łych man­kie­tów i koł­nie­rza, nie był czło­wie­kiem. Twarz gó­ru­ją­ca nad le­żą­cym była wiel­ka, na­puch­nię­ta, kan­cia­sta, jak­by ko­ści czasz­ki zo­sta­ły po­ła­ma­ne i byle jak zło­żo­ne na nowo. Jego skó­ra błysz­cza­ła me­ta­licz­nie, war­gi skur­czy­ły się, od­sła­nia­jąc zęby. Za­miast nosa wid­nia­ła dru­ga para ust, okrą­głych, oko­lo­nych szpi­cza­sty­mi, czer­wo­ny­mi zę­ba­mi. Oczy wy­glą­da­ły, jak­by wy­peł­nia­ła je smo­ła.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x