Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przechyliła głowę w bok, uśmiechnęła się.

Hel’zaav . Pochlebiają mi. Ilu was jest?

Brak odpowiedzi, nie spodziewała jej się zresztą, bo w chwili, gdy zadawała pytanie, jej lewa ręka wystrzeliła w przód i napastnik szarpnął się, jakby powiał na niego wicher. Jego ubiór pozostał gładki, ale jakaś siła pchnęła go w tył. Błyskawicznie skrzyżował ręce przed sobą, na wysokości piersi, pochylił się, oparł czarowi.

I skoczył na nią. Tym razem zdołała go zatrzymać o stopę bliżej siebie niż poprzednio, odbił się, ledwo musnął stopą posadzkę i już atakował ponownie, rozmazana smuga, biała śmierć tak szybka, że wzrok ledwo za nią nadążał. Trzeci, czwarty, piąty atak! Wszystkie szybkie jak mgnienie oka. Przy szóstym, który odparła w odległości o połowę krótszej niż pierwszy, cofnęła się o krok, po raz pierwszy chyba przestraszona, jakby sytuacja nie rozwijała się według jej zamysłów. Poruszyła bezgłośnie wargami.

– Ekkenhaaard...

Szept, jęk, skomlenie. Przypomniał sobie, po co pełzł po posadzce pod te drzwi. Podniósł bezwładne ciało na rękach, cztery zasuwy, dobrze naoliwione, przesunęły się niemal bez oporu, pchnął drzwi i wpadł do celi, znajdując się oko w oko z najstarszym z więźniów. Chłopak bez imienia, piętnaście lat. Podobno potrafił rozerwać dziesięciostopowego demona na kawałki gołymi rękami. Przykucnął, podpierając się dłońmi, i patrzył na niego jak... zamknięty w klatce lew, który jeszcze nie zorientował się, że od nadzorcy nie oddzielają go kraty. Spojrzenie drapieżnika, ani śladu inteligencji, czysty instynkt. Oblizał wargi, pochylił się i powąchał twarz Ekkenharda. I nagle jego wzrok nabrał ostrości, uciekł za plecy Szczura, na korytarz. Jednym, płynnym ruchem wstał i przeskoczył leżącego człowieka. Szczęknęło żelazo, gdy podnosił miecz zabitego strażnika.

I w tej chwili, gdy chłopak prostował się z bronią, w głębi korytarza wybuchła walka. Świst kling, dziwaczny, matowy pogłos zderzających się ostrzy, który na kilka uderzeń serca zlał się w jeden dźwięk. Taka szybkość! Kto?!

Szczur wypełzł z celi. Na korytarzu... W pierwszej chwili w rozmigotanym świetle oliwnych lampek nie dostrzegł szczegółów. Zabójca stał tyłem do niego, mając przed sobą migotliwą, na wpół przejrzystą strefę cienia. Cofał się. Cofał!

Nacierającym był młody mężczyzna walczący dwoma mieczami. To ich taniec tworzył tarczę oddzielającą białego mordercę od dziewczyny. Ekkenhardowi wystarczył rzut oka na ubiór, styl walki, pochwy mieczy wystające znad pleców. Issar. W południowo-wschodnich prowincjach spotykało się ich wystarczająco często, żeby nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Ale odsłonięta twarz! Czy to znaczyło, że wojownik zamierza umrzeć, czy że zabije ich, jak tylko pokona swojego przeciwnika?

O ile go pokona, dotarło do niego po chwili. Zabójca cofał się, krok po kroku, ale walcząc tylko dwoma sztyletami, odpierał wszystkie ataki. Każdy umykający oczom cios był parowany, a przecież Issar był tylko człowiekiem, nie mógł utrzymać takiego tempa zbyt długo.

Zatrzymali się przez dwa, trzy uderzenia serca, wymieniając w miejscu wściekle ciosy, a potem to obrońca dziewczyny zaczął się cofać. Jego miecze nie zwolniły, przynajmniej Szczur nie mógł tego zauważyć, lecz teraz to on bardziej odpierał ataki, bronił się, niż nacierał. Wyraźnie brakowało mu sił.

I wtedy dziewczyna zauważyła wreszcie stojącego przed otwartymi drzwiami chłopaka. Przez mgnienie oka na jej twarzy można było dostrzec... Wahanie? Żal? Poczucie winy? Cokolwiek to było, znikło, pochłonięte przez zły, pełen triumfu uśmiech. Spojrzała na młokosa i głośno powiedziała:

– Zabij!

Dzieciak runął do przodu, nie wydając najmniejszego dźwięku – i nagle morderca musiał odpierać ataki z przodu i tyłu. Chłopak, dziecko przywiezione z wymordowanej do szczętu wioski, które pięć lat spędziło w celi, poruszał się jak zawodowy szermierz, płynnie, bez jednego zbędnego gestu, bez żadnego przestoju. Walczył, jakby miecz był przedłużeniem jego ciała, a szybkością zdawał się przewyższać nawet Issara.

Ale mimo to przez kilka chwil wydawało się, że biało odziany zabójca poradzi sobie z nimi. Poruszał się tak szybko, że nie tylko ręce i nogi, ale i reszta jego ciała czasem po prostu znikała Ekkenhardowi z oczu. Po prostu nie potrafili go trafić.

Nagle przez łoskot zderzających się ostrzy przebił się pojedynczy okrzyk. Pełen bólu i rozpaczy. Zabójca zatoczył się w bok, jakoś tak niezgrabnie, koślawo, próbował złożyć paradę, lecz tak wolno, że nawet szpieg mógł dokładnie prześledzić jego ruch. Na przodzie białej szaty wykwitła kolejna czerwona plama, tętniąca szkarłatem wzdłuż rozcięcia biegnącego na ukos przez pierś. Następny cios trafił go w środek białej maski. Pękła, z odgłosem tłuczonej porcelany.

– Stać!!!

Słysząc głos dziewczyny, obaj jej obrońcy momentalnie zastygli, nienaturalnie znieruchomieli, zanim jeszcze Szczur zorientował się, że taki rozkaz padł. Zabójca osuwał się powoli po ścianie. Pęknięta maska jakimś cudem wciąż trzymała się na twarzy.

– Czekaj!

Nie wiedział, do kogo to mówi, dopóki chłopak z celi nie cofnął się pod przeciwległą ścianę i nie przykucnął. Miecz ciągle trzymał w dłoni.

Issar odwrócił się do dziewczyny i powiedział coś w swoim języku. Wzruszyła ramionami, w bardzo uniwersalnym geście.

—— • ——

– Więc to przed nim miałem cię chronić?

Ciągle brakowało mu oddechu, ręce drżały, nogi miał jak z ołowiu. Trans khaan’s, bitewny taniec, w który musiał wejść zaraz po przekroczeniu progu, ledwo wystarczył. Gdyby przeciwnik go nie zlekceważył, gdyby od razu zaatakował z pełną szybkością, Yatech konałby teraz na posadzce. Najlepsi z wojowników Issaram potrafili wejść w trans na ponad dwie minuty, ale to byli mistrzowie, których imiona powtarzano we wszystkich afraagrach wszystkich plemion. Jemu udało się tylko kilka razy osiągnąć ten stan, lecz nigdy na tak długo. Przegrałby, gdyby nie pomoc chłopaka-bestii. Wzdrygnął się, gdy po raz pierwszy spotkali się wzrokiem. Nic ludzkiego, żadnych uczuć, strachu, nienawiści ani szału walki. Tylko pustka i śmierć.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Źle ich oceniłam – powiedziała spokojnie. – Nie myślałam, że wyślą kogoś aż tak dobrego. Mimo wszystko, mój skorpionie, spisałeś się lepiej, niż myślałam.

Posłała mu zimny, okrutny uśmiech. To coś obcego rozsiadło się na całej jej twarzy.

– Byłam przekonana, że zabije cię w dziesięć uderzeń serca.

Podeszła do mordercy i zajrzała w szczelinę pękniętej maski.

Hel’zaav – mruknęła niemal śpiewnie.

I skamieniała. Na chwilę przestała nawet oddychać, a gdy wreszcie wciągnęła powietrze, zassała je z takim świstem, jakby właśnie wynurzyła się z głębokiego nurkowania. Błyskawicznie przyklękła przy leżącym, wcisnęła palce pod maskę, szarpnęła. Maska nie była przywiązana, tylko jakby przyklejona, odrywała się od twarzy z mokrym mlaśnięciem, ciągnąc za sobą nitki białego śluzu. Jedna połowa, druga, twarz.

Człowiek, chyba dziewczyna albo młody chłopak, mały nos, zwykłe usta, brwi i rzęsy tak jasne, że prawie białe, szrama na twarzy w miejscu, gdzie pękła maska, czerwona krew.

Do tej pory nie widział jeszcze Kanayoness tak zagubionej. Nawet w chwilach, gdy przechodziła ze stanu normalnego w ten drugi, obcy.

– Nie hel’zaav, nie hel’zaav – powtórzyła. – Siostro moja, co oni zrobili? Córka Przysposobiona... Ale taka Moc, takie umiejętności. Dlaczego? Tak daleko się posunęli? To oznacza wojnę. Złamanie Paktu. To...

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x